Słodko-gorzkie marzenia i sylwestrowy cud

newsempire24.com 14 godzin temu

Złamane marzenia i noworoczne cud

Kinga spotykała się z Jakubem ponad rok. Ich randki były tak rzadkie, iż mogła zaznaczać je w kalendarzu czerwonym flamastrem jak święta. Mieszkał w Poznaniu, a do małego miasteczka pod Łodzią przyjeżdżał tylko w sprawach firmy. Snuli wielkie plany na przyszłość i w ten Nowy Rok mieli zdecydować, kto do kogo się przeprowadzi. Nagle rozległ się dzwonek telefonu. Kinga drgnęła zaskoczona — dzwonił Jakub!

— Cześć, kochanie — powiedziała, starając się brzmieć czule mimo tego szalonego dnia.
Lecz w słuchawce rozległ się ostry kobiecy głos:
— Witaj, rozbójnico serc!

Kinga zastygła, nie mogąc wydusić ani słowa.

Ten przednoworoczny dzień szedł od początku źle. Rano zadzwonili z biura, żądając natychmiastowego przyjazdu do podpisania kontraktu z zagranicznymi partnerami. Nikogo nie obchodziły plany Kingi, która umówiła się rano do fryzjera. Prezes firmy wylegiwał się gdzieś na plaży, a ona, marszcząc brwi, mruknęła pod nosem kilka mocnych słów, zamówiła taksówkę i pojechała do biura.

Wychodząc z centrum biznesowego, przypomniała sobie, iż miała odebrać sukienkę od przyjaciółki Natalii, która dorabiała jako krawcowa. Sukienka, kupiona na sylwestrową noc, nagle wisiała jak worek. Kinga wolała myśleć, iż schudła, a nie iż materiał był tandetny. Wybrała numer przyjaciółki:
— Natalia, przepraszam, zupełnie zapomniałam o sukience!
— Kinga, gdzie ty byłaś? Godzinę próbowałam się do ciebie dodzwonić! — krzyczała Natalia przez hałas dworca.
— To przez naszego prezesa — westchnęła Kinga. — No to jak z sukienką? Przyjadę?
— Kinga, wybacz — głos Natalii zadrżał. — Jesteśmy już na dworcu, pociąg za pół godziny.

Kinga opuściła telefon, czując, jak nadzieje rozpadają się na kawałki. *No dobrze* — pomyślała — *bez sukienki, bez fryzury, ale przecież sylwester! niedługo przyjedzie Jakub, spędzimy tę noc razem. Nie jest aż tak źle*.

Kinga, mimo swoich dwudziestu sześciu lat, wciąż była romantyczką, wierzącą w cuda. choćby po tym koszmarnym dniu miała nadzieję, iż sylwestrowa noc przyniesie jej trochę magii.

Gdy telefon zadzwonił ponownie, drgnęła, pogrążona w marzeniach. Widząc na wyświetlaczu imię Jakuba, wzięła głęboki oddech, by zabrzmieć radośnie.
— Cześć, kochanie — zaczęła.
— Witaj, rozbójnico serc! — przerwał jej kobiecy głos. — Myślałaś, iż zostawi rodzinę dla ciebie? Zapomnij jego numer, bo pożałujesz!

W słuchawce zapadła cisza, a w głowie Kingi zawrócił wir. Rzadkie spotkania, milczenie w weekendy, dziwne przejęzyczenia Jakuba — wszystko układało się w mroczną układankę. Powoli dotarła do przystanku, oparła się o latarnię i wpatrywała w pustkę. *Rozbójnico serc* — te słowa uderzyły jak młot. Jej świat zawalił się w jednej chwili. Stary rok odchodził, zabierając ze sobą wszystko, w co wierzyła.

— Proszę pani, wszystko w porządku? — głośne pytanie wyrwało ją z odrętwienia. Przed nią stał mężczyzna z gęstą brodą, w czerwonym płaszczu z białym kołnierzem.
— Nie — szepnęła Kinga, ledwo powstrzymując łzy. — A pan… kto?
— Święty Mikołaj, a kto inny?! — zaśmiał się. — Chodź do samochodu, zmarzniesz!

Wziął ją pod ramię i poprowadził do auta. Kinga, oszołomiona, nie zdążyła zaprotestować. Gdy auto ruszyło, otrząsnęła się i krzyknęła:
— Proszę zatrzymać! Dokąd mnie pan wiezie? Niech mnie pan wypuści!

Kierowca zjechał na pobocze i odwrócił się do niej:
— Chciałem pomóc. Jechałem do kawiarni, żeby poczęstować cię gorącą herbatą. Stałaś na mrozie, całkiem nieprzytomna. Za chwilę Nowy Rok, a ja… no cóż, niby taki Święty Mikołaj.

Ostatnie zdanie zabrzmiało nieporadnie, ale nagle Kinga wybuchnęła śmiechem. Śmiech wyrwał się sam, zmywając ból tego dnia: zniszczona sukienka, spalona wizyta u fryzjera, zdrada Jakuba i ten dziwny „Święty Mikołaj”.
— Przepraszam — wykrztusiła przez łzy i śmiech.
— Nic się nie stało — uśmiechnął się mężczyzna. — Stary rok odchodzi, zabierając wszystko, co złe. Wszystko się ułoży. Na przykład mój najlepszy przyjaciel dziś odmówił wspólnego świętowania. Piętnaście lat tradycji — poszło w diabły! Wszystko przez jego nową żonę.

Kinga poczuła nagłą ulgę. Może przez wychłodzenie, a może przez to spotkanie, ale ciężar z serca opadł.
— Pewnie na panią ktoś czeka — powiedział mężczyzna, uruchamiając silnik. — Gdzie zawieźć?
— Nie mam dokąd — uśmiechnęła się smutno. — W domu nikogo, sukienki nie odebrałam, fryzury nie zrobiłam. Wolna jak ptak. Nie wiem nawet, co robić.
— To może spędzimy razem Nowy Rok? Znam jedną przytulną kawiarnię, obiecują magiczny wieczór.
— Nie mam nic przeciwko, tylko wpadnę się przebrać — odpowiedziała Kinga. Nie chciała zostać sama tej nocy.

W domu gwałtownie zmieniła przemoknięte ubranie, wróciła do samochodu z uśmiechem i lekkim podekscytowaniem. W kawiarni, ozdobionej migającymi lampkami, przyjrzała się swojemu towarzyszowi.
— Dlaczego pan jest w kostiumie Świętego Mikołaja? — zapytała, uśmiechając się.
— Och, to długa i śmieszna historia — roześmiał się, zdejmując płaszcz i brodę. — A tak w ogóle, jestem Sebastian.
— Kinga — wyciągnęła dłoń. — No to opowiadaj, Sebastian. Dziś brakowało mi śmiesznych historii.

Sebastian zamówił herbatę i zaczął opowiadać. Rozmowa potoczyła się naturalnie, a smutki stopniały jak śnieg w słońcu. Za oknem prószył puszysty śnieg, a Nowy Rok pukał do drzwi.

Tak kończył się stary rok, zabierając ból i rozczarowanie. A nowy przyniósł Kindze i Sebastianowi początek czegoś jasnego i prawdziwego — historię miłości, która narodziła się w blasku noworocznych świateł. Kinga wiedKinga uśmiechnęła się, patrząc w oczy Sebastiana, i w tej chwili zrozumiała, iż czasem najpiękniejsze historie zaczynają się tam, gdzie kończą się złamane serca.

Idź do oryginalnego materiału