«Ślub syna, a serce matki — nie jest wolne…»
Krzysztof i Kinga brali ślub. Goście zjawili się od samego rana, eleganckie stroje, szampan, muzyka. Wszystko jak należy. Mama Krzysztofa, Anna Kowalska, przyjechała dwa dni przed uroczystością — by poznać rodziców panny młodej i pomóc w przygotowaniach.
— Mamo, wyglądasz cudownie — uśmiechnął się Krzysztof, witając ją przed domem. — Jakbyś się zakochała — dodał żartobliwie.
I nagle zauważył, jak jej policzki nabiegły rumieńcem, a wzrok gwałtownie opadł. Zdziwił się, ale nie powiedział nic.
Następnego dnia, w sam dzień ślubu, pojawił się stary przyjaciel zmarłego rodzica — Jan Nowak. Towarzyszył mu nieznajomy mężczyzna, około czterdziestu pięciu lat. Wysmukły, zadbany, w drogim garniturze.
— Poznaj, Krzysztofie, to mój kuzyn Marek — przedstawił go Jan. — Teraz ze mną pracuje, w technice się zna jak mało kto.
Krzysztof uścisnął mu dłoń — i wtedy dostrzegł dziwny, długi spojrzenie matki. Patrzyła na Marka tak, jakby czekała na tę chwilę od dawna. W jej oczach pojawiła się czułość, której nie da się pomylić z niczym innym. I wszystko stało się dla niego jasne.
Mama jest zakochana. I to właśnie w tym Marku.
Odszedł na bok. Było mu nieprzyjemnie. Jego ślub, a matka ma romans? I to z mężczyzną młodszym od niej o prawie dziesięć lat?
— Mamo — podszedł do niej później. — To ty go zaprosiłaś?
— Tak. Wybacz, jeżeli to niestosowne, ale chciałam, żeby był przy mnie.
— Rozumiesz, jak to wygląda? Minął niespełna rok od śmierci taty, a ty już…
— Nie proszę cię o pozwolenie, synu. Po prostu chcę być szczęśliwa. Milczałam latami. Twój ojciec… był dobrym człowiekiem, ale nie najwierniejszym. Znosiłam to, byś dorastał z ojcem. A teraz — daj mi żyć.
Gdy jeszcze próbował ogarnąć te słowa, podszedł do niego Jan Nowak.
— Nie gniewaj się na matkę. Wiedziałem od lat, jak ciężko jej było. Milczała dla ciebie. Teraz ma szansę. A Marek to porządny człowiek. Szanuje ją.
Krzysztof milczał. Było mu gorzko. Ale miał już trzydzieści lat. Sam wybrał, z kim iść przez życie. Dlaczego miał zabraniać tego własnej matce?
Marek podszedł do niego sam.
— Wiem, iż to dla ciebie trudne. Ale kocham twoją matkę. Bez względu na wiek. Nie interesuje mnie spadek, nie potrzebuję majątku. Całe życie pracuję własnymi rękami. A z nią — jestem naprawdę szczęśliwy.
Krzysztof spojrzał na niego. Poważne oczy, otwarta twarz, spokojny głos. To był mężczyzna, nie chłopak.
— Dobrze. Tylko jej nie zran. Tego ci nie wybaczę — powiedział cicho i uścisnął jego dłoń.
Ślub przebiegł wspaniale. Goście bawili się do późna. Anna Kowalska promieniała radością. Tańczyła, śmiała się, jakby odzyskała życie. Dwa miesiące później Marek oświadczył się jej, a Krzysztof choćby się nie zdziwił.
Powiedział tylko:
— jeżeli mama będzie szczęśliwa, to znaczy, iż dobrze zrobiłem, pozwalając ci wtedy zostać.
I wszystko potoczyło się dobrze. Krzysztof i Kinga doczekali się syna, a babcia i „nowy dziadek” przyjęli go jak swoje własne dziecko.
Prawdziwa miłość nie zna wieku — czasem wystarczy tylko odrobina odwagi, by dać jej szansę.