Ślub syna, a serce matki – nie wolne…
Krzysztof i Weronika świętowali swój wielki dzień. Goście zjechali się od rana – suknie, szampan, muzyka. Wszystko, jak trzeba. Mama Krzysztofa, Elżbieta Kowalska, przyjechała dwa dni wcześniej, by poznać rodziców panny młodej i pomóc z przygotowaniami.
— Mamo, wyglądasz niesamowicie — uśmiechnął się Krzysztof, witając ją przed domem. — Jakbyś się zakochała — dodał żartobliwie.
I nagle dostrzegł, jak jej policzki zarumieniły się, a wzrok gwałtownie opadł. Zdziwił się, ale nie powiedział nic.
Następnego dnia, już w sam dzień ślubu, pojawił się dawny przyjaciel zmarłego ojca – Piotr Nowak. Towarzyszył mu nieznajomy mężczyzna około czterdziestki. Wysoki, zadbany, w eleganckim garniturze.
— Poznaj, Krzysiu, to mój kuzyn, Marek — przedstawił go Piotr. — Teraz pracujemy razem, w technice orze jak wół.
Krzysztof podał mu dłoń – i wtedy zauważył dziwny, przeciągły wzrok matki. Patrzyła na Marka tak, jakby czekała na tę chwilę całe życie. W jej oczach błysnęło coś, czego nie da się pomylić z niczym innym. I wtedy wszystko stało się jasne.
Mama jest zakochana. I to w tym Marku.
Odwrócił się, czując gorycz w ustach. Jego ślub, a matka ma romans? I to z mężczyzną młodszym od niej o niemal dekadę?
— Mamo — podszedł później, gdy znaleźli się sami. — To ty go zaprosiłaś?
— Tak. Przepraszam, jeżeli to niestosowne… Ale chciałam, żeby był dziś ze mną.
— Masz pojęcie, jak to wygląda? Minął ledwie rok od śmierci taty, a ty już…
— Nie proszę cię o błogosławieństwo, Krzysiu. Po prostu chcę być szczęśliwa. Milczałam latami. Twój ojciec… był dobrym człowiekiem, ale nie najwierniejszym. Cierpiałam, byś miał przy sobie tatę. A teraz – daj mi żyć.
Gdy przetrawiał jej słowa, podszedł do niego Piotr.
— Nie gniewaj się na nią. Wiedziałem od dawna, co przeżywała. Milczała dla ciebie. A teraz ma szansę. I uwierz, Marek to porządny człowiek. Szanuje ją.
Krzysztof milczał. Czuł gorycz. Ale miał już trzydzieści lat. Sam dokonał wyboru, z kim iść przez życie. Dlaczego miałby zabraniać tego matce?
Później sam podszedł do niego Marek.
— Rozumiem twoje wątpliwości. Ale kocham twoją matkę. Naprawdę. To nie kwestia wieku. Nie czekam na spadek, nie roszczę sobie praw do niczego. Zawsze pracowałem na swoje, ale z nią… czuję się dobrze jak nigdy.
Krzysztof spojrzał na niego. Spokojne oczy, szczery wyraz twarzy, pewny głos. Mężczyzna, nie chłopiec.
— Dobrze. Tylko nie rób jej krzywdy. Tego ci nie wybaczę — szepnął i uścisnął jego dłoń.
Wesele było piękne. Goście bawili się do białego rana. Elżbieta promieniała. Tańczyła, śmiała się, jakby na nowo odkryła euforia życia. Dwa miesiące później Marek oświadczył się, a Krzysztof choćby się nie zdziwił.
Powiedział tylko:
— jeżeli mama będzie szczęśliwa… to znaczy, iż dobrze zrobiłem, pozwalając ci zostać tamtego wieczoru.
I wszystko potoczyło się dobrze. Krzysztof i Weronika doczekali się syna, a babcia i „nowy dziadek” pokochali go od pierwszego wejrzenia.