"Smycz moczowa" to określenie pochodzące z wiktoriańskiej Wielkiej Brytanii. Problem wcale nie ogranicza się wyłącznie do mieszkanek Wysp. Ba! Nie ogranicza się do czasów wiktoriańskich. Pierwotnie oznaczał "niemożność podróżowania na duże odległości ze względu na fakt, iż z przytłaczającej większości publicznych toalet mogli korzystać tylko mężczyźni". Dziś dodałybyśmy kilka innych problemów.
REKLAMA
Zobacz wideo Jak poprawnie się wypróżniać? Niewielu o tym wie
"Smycz moczowa" uwiązuje kobiety także dziś
"Smycz łączyła kobietę z domem" - czytamy we wpisie Magdaleny Milert. Architektka za pośrednictwem Instagrama zwróciła uwagę na problem, który powstrzymywał kobiety przed dalszymi podróżami kilka wieków temu i - jak się okazuje - dziś również. Co prawda nie musimy odmawiać sobie tygodniowych wycieczek, bo "gdzieśtam" znajdzie się miejsce, żeby się załatwić. Jednak w dalszym ciągu dostępność publicznych toalet jest mocno ograniczona.
W jaki sposób? Przede wszystkim jest ich naprawdę mało. Mówimy o tych ogólnodostępnych. O restauracjach nie wspominamy, bo tam często trzeba coś kupić, by móc skorzystać z ubikacji. A wcale nie tak rzadko zdarza się, iż i w publicznych szaletach trzeba sięgnąć do kieszeni i to po nie 1 czy 2 złote, a 5 lub choćby 10.
Dodajmy do tego osoby o większych potrzebach: z niepełnosprawnościami czy z dzieckiem w wózku, które wymagają więcej przestrzeni, a także w ciąży, po porodach lub starsze, które po prostu muszą korzystać częściej. O takich przypadkach (lecz także osób, które nie zmagają się z takimi problemami) dowiadujemy się z komentarzy pod wpisem architektki. "Bardzo odczułam to, będąc w ciąży...". "Kobiety w ciąży częściej muszą korzystać z toalety. Jesteśmy w XXI wieku, a ja nadal, wychodząc z domu, planuję spacer po mieście tak, bym mogła skorzystać z toalety. I niestety zdążyło mi się całkiem niedawno dostać odmowę w jednym z nowych ośrodków nadmorskich. Nie byłam ich gościem, nie mogłam skorzystać z toalety choćby tej przy recepcji" - czytamy.
"Jako mama półrocznego dziecka - jestem na takiej smyczy. W pięknym parku w Warszawie nie mam gdzie pójść, jeżeli mi się zachce. Lubię chodzić na długie spacery z wózkiem, choćby czterogodzinne, ale wtedy nie piję przed i mało w trakcie, bo nie ma gdzie wejść. W większości centrów handlowych są toalety dla osób z niepełnosprawnościami, ale czy mamy chodzić na spacery właśnie tam? W przestrzeniach typu park choćby jak są miejsca typu toi toi, to dla samotnie spacerującej z dzieckiem mamy i tak są bezużyteczne".
Dodam, iż w ogóle brak toalet w procesie wychowania dzieci też jest słaby, bo dzieci na ogół mówią w ostatniej chwili, iż im się chce. I szczerze to wolałabym uczyć, iż idziemy do toalety niż 'w krzaczki'
- zauważyła kolejna osoba. Warto dodać, iż nie wszystkim przechodniom pasuje "wysadzanie" dzieci na trawniku czy pod drzewem. Gwarantujemy, iż rodzicom tych dzieci również niezbyt to na rękę. Zdecydowanie przyjemniej - dla wszystkich - byłoby móc skorzystać z toalety, która jest łatwodostępna.
"Dobra gospodyni do domu doniesie"
"Zbyt mała dostępność toalet jest szczególnie niezabawna w zestawieniu z 'pij dużo wody dla zdrowia'. Te wypite litry trzeba potem wydalić..." - czytamy w innym komentarzu. "Jeszcze kilkanaście lat temu nie miałam pojęcia, gdzie w mieście mojego pobytu są toalety publiczne - można było obstawiać dworzec lub dom handlowy, jeżeli jakiś był, jeżeli nie, to bida... Starałam się tak planować wyjścia, żeby nie mieć potrzeb. W moim aktualnym mieście jest raj na ziemi, nie dość, iż toalety publiczne występują często, są dobrze wyposażone i czyste, zawsze jest w nich papier i przeważnie są bezpłatne, to choćby jest specjalna mapa miejska z ich lokalizacjami i opisem, jaki to rodzaj wychodka".
"Jestem osobą z niepełnosprawnością ruchu, chodzę o kulach i odkąd pamiętam, kombinowałam, jak nie iść do toalety. Bo za daleko, bo za mokro, bo trzeba prosić o klucz od nauczycieli. Ostatnio byłam na imprezach i to wc wyznaczyło, ile się bawiłam i ile wypiłam. A o tym, po czym się bardziej lub mniej sika, to habilitację bym napisała" - skwitowała kolejna osoba.
Takie powiedzenie przez cały czas funkcjonuje: dobra gospodyni do domu doniesie
- napisała inna internautka. I ten komentarz chyba najlepiej podsumowuje, w jak chorej sytuacji się znajdujemy. Zarówno pod kątem dostępności toalet, jak i mentalności niektórych osób.
Warto pamiętać o tym, iż brak możliwości skorzystania z toalety to nie tylko kwestia własnego komfortu. Ucierpieć może także nasze zdrowie. Przede wszystkim zwiększa się ryzyko infekcji dróg moczowych i zapalenia pęcherza, a także pojawienia się kamieni nerkowych. Częste i długotrwałe wstrzymywanie moczu może prowadzić do uszkodzenia pęcherza oraz problemów z nietrzymaniem moczu. Uważasz, iż powinno być więcej dostępnych toalet w przestrzeni publicznej? Zachęcamy do udziału w sondzie i komentowania.