No po spotkaniu z ojcem mój syn oświadczył, iż już mnie nie kocha
Kiedy dwa lata temu rozstaliśmy się z mężem, myślałam, iż zrobiliśmy to po ludzku. Bez histerii, bez krzyków. Po prostu już nie byliśmy razem szczęśliwi. Nigdy nie zabraniałam mu widywać się z synem, wręcz przeciwnie – zawsze powtarzałam, iż dziecko potrzebuje ojca. Chciał się spotykać – proszę bardzo. Chciał zabierać go do siebie – niech będzie, byle tylko Wojtkowi było dobrze.
Nasz Wojtuś ma teraz siedem lat. Niedawno były ferie zimowe i były mąż nalegał, żeby chłopiec spędził je u niego. Nie protestowałam. Cieszyłam się nawet, myślałam – niech się nawidzą, niech spędzą czas razem, to ważne.
Ale już po kilku dniach zaczęłam wyczuwać coś dziwnego. Dzwoniłam do Wojtka, ale nie odbierał. Telefon podnosili raz były mąż, raz jego mama, moja była teściowa, i za każdym razem słyszałam to samo: „Wojtuś jest na podwórku”, „bawi się”, „nie może teraz podejść”.
Zaniepokoiło mnie to. W końcu jestem matką. Mam prawo porozmawiać z synem, usłyszeć, jak się czuje. Dlaczego ukrywali przede mną jego głos, jego emocje? Co się dzieje?
Gdy ferie się skończyły, były mąż przywiózł Wojtka do domu. Otworzyłam drzwi i od razu zrozumiałam – coś jest nie tak. Był inny. Nieswojo cichy, wzrok miał pusty, usta zaciśnięte. To nie było zmęczenie. To była uraza.
Przysiadłam obok, położyłam mu rękę na ramieniu.
– Wojtku, kochanie, jak się masz? Wszystko w porządku? Tęskniłam… – chciałam go przytulić.
Ale on gwałtownie się odsunął i, nie podnosząc wzroku, powiedział:
– Już cię nie kocham.
Czy kiedykolwiek słyszałaś, jak odłamuje się kawałek serca? Właśnie wtedy to usłyszałam. Poczułam. Powiedział to spokojnie, ale w tych czterech słowach było tyle zimna, jakby mówił obcy człowiek.
Zaparło mi dech. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Dopiero kilka godzin później, późnym wieczorem, spróbowałam delikatnie z nim porozmawiać. I wtedy się otworzył.
Powiedział, iż u taty i babci słyszał o mnie. Że niby jestem zła, iż nie daję im żyć, iż specjalnie ich ranię, iż to przeze mnie „tata cierpi”. Po prostu prali mu mózg.
Słuchałam tego, a ręce mi się trzęsły. Jak można tak postępować z siedmiolatkiem? Z własnym synem? Z wnukiem? Co ja im złego zrobiłam? Nigdy nie nastawiałam Wojtka przeciwko nim, nigdy nie mówiłam mu źle o ojcu. Chroniłam go przed naszymi dorosłymi sprawami.
A oni? Zabrali mu wiarę w mamę.
Od tamtej pory nie pozwalam już Wojtkowi jeździć do ojca. Tak, wiem, iż to brzmi radykalnie, ale muszę chronić swoje dziecko. Nie pozwolę, by ktokolwiek ranił jego psychikę.
Jestem jego matką. I nie oddam syna komuś, kto z łatwością sieje w nim nienawiść. Niech najpierw nauczą się być ludźmi. Wtedy może, może, pomyślę, czy dać im kolejną szansę.