Spóźniony prezent: jak mało brakowało, by stracić twarz

polregion.pl 2 dni temu

**Prezent z opóźnieniem: jak Renata niemal nie straciła twarzy**

Od samego rana Renata Witoldowa była jak na szpilkach — dziś ślub jej syna. Wszystko musiało być idealne: przyjęcie w najlepszej restauracji w Poznaniu, fotografowie, kapela, kelnerzy, szampan. Jej Rysio, jej duma, żeni się! Ale z kim? Z jakąś dziewczyną z prowincji, podejrzanego pochodzenia. Trzeba mieć szczęście — przygarnął ją, podniósł, a teraz wprowadza pod swój dach. Renata od razu wiedziała: ta Ola chce tylko ich mieszkania.

Gdy młodzi weszli do sali, wszyscy powstali. Renata z mężem, Juliuszem, dostojnie podeszli i wręczyli grubą kopertę z pieniędzmi. Wszystko wedle najwyższych standardów. Potem do gratulacji dołączyli rodzice panny młodej. Ale… w rękach — pustka. Renata zmrużyła oczy i szepnęła mężowi:

— No cóż, czego można się spodziewać po wieśniakach? — rzuciła z przekąsem.

Wtedy jednak ojciec Oli, Stanisław, wyjął z wewnętrznej kieszeni marynarki małe pudełko. Otworzył. Renata ujrzała klucze i zdrętwiała. Głos Stanisława był spokojny, ale stanowczy:

— Kochani nasi dzieci! Niech w waszym domu zawsze będzie jasno i ciepło. A żebyście mieli prawdziwy dom — oto klucze do mieszkania w samym centrum Warszawy. Wasze.

Cisza. Potem sala eksplodowała oklaskami. Tylko Renacie twarz zbladła jak kreda. Czuła, jak drżą jej dłonie. Niemożliwe! Ci „wieśniacy”? Mieszkanie w stolicy?

Nagle poczuła wstyd. Wstyd za wszystkie drwiny, za podejrzliwe spojrzenia, za ten głupi intercyzę, którą niemal siłą wymogła. Wstyd, iż nie zadała sobie choćby trudu, by poznać Olę. Bo jak się okazało, ta „prowincjuszka” była córką właścicieli jednej z największych mleczarni w regionie, kierowała działem w poważnej firmie i była tysiąc razy mądrzejsza i uczciwsza, niż Renata kiedykolwiek przypuszczała.

A wszystko zaczęło się od zwykłej podejrzliwości.

— Synku, ona nie jest dla ciebie — mówiła do Ryszarda. — Chce tylko naszego mieszkania. Patrz, jak się do ciebie lepi.

— Mamo, przestań. Kochamy się. Ona jest prawdziwa, dobra.

Ale Renaty nie dało się przekonać. Dzwoniła do męża, prosiła o interwencję. Ten tylko machnął ręką: „Niech sam decyduje, już dorosły”. Dzwoniła do przyjaciela rodziny, Jacka — pracował z Rysiem i, jak się okazało, z Olą też. A on stanął po stronie zakochanych:

— Ola to skarb. Świetna fachowiec i wspaniała dziewczyna. Cieszcie się, iż syn ma taką narzeczoną!

Renata nie dawała jednak za wygraną. Wtedy wpadła na inny pomysł — szantaż:

— Chcecie ślub? Więc podpiszecie intercyzę. Mieszkanie zostaje nasze, kropka. A mieszkać będziecie gdzie indziej, sami sobie szukajcie.

Ola przyjęła to spokojnie:

— Niech będzie, jeżeli to da wam spokój.

Renata spojrzała podejrzliwie: „No, przebiegła! Tak łatwo się zgodziła… Coś tu nie gra”.

Przygotowania do wesela nadzorowała osobiście. Pilnowała, by wszystko było perfekcyjne. Chciała, by wszyscy zobaczyli, iż jej syn zasługuje na najlepszą. Tylko iż kto był „najlepszy” — zrozumiała za późno. Gdy demonstracyjnie opowiadała o swoich „znaczących” krewnych, matka Oli, skromna i ciepła kobieta, po prostu się uśmiechała.

Ale gdy usłyszała o intercyzie, nie wytrzymała:

— Olu, moja droga… Rodzina to nie umowa, to zaufanie. jeżeli zaczynamy od tego — po co w ogóle się żenić?

Ola ją uspokoiła. A Renata w głębi duszy poczuła, iż przegrywa.

Teraz, w samym środku przyjęcia, stała otoczona setkami spojrzeń, nie wiedząc, gdzie się podziać. Jej „biedna” synowa — dziedziczka rodzinnego biznesu. Jej rodzice — nie „wieśniacy”, ale szanowani przedsiębiorcy. I co najgorsze — podarowali więcej, niż Renata mogła sobie pozwolić. Kolana miała jak z waty. Chciała zniknąć.

Od tej chwili prawie nie brała udziału w zabawie. Siedziała, bezładnie bawiąc się widelcem. Wszystko, w co wierzyła — rozsypało się. Samooszukiwanie, pycha, snobizm. Został tylko wstyd i pustka.

Najgorsze jednak było to, iż choćby Rysio patrzył na nią inaczej. W jego oczach nie było już zaufania. Zrozumiał. Zrozumiał wszystko.

Renata też zrozumiała. Tylko iż za późno.

**Lekcja na dziś**: Pycha zawsze upada najboleśniej. Czasem ten, kogo uważasz za gorszego, okazuje się sto razy lepszy od ciebie.

Idź do oryginalnego materiału