Dawna tajemnica
W domu Arkadiusza i Anny panowała radość. Tego dnia ich jedyny syn Marek brał ślub z ukochaną dziewczyną Kasią. Marek od dawna nie mógł spać, co chwilę zerkał na zegarek, bojąc się spóźnić lub czegoś zapomnieć. Był bardzo nerwowy – w końcu po raz pierwszy się żenił.
– Czekałem na ten dzień tak długo. W końcu moja ukochana Kasia zostanie moją żoną. Będziemy szczęśliwi, ona też mnie kocha – takie myśli krążyły po głowie pana młodego.
Kasia też obudziła się w doskonałym nastroju. To był najważniejszy dzień w jej życiu – ślub z Markiem.
– Pewnie już nie śpi i się denerwuje – pomyślała z uśmiechem o swoim przyszłym mężu.
– Dziś zostaniemy małżeństwem i od tej pory każdego dnia będziemy zasypiać i budzić się razem. Nasza miłość zwyciężyła. Przed nami tylko szczęście.
Cieszyła się, iż przyszłość rysuje się w jasnych barwach. Życie jednak bywa nieprzewidywalne – czasem przynosi radość, a czasem trudne, wręcz niemożliwe do rozwiązania problemy. Najtrudniejsze jednak jest przejść przez wszystkie próby, nie tracąc bliskich.
Początkowo rodzice obojga nie byli zachwyceni wyborem swoich dzieci. Każdy rodzic uważa, iż jego córka zasługuje na wyjątkowego męża, a synowi potrzeba wyjątkowej żony. Młodzi jednak nie słuchali nikogo – byli szczęśliwi razem i nic nie mogło tego zmienić.
Ślub wypadł znakomicie. Wszyscy byli zadowoleni. Panna młoda lśniła urodą i szczęściem, a pan młody dorównywał jej charakterem. Rozpoczęło się ich wspólne życie. Marek i Kasia snuli plany na przyszłość – marzyli o dzieciach i własnym domu.
– Najpierw urodzi nam się syn – mówił z przekonaniem Marek. – Będzie dzielnym chłopcem, naszym dziedzicem.
– Marku, ja wolę dziewczynkę. Będę jej kupować śliczne sukienki i ubierać ją jak laleczkę – odpowiadała żona.
Oboje jednak zgadzali się, iż niezależnie od płci, ich dziecko będzie największym szczęściem. Czas mijał. Minął już rok małżeństwa, a Kasia wciąż nie zachodziła w ciążę. Oboje bardzo się tym martwili – ona choćby po kryjomu płakała, bojąc się, iż nigdy nie będą mieli potomstwa.
Wreszcie, po półtora roku, nadeszła długo wyczekiwana radosna wiadomość.
– Marku, będziemy mieli dziecko! – oznajmiła uradowana żona, wracając z przychodni.
Cieszyli się wszyscy – przyszli rodzice, dziadkowie. W wyznaczonym terminie urodził się synek, którego nazwali Wojtusiem.
– Mówiłem, iż pierwszy będzie syn – powiedział dumnie Marek rodzicom.
Ze szpitala zabierali Kasię i Wojtusia prawie całą rodziną. Przynieśli mnóstwo prezentów, gratulowali młodym rodzicom i zachwycali się ich pierworodnym. Wszyscy byli szczęśliwi. Młodzi mieszkali u rodziców Kasi – w ich trzypokojowym mieszkaniu było na razie dość miejsca.
Z czasem Anna, matka Kasi, zaczęła zauważać, iż z Arkadiuszem dzieje się coś niepokojącego. Chodził ciągle ponury i zamyślony, zwłaszcza gdy patrzył na śpiącego wnuka. W końcu nie wytrzymał i wyznał żonie:
– Aniu, przyjrzyj się Wojtusiowi. Nie wydaje ci się dziwne, iż u jasnowłosych i jasnookich rodziców urodził się chłopiec o bardzo ciemnych włosach i śniadej cerze?
Żona machnęła ręką.
– Co ty, Arku, dzieci się zmieniają. Te ciemne włosy mu wypadną, a wyrosną jasne, jak u rodziców.
Mijały miesiące. Wojtuś rósł, ale pozostał ciemnowłosy i śniady. Już samodzielnie chodził i bawił się. Rodzice i babcia uwielbiali chłopca. Tylko dziadek Arkadiusz nie mógł się pogodzić z jego wyglądem. Czasem przychodzili krewni i zachwycali się malcem. Żartowali niewinnie, wspominając, czy w rodzinie ktoś miał podobne rysy.
Pewnego dnia Arkadiusz nie wytrzymał. Nie mógł dłużej tłumić podejrzeń. Postanowił porozmawiać z synem.
– Marek, naprawdę nie widzisz, iż twój syn do was nie podobny? Jak możesz być tak spokojny? Ja widzę, iż nie jest nasz.
Marek poczuł się dotknięty słowami ojca.
– Chyba nie sugerujesz, iż Kasia mnie zdradziła? Co ty adekwatnie chcesz powiedzieć?
– A sam jak myślisz, synu? Wojtek w ogóle nie przypomina naszej rodziny. U nas zawsze byli jasnowłosi.
– Nie waż się tak mówić o mojej żonie! – przerwał mu syn. – Ona kocha tylko mnie i na tym koniec rozmowy.
Arkadiusza wściekły słowa syna. Postanowił udowodnić, iż wnuk nie jest z ich krwi. W tajemnicy, bawiąc się z chłopcem, zebrał próbkę jego śliny na wacik.
Minęło trochę czasu. Arkadiusz wracał właśnie do domu, gdy Marek wyszedł ze sklepu, niosąc tort – prezent dla żony z okazji rocznicy ich poznania.
Gdy był już blisko domu, zadzwonił telefon. To był ojciec.
– Synu, gdzie jesteś? Musimy porozmawiać…
– Jestem pod domem, zaraz przyjdę.
Gdy Marek wszedł do mieszkania, Kasi nie było – wyszła z synem na spacer. Ojciec niecierpliwie na niego czekał.
– No, popatrz – powiedział triumfalnie i położył przed synem kartkę papieru.
Marek spojrzał, ale nic nie rozumiał.
– Co to jest, tato?
– Wyjaśniam. Zrobiłem test DNA – Wojtusia i mój. Wynik jest negatywny. Nie jesteśmy spokrewnieni, więc to nie mój wnuk.
Marek był w szoku. Przez głowę przelatywały mu najczarniejsze myśli. Gdy pierwsze oszołomienie minęło, zaczął czekać na powrót żony. W końcu Kasia z Wojtusiem wrócili. Ujrzawszy męża, ucieszyła się, ale gdy przyjrzała się jego twarzy, przeraziła. Nigdy nie widziała go takiego.
– Okazuje się, iż jesteś zdrajczynią – rzucił jej w twarz. – A ja cię zawsze broniłem. Jak mogłaś mi to zrobić?
Kasia nie rozumiała, o co chodzi. Ze łzami prosiła o wyjaśnienie. On rzucił jej w twarz kartkę.
– Chociaż wiesz, od kogo urodziłaś syna? – warknął, używając obraźliwego słowa.
– O czym ty mówisz, Marku? – spytała zdezorientowana Kasia.
– O tym, iż to nie mój syn. Ojciec zrobił test.