Suknia panny młodej z niespodzianką

newskey24.com 1 tydzień temu

**Dziennik osobisty**

Jak ona śmiała? Jak mogła, ta mała Kinga, przymierzać moją suknię ślubną? Głos mojej wnętrzności aż drżał z oburzenia, gdy stałam w progu sypialni, zaciskając palce na framudze tak mocno, iż zbielały.

Kinga odwróciła się do mnie, jeszcze nie do końca zapięta na plecach. Biała atłasowa suknia opływała jej smukłą sylwetkę, podkreślając talię i rozszerzając się ku dołowi eleganckimi fałdami.

— Pani Danuto, ja… tylko chciałam sprawdzić, czy będzie pasować… — wyjąkała, czerwieniąc się po same uszy. — Tomek mówił, iż mogę…

— Tomek mówił?! — warknęłam, wchodząc do pokoju z zaciśniętymi pięściami. — Mój syn nie miał prawa pozwalać ci dotykać moich rzeczy! To dla mnie świętość! Rozumiesz? Świętość!

Kinga zaczęła nerwowo rozpiąć suwak, ale zaciął się. Im bardziej ciągnęła, tym mocniej się klinował.

— Pani Danuto, proszę pomóżcie, nie mogę zdjąć…

— Nie waż się tego drzeć! — pisnęłam. — jeżeli ją zniszczysz, nigdy ci tego nie wybaczę! Stój spokojnie!

Moje palce drżały, gdy delikatnie uwalniałam zamek. Kinga wyczuwała napięcie, które biło ode mnie — tej chudej kobiety z surowo spiętymi włosami.

— Czy ty w ogóle pojmujesz, co to jest? — szepnęłam, ostrożnie zdejmując suknię z jej ramion. — To nie jest zwykła szmata! W tej sukni brałam ślub z ojcem Tomka… Niech spoczywa w pokoju…

Kinga milczała, wciągając swój zwykły sweter. W lustrze widziała, jak układam każdy fałd, sprawdzając, czy materiał się nie pogniótł.

— Przepraszam — szepnęła. — Nie chciałam was zdenerwować. Po prostu ślub za miesiąc, a ja nie mam pieniędzy na suknię…

Obróciłam się gwałtownie.

— A kto każe ci wychodzić za mąż, skoro nie masz grosza przy duszy? Myślisz, iż mój syn cię utrzyma? On sam jeszcze dzieciak!

— Kochamy się — odparła cicho.

— Miłość! — prychnęłam. — Miłością mieszkania nie wynajmiesz i dzieci nie nakarmisz! Ja też myślałam, iż to miłość, a potem całe życie w biedzie przeżyłam!

W korytarzu rozległy się kroki. Do pokoju wszedł Tomek — wysoki, jasnowłosy, od razu wyczuł atmosferę.

— Co się stało? Mamo, czemu taka czerwona?

— Zapytaj lepiej swojej narzeczonej, co tu wyprawiała! — wrzasnęłam, wieszając suknię w szafie i zatrzaskując drzwi.

Tomek spojrzał na Kingę, potem na mnie.

— Kinuś, przymierzałaś tę suknię?

— Mówiłam ci, iż chcę zobaczyć… Powiedziałeś, iż mama się nie obrazi…

— Myślałem, iż będzie w pracy — odparł zmieszany.

— A więc tak! — załamałam ręce. — Zmówiliście się za moimi plecami! W moim domu, z moimi rzeczami!

— Mamo, no co ty się tak spinasz? Suknia i tak tylko wisi, nikomu niepotrzebna!

Zapadła cisza. Powoli odwróciłam się do syna, a Kinga zobaczyła w moich oczach starą, głęboką ból.

— Nikomu niepotrzebna? — powiedziałam ledwie słyszalnym głosem. — Rozumiem. Więc i ja jestem nikomu niepotrzebna, i moje wspomnienia, i to, co dla mnie cenne…

— Mamo, nie to chciałem powiedzieć…

— Wiesz co, synu — wyprostowałam się — żyjcie, jak chcecie. Ale mojej sukni nie ruszajcie. Lepiej oszczędzajcie i kupcie swoją.

Wyszłam, zatrzaskując za sobą drzwi kuchni.

— No i mamy przechlapane — westchnął Tomek. — Przez miesiąc nie będzie ze mną gadać.

— Tomek, dlaczego ona taka jest? Przecież nic złego nie zrobiłam…

Usiadł na łóżku, przetarł dłonią twarz.

— To długa historia, Kinuś. Mama… po śmierci taty zupełnie się zmieniła. Kiedyś była wesoła, ciągle się śmiała. A teraz… Przechowuje jego rzeczy jak w muzeum. A ta suknia… Czasem ją wyjmuje, głaszcze, choćby rozmawia z nią…

— Rozmawia?

— No. Myśli, iż nie słyszę. A ja w dzieciństwie podsłuchałem. Mówiła do sukni, jak bardzo tęskni, jaki był dobry… Straszne, ale ją rozumiem.

Kinga usiadła obok.

— Może ja z nią pogadam? Wytłumaczę, iż nie chciałam urazić…

— Spróbuj. Tylko ostrożnie. Jest teraz wściekła…

W kuchni siekałam kapustę na kapuśniak z taką siłą, iż nóż dudnił o deskę.

— Pani Danuto, mogę wejść?

— Wejdź, skoro przyszłaś — odparłam, nie podnosząc wzroku.

Kinga niepewnie podeszła do stołu.

— Chciałam przeprosić. Naprawdę nie chciałam was zdenerwować. Po prostu… moja mama zmarła, gdy byłam mała, a ciotka, która mnie wychowała, nie jest bogata. Pomyślałam…

— Pomyślałaś, iż się dorwiesz za darmo — burknęłam.

— Nie! — zaczerwieniła się. — Pomyślałam, iż może potraktujecie mnie jak córkę…

Uniosłam wzrok.

— Jak córkę? Co ty sobie wyobrażasz? Córką trzeba się stać, nie zasługuje się na to od razu!

— To jak mam zasłużyć? — spytała cicho. — Powiedzcie, co mam robić, a będę się starać…

Odłożyłam nóż, otarłam dłonie o fartuch.

— Wiesz co, dziewczyno, usiądź. Opowiem ci o tej sukni.

Posadziłam ją przy stole i zaczęłam:

— Miałam dziewiętnaście lat, gdy wyszłam za ojca Tomka. Przystojny, postawny, wszystkie dziewczyny za nim szalały. A wybrał mnie. Tę suknię szyłyśmy z moją mamą trzy miesiące. Co wieczór przyszywałyśmy koraliki jedna po drugiej. Mama mówiła: „Danka, zapamiętaj ten dzień, bo w życiu jest tylko jeden taki”.

Głos zmiękł mi, w oczach pojawiła się dziwna czułość.

— I rzeczywiście był tylko jeden taki dzień. Janek — tak miał na imię ojciec Tomka — wniósł mnie w tej sukni na rękach do domu. Mówił, iż jestem najpiękniejszą panną młodą pod słońcem. Potem… życie potoczyło się zwyczajnie. Urodził się Tomek, praca, codzienność… Suknię schowałam do szafy.

— I nigdy jej nie wyjmowałaś?

— Wyjmowałam. W każdą rocznicę ślubu. Janek się śmiał: „No coNa ślubie, gdy Kinga szła do ołtarza, uśmiechnęłam się przez łzy, widząc, iż w jej oczach jest ta sama nadzieja, która kiedyś płonęła w moich.

Idź do oryginalnego materiału