W LESIE
Aby skrócić sobie drogę, dzik Absur przedzierał się przez gęsty las.
- Tu muszą toczyć się wojny - pomyślał, kiedy patrzył na poplątane ze sobą drzewa, krzewy, krzewiny, z mchami i muchomorami.
Spod nóg uciekł zając, obok czmychnął jeleń, gdzieś daleko zawył wilk.
A drzewa, najważniejsze w lesie, w ciszy walczyły o światło, rozpychając się na boki.
Absur szedł powoli, krok za krokiem, szarpany przez gałęzie jeżyny.
- Cholera jasna! Zachciało mi się lasu - jęknął. - Jeszcze noc mnie tu zastanie i zostanę zjedzony przez wilki i ukąszony przez żmije.
Ale na szczęście las jak się zaczął, tak się i skończył.
Dzik Absur odetchnął.
- Boże święty! A gdzie jest Mijuś? - krzyknął. Szukał po wszystkich kieszeniach, w plecaku, w torbie przybocznej – nigdzie kota nie było.
- Uciekł ode mnie? Po tylu przygodach?...
Rozglądał się wszędzie. Zaczął wołać:
- Mijuś! Mijuś!... Hop, hop! Tu jestem! Mijuś!!!
Absur siadł na mchu zrezygnowany.
- Poczekam…
Kot Mijuś przyczłapał po godzinie dziwnie skudłacony, ale szczęśliwy.
- Gdzie byłeś? Chcesz, żebym dostał zawału? - pytał zdenerwowany Absur.
Kot nie odpowiedział, tylko miauknął przymilnie i wdrapał się do swojej kieszeni.
Posiedzieli trochę przytuleni i poszli dalej…


.jpg)



