Dzisiaj znów czuję ten ciężar na sercu. Nazywam się Halina Kowalska. Mój syn, Bartosz, i jego żona, Zuzanna, wydawali się idealną parą, ale teraz czuję, iż ich związek się rozpada. Mieszkają w małym miasteczku pod Bydgoszczą, a ja rzadko ich widuję. Ostatnio jednak odwiedziłam ich i to, co zobaczyłam, otworzyło mi oczy. Zuzanna się zmieniła – zamiast dresów i chałata nosi teraz eleganckie sukienki, maluje się i chodzi na siłownię. A Bartosz? Tonie w pracy i jest ślepy na te zmiany. Moje serce matki krzyczy, iż coś jest nie tak. Boję się, iż ich małżeństwo zmierza ku przepaści. Ale syn tylko mnie odpycha, a ja nie wiem, co robić: walczyć o ich rodzinę czy bać się, iż stracę wnuki.
Bartosz ożenił się z Zuzanną dziesięć lat temu. On ma 38 lat, ona 32. Ich związek zawsze wydawał się mocny. Mają dwoje dzieci – ośmioletnią Olę i pięcioletniego Kacpra. Mieszkają w innym mieście, więc widujemy się rzadko – praca, dom, obowiązki pochłaniają ich czas. Ale miesiąc temu pojechałam do nich i… ledwo poznałam synową. Zamiast zwykłego chałata i rozczochranych włosów – elegancka sukienka, szpilki, makijaż. Lśniła jak gwiazda. Zauważyłam też, iż zaczęła regularnie ćwiczyć. Jej oczy błyszczały, ale w tym blasku dostrzegłam niepokój.
Zuzanna pracuje na zmiany, a w wolnym czasie zajmuje się dziećmi i domem. Wszędzie czysto, dzieci nakarmione, ubrania uprasowane. Ale jeszcze pół roku temu w weekendy nie wychodziła z dresów, całe dnie spędzała w domu. Jako kobieta od razu wyczułam, iż coś jest nie tak. Takie zmiany nie dzieją się bez powodu. Piękna Zuzanna, z dwójką dzieci i wiernym mężem, nagle zaczęła tak o siebie dbać. Dla kogo? Boję się, iż jej serce należy już do kogoś innego.
A mój syn? Jak ślepiec – nic nie widzi. Zarywa noce w pracy, wraca zmęczony i nie dostrzega, jak bardzo zmieniła się żona. Próbowałam z nim rozmawiać: „Bartek, widzisz, jak Zuzia wygląda? Może brakuje jej twojej uwagi?”. Ale on tylko ucina: „Mamo, nie wtrącaj się. U nas wszystko w porządku”. Jego słowa bolały, ale nie mogłam milczeć. Chcę uratować ich rodzinę, póki jeszcze można. jeżeli Zuzanna szuka uczuć gdzie indziej, ich małżeństwo jest skazane na porażkę, a moje wnuki zostaną w środku tej wojny.
Nie umiem siedzieć z założonymi rękami. Ola i Kacper to cały mój świat, ale po rozwodzie mogę ich stracić. I tak widujemy się rzadko, a jeżeli się rozstaną, Zuzanna może zabronić mi przyjeżdżać. Dręczy mnie myśl – a może się mylę? Może Zuzanna po prostu postanowiła zadbać o siebie? Ale co, jeżeli moje obawy są słuszne? Nie chcę, żeby Bartosz został z rozbitym sercem, a dzieci dorastały bez ojca. Ale syn mnie nie słucha, a ja czuję się winna, iż się wtrącam.
Z jednej strony, nie powinnam ingerować w ich życie. Są dorośli, może Zuzanna zmieniła się dla siebie albo dla męża. Niektóre rodziny godzą się na zdrady i żyją po swojemu. Z drugiej – jak mam milczeć, skoro mogę zapobiec nieszczęściu? jeżeli nic nie powiem, a okaże się, iż miałam rację, Bartosz będzie mnie oskarżał, iż go nie ostrzegłam. A teraz już jest zły, iż się wtrącam. Jestem w pułapce – każdy wybór wydaje się zły.
Moje serce pęka ze strachu o syna i wnuki. Jak chronić ich szczęście, nie niszcząc wszystkiego? Może ktoś przeżył coś podobnego? Gdzie jest granica między troską a wtrącaniem się? Chcę wierzyć, iż Zuzanna po prostu postanowiła się zmienić, ale serce matki szeptem ostrzega: zbliża się nieszczęście. Nie mogę stracić kontaktu z Olą i Kacprem, ale jeszcze bardziej boję się, iż ich rodzina się rozpadnie, a ja będę tylko biernym świadkiem. Czy naprawdę jestem bezsilna wobec losu tych, których tak kocham?