SZARE, ZIELONE I… RÓŻOWE

renatawinczewska.wordpress.com 14 godzin temu

– Dziś wejdziemy na parter korporacji – zakomunikowała Ewa – zobaczysz ile tam się kręci osób.

– Na paaarter? – zdziwiła się Wiktoria – A czy przypadkiem zwiedzania nie powinno się zacząć od piwnicy?

– Co ty? Nie musimy zaczynać od piwnic, bo piwnice to zupełnie nam dziś nie po drodze. Przyjmujemy, iż ci wszyscy na parterze, już wyszli z piwnic. Nie przyszli tu, żeby sprzątać, to już ogarnęli. Teraz są na przyjęciu, najgorsze jest to, iż czasami im życia nie starcza na przejście tego etapu.

Tak zwykle w tym fachu zaczynają się dialogi o karierze. Najpierw jest sprzątanie, polerowanie szmatką poręczy, kranów i zlewów. Utrzymywanie czystości podłogi i toalet, grabienie liści i odśnieżanie. Po zdanym egzaminie można przekroczyć próg parteru.

– Po co oni wszyscy… ? – Wiktoria jak dziecko dziwiła się – Nie wystarczy ich połowa, albo i mniej?

– Tak ma być – Ewa wyraźnie nie miała ochoty na uprzejmości – to jest najliczniejsza grupa, jaką mamy na stanie. Parter jest bardzo pojemny i wytrzymały.

Mrowie osób poruszało się w znanym tylko sobie kierunku.

– Przychodzą, chodzą i chodzą, a potem wychodzą? Jedni robią to szybciej, drudzy wolniej – Wiktoria śmiało prezentowała swoje spostrzeżenia.

– Zauważ, iż wszyscy poruszają się zgodnie ze swoim przeznaczeniem i ruchem wskazówek na tarczy zegara.

Wybiła szósta, ostatni spóźnialscy zaznaczali swoją obecność na urządzeniu pomiarowym. Obecni ale czy przytomni? Godzina wszak podła im przypadła na wstawanie, skoro przed nimi były jeszcze często dwie godziny dojazdu… to w przeliczeniu dawało średni czas pobudki – na godzinę trzecią, albo jeżeli ktoś miał mniejszą odległość do pracy – to na godzinę czwartą.

– To szary tłum – Ewa podniosła głos, żeby przekrzyczeć gong początku zmiany – zgniła zieleń, czernie i granaty – gong ucichł, więc spokojniejszym tonem ciągnęła dalej – atmosfera jednolitości. jeżeli ktoś jest, to i tak go nie zauważysz, a jak go nie będzie, to uzyskasz efekt identyczny. jeżeli się komuś zdarzy szaleństwo „różowej koszulki”, to cała uwaga szarego tłumu zbada jego masę tłuszczową, dopasowanie koloru włosów i towarzystwo.

– Mam zrozumieć, iż każdy, kto się tutaj znalazł, przez całe życie trenuje lub jest trenowany do ukrywania się? – wtrąciła Wiktoria

– Otóż to moja droga. Tych ludzi czyta się z samej tylko sylwetki i ubioru. Są jak biografie historii trudnych. Szerokie ramiona, przygarbione plecy, dłonie ściśnięte w pięści zdają się mówić „dam radę!”

Weronika z uwagą skupiła się na dłoniach, rękach i nogach. gwałtownie zauważyła, iż część ludzi kuleje. Inni najpierw pchają własne czoło, potem resztę ciała, jakby ich wiatr wyginał od góry popychając mocniej, a zapominając o dołach.

– Część z nich to ci, którzy żyją w sercu firmy. Mają wymalowane jej logo w spojrzeniu. Nie ujrzysz w nich nic innego. To coś jak mieszanka strachu, zaangażowania i poświęcenia, wyzbyta jakichkolwiek oczekiwań, poza wypłatą wpływającą na konto – złowieszczo uśmiechnęła się Ewa – z takimi ludźmi jest trochę jak w wojsku. Sumiennie wykonują rozkazy, w cichym kącie zjedzą obiad i nie poskarżą się na nic, niby mnich… zasną spokojnie wieczorem, czuwając jednak, żeby nie zaspać i w półśnie zmęczą się tak bardzo, iż przyjdą z podkrążonymi oczami, sztywno trzymając się w pionie, albo z sylwetką pochyloną do przodu i ramionami podniesionymi zbyt wysoko, co im maskuje szyję, przez co wyglądają, jakby dźwigali jakiś ciężar. Nie doświadczysz od nich opowieści z życia prywatnego, jeżeli już się otworzą, to tylko po to, żeby zakomunikować ci, jak bardzo fizycznie boli ich to lub tamto – Ewa wyraźnie była w swoim żywiole.

– Są też i zdecydowanie ciekawsze przypadki. To im zdarzają się incydentalnie próby narzucenia kolorów, zaczepne uśmiechy i pojawiający się co jakiś czas bunt na niesprawiedliwości, które najczęściej dotykają ich niejako w konsekwencji działań „niepodjętych”. Takie osoby dla odmiany, wyglądają jakby przez całe życie z czymś walczyły.

– Przeganiają więc tych z poprzedniej grupy, wietrząc w nich jakieś niedorobienia i ślepotę poznawczą? – błysnęła intelektem Wiktoria.

– A wiesz co robią, kiedy zaczynają czuć ból…? – wyraźnie ukontentowana Ewa kontynuowała – zwalniają… kuleją, idą do lekarza, szukają sposobu, żeby uciec od niechcianego zajęcia i zwykle bardzo gwałtownie zostają wyeliminowane z obrębu firmy, jako jednostki niereformowalne.

Właśnie minęły grupę pracowników, którzy dostali inne zadanie, niż to do jakiego przywykli. Szli z lekkim niesmakiem na ustach w kierunku przeciwnym do obranego przez owe dwie damy. Ktoś z nich głośno i ironicznie się śmiał, inny wzrokiem wpatrzonym w dal zdawał się ogarniać boki ścieżki pracowniczej. Był całkiem odjechany.

– I co będzie z nimi dalej?

– Pójdą gdziekolwiek indziej z niezrozumieniem i szkalującą melodią na ustach. A kiedy wrócą niechcący drugi raz, bliżej im będzie do pierwszej grupy, jednak loga firmy nie ujrzysz w ich oczach nigdy.

– I chcesz mi powiedzieć, iż z nich potem wybiera się ludzi na piętro?

– A widzisz moja droga Wiktorio – kariera niejedno ma imię. Bywa okupiona trudem z naciskiem na efekt, albo nieoczekiwanymi zmianami. Tak to jest z tymi karierami. Komuś szerokie drzwi pięterka otwierają się same, inni się dobijają, a jeszcze inni chodzą jak w obłędzie, niezauważeni.

Idź do oryginalnego materiału