Krzysztof dostał telefon od matki — prosiła, żeby powiesić półkę w kuchni. Następnego dnia wpadł do niej, ale w domu nikogo nie było. Mieszkanie stało otwarte, bo miał przecież klucz. Półka leżała tam, gdzie obiecała mama, ale gdzie była wiertarka? Pewnie na antresoli, zapełnionej starociami po dziadku.
Wspiął się na krzesło, otworzył drzwiczki — i oto była! Pociągnął za kabel, ten się zaczął plątać, wiertarka ześlizgnęła mu się z ręki i… trafiła w wazon. Roztrzaskał się na kawałki. Krzysztof zaklął pod nosem, dobrze wiedząc, jak mama go ceniła. Zebrał skorupy, powiesił półkę i wyjechał. Przez telefon obiecał, iż kupi nowy wazon na Dzień Kobiet. Ale nie odpuściła mu tak łatwo — stękała i jęczała przez pół godziny.
Czas mijał, ale identycznego wazonu nie było nigdzie. W ostatnią sobotę przed świętem Krzysztof w końcu go znalazł… w rękach dziewczyny. Sprzedawca oznajmił, iż to ostatni egzemplarz. Krzysztof podszedł, przeprosił i szczerze opowiedział, jak zniszczył rodzinny skarb i iż mama nigdy mu tego nie wybaczy.
Dziewczyna, która przedstawiła się jako Kinga, po chwili wahania uśmiechnęła się i podała mu wazon. „Niech pan bierze, ratuje się przed mamą”. Sama wybrała inny, a on zabrał ten jedyny.
Na wyjściu zaczęli rozmawiać. On żartował, ona się śmiała. W końcu zaprosił ją do siebie — na Dzień Kobiet, właśnie do mamy. Kinga trochę zdziwiła, ale się zgodziła.
Następnego dnia stanęli razem w drzwiach mieszkania mamy Krzysztofa. Ta była zachwycona prezentem, a jeszcze bardziej — Kingą. „Widzisz, synku, wszystko się układza na lepsze — gdyby nie ten wazon, nie poznałbyś takiej dziewczyny”, śmiała się, popijając herbatę.
Od tamtego dnia życie Krzysztofa się zmieniło. On i Kinga zaczęli spędzać coraz więcej czasu, chodząc po parkach, dyskutując o filmach i marząc o przyszłości. Poznał ją ze swoją córką, która przyjechała na wakacje, i na szczęście od razu się polubiły. Kinga była wzruszona jego ciepłem i troską, a mama Krzysztofa często wspominała tamten dzień, tłumacząc, iż stłuczenie wazonu to był znak od losu. Kinga też dziwiła się, jak przez przypadek można znaleźć kogoś wyjątkowego. Pół roku później wzięli ślub. Wesele było małe, ale pełne radości. Mama Krzysztofa wzniósłszy toast, znów podziękowała losowi za ten pechowy wazon. A on, patrząc na żonę, wiedział, iż znalazł to, czego choćby nie śmiał oczekiwać. I za każdym razem, gdy przechodził obok tej półki, uśmiechał się, myśląc, jak jedno nieudane majsterkowanie przyniosło mu szczęście.