Szwagierka postanowiła, iż to my mamy rozpieszczać jej dzieci

twojacena.pl 1 dzień temu

**Dziennik osobisty**

Zamężna z Jakubem jestem już prawie osiem lat. Człowiek dobry, o złotym sercu. Tylko jedno „ale” – ma siostrę. Kasia. Kobieta o nieograniczonej wyobraźni i nadzwyczajnym talencie do zamieniania każdego zdania w subtelną prośbę… o drogą rzecz.

Nigdy nie mówiła wprost. Jej słowa zawsze brzmiały jak niewinne rozważania:
— Dzieci tak marzą o tym nowym filmie, ale bilety teraz kosztują majątek – mówiła z udawanym westchnieniem. I mój Jakub, ledwie to usłyszał, już kupował bilety, sam zabierał siostrzeńców do kina i jeszcze fundował im zestawy z popcornem.

— Taka piękna pogoda – kontynuowała Kasia – a wy ciągle w domu. Może by na wesołe miasteczko? I zgadnijcie, kto jechał z dziećmi na karuzelach? Oczywiście my. I oczywiście za nasze pieniądze.

Nie łapię aluzji. I nie chcę. Wolę szczerość. jeżeli coś ci potrzeba – powiedz. Poproś. Wytłumacz. A nie kręć i nie wij się, udając, iż to tylko tak sobie.

A Jakub? On zawsze łapał jej „podpowiedzi” w lot. Uwielbiał siostrzeńców do szaleństwa. Ale to, jak ich rozpieszczał, przeszło już wszelkie granice. Rowery, gadżety, rozrywki – to stało się normą. Wystarczyło, iż Kasia mrugnie, a mąż już biegł.

Ostatnio był imieniny Bartka – syna Kasi. Wcześniej podarowaliśmy mu markowy rower, który kosztował nas krocie. Byłam pewna, iż to aż nadto. Ale jak się okazało, dla Kasi „rower” to był drobiazg. Według niej chłopcu pilnie potrzebna była wycieczka do Włoch. Oczywiście nie samemu – z nią. Przecież dziecko nie może jechać samo!

W języku Kasi brzmiało to tak:
— Bartek tak marzy o Wenecji. Aż mu oczy świecą…

Jakub wtedy zamiast biletu przyniósł siostrzeńcowi tort i zestaw poduszek z inicjałami. Tego dnia pracowałam, więc mąż pojechał sam. I, jak się domyślacie, to był zimny prysznic dla siostry.

Ale Kasia się nie poddała. Jej żądania rosły z roku na rok. Jakubowi, w sumie, to nie przeszkadzało. Nie mieliśmy swoich dzieci, więc całą swoją ojcowską energię wkładał w siostrzeńców. Może dlatego, iż nie miał gdzie jej inaczej wyładować.

I wtedy – długo wyczekiwana wiadomość: zaszłam w ciążę. Powiedziałam mężowi – płakał ze szczęścia, całował brzuch, nie mógł uwierzyć. Marzył o tym od lat. A potem przyszła Kasia…

Znowu – z prośbą. Tym razem o wyjazd do Wiednia na majówkę. Oczywiście z dziećmi. Jakub odmówił, po raz pierwszy. Powiedział, iż niedługo zostanie ojcem i teraz wszystkie środki idą na rodzinę. Wtedy siostra wybuchła.

Następnego dnia zadzwoniła do mnie. Krzyczała. Oskarżała.
— Jak śmiesz?! To wszystko celowe, żeby odebrać moim dzieciom jedynego mężczyznę, który się o nich troszczył!

Milcząco odłożyłam słuchawkę.

A potem – kolejna scena. Siostrzeńcy zaczaili się na Jakuba pod biurem. Podali mu samodzielnie zrobione kartki:
*”Wujku, nie zostawiaj nas…”*
*”Po co ci własne dzieci, skoro masz nas?…”*

Ktoś wyraźnie pomagał im układać te zdania. I ten „ktoś” był do przewidzenia.

Jakub wrócił do domu, usiadł na kanapie, spojrzał na kartki… i jakby coś w nim pękło.

— Jestem po prostu idiotą – powiedział. – Ile lat to znosiłem? Te „zepsuta kuchenka”, „brakuje na kurtkę”, „tata uciekł – wujku, pomóż”. Cały czas używała dzieci, żeby mną manipulować. A ja dawałem się nabrać. Głupiec.

I nagle wyciągnął notes. ZaczęKasia próbowała jeszcze raz się odezwać, ale tym razem Jakub choćby nie otworzył drzwi, tylko przez okno pokazał jej tabelkę z kwotą do zwrotu, a ona odeszła w milczeniu, wiedząc, iż jej gra się skończyła.

Idź do oryginalnego materiału