Tak, to ja: miał inne kobiety, ale odejść od rodziny nie zamierzał

polregion.pl 5 dni temu

„Tak, już taki jestem” – miał inne kobiety, ale nie zamierzał odchodzić z rodziny.

Wszystkie przyjaciółki mówiły Magdalenie, iż oszalała. Ona sama też to doskonale wiedziała. Ale choćby ta świadomość niczego nie zmieniała. Jej uczucia do męża wygasły dawno temu. Zniknęły niezauważone, rozpłynęły się między praniem, obiadami, brakiem snu i niekończącą się pracą. Kiedyś pędziła do domu na skrzydłach miłości, teraz szła z przyzwyczajenia – zmęczona, zapracowana, z pustym wzrokiem. W wieku czterdziestu lat wyglądała na pięćdziesiąt, i to nie była przesada, a smutna prawda.

Jedyną osobą, która naprawdę ją rozumiała, była… teściowa. Anna Kowalska. Kobieta o trudnym charakterze, ale z wielkim sercem. Teraz mieszkała z Magdaleną i synem – przyjechała do Warszawy z małego Radomia, aby przejść leczenie, na które w ich miasteczku nie było szans. Umieścili ją w pokoju dziecięcym, a ona pomagała z siedmioletnią wnuczką Zosią. Dziewczynka była jeszcze za mała, by zostawać sama, a Magdalena od rana do wieczora była w pracy.

Mąż… Ach, Krzysztof. Zachowywał się, jakby z wiekiem w jego głowie zagościł „diabeł wcielony”. Często wracał późno. Pojawiał się nad ranem. Pachniał słodkimi perfumami, tłumacząc to „nową męską wodą”, choć całe osiedle wiedziało, iż ma kogoś na boku. I to nie jednego. Bo zaczął mylić imiona. Raz nazwał Magdalenę Kingą, innym razem Kasią, potem Anią. I za każdym razem z tym samym wyzywającym uśmieszkiem, jakby mówił: no i co, złapaliście mnie, co teraz? choćby się nie krył. Wydawało się, iż jest z siebie dumny. „Tak, już taki jestem” – można było wyczytać z jego spojrzenia.

Wszystko mogłoby tak trwać w nieskończoność, gdyby pewnej nocy o trzeciej nie odezwał się telefon w przedpokoju. Kolejna kobieta Krzysztofa szukała swojego „misia” i z pretensjami pytała: „Gdzie on jest? Dlaczego nie odbiera?”. Magdalena była wstrząśnięta – nie tyle samym telefonem, ile tym, jak łatwo ta osoba wtargnęła w jej dom, jej noc, jej życie.

Gdy Krzysztof przyszedł nad ranem z kacem, Magdalena nie wytrzymała. Jego rzeczy poleciały na korytarz z taką furią, iż choćby kot ukrył się pod kanapą. Próbował się tłumaczyć:

– Tak, mam inną. Ale nie zamierzam odchodzić z rodziny! Mamy dzieci. Mama jest chora. Jesteśmy rodziną!

Ale Anna Kowalska wyszła z sypialni i pierwszy raz od dawna podniosła głos:

– jeżeli chcesz być z inną – bądź. Tylko z daleka od nas. Znajdę gdzieś mieszkanie. Zostało mi trochę do końca terapii. A synek ma egzaminy. Dość tego cyrku. Wszyscy zasługujemy na normalne życie!

Magdalena próbowała zaprotestować – przecież to jej dom, to ona zdecyduje. Ale teściowa była nieugięta:

– Nie wtrącam się, ale dopóki tu mieszkam, nie pozwolę, by mieszkanie zamieniło się w burdel. Niech zbiera swoje rzeczy. Ja wyniosę się do końca tygodnia, znajdę pokój. Reszta to wasza sprawa.

Pod czujnym wzrokiem syna Krzysztof, mrucząc pod nosem, pakował swoje koszule i spodnie do torby sportowej. Było mu wstyd. Upokarzająco. Ale zasłużenie.

Po jego wyjściu Magdalena pierwszy raz od lat poczuła, iż w domu zapanowała cisza. Prawdziwa cisza. Nikt nie krzyczał, nie dzwonił w środku nocy, nie domagał się jedzenia. Teściowa wpadała raz w tygodniu, przynosiła bułeczki dla Zosi i nowe wiadomości. A Magdalena nagle zrozumiała, iż budzi się bez tej guli w gardle. choćby w lustrze zaczęła widzieć siebie inaczej.

I oto, dwa miesiące później, gdy terapia Anny Kowalskiej dobiegła końca i pakowała się do odjazdu, w drzwiach stanął Krzysztof. Z bukietem. Z winowajczą miną. Ze słowami, które zamroziły Magdalenę w miejscu:

– Wybacz mi. Ona mnie wyrzuciła. Zrozumiałem wszystko. Daj mi szansę. Zacznijmy od nowa?

Anna Kowalska, już w płaszczu i z walizką, spojrzała na synową:

– Decyzja należy do ciebie. Nie będę się wtrącać. Ale czas, byś pomyślała nie o tym, kogo szkoda, a o sobie.

I, biorąc wnuków za ręce, wyszła do kuchni.

A Magdalena stała w przedpokoju, patrzyła na mężczyznę, który zdradził ją nie raz. Na człowieka, który był jej rodziną. A teraz był tylko gościem. Musiała podjąć decyzję. Decyzję, która już nie zależała od nikogo. Tylko od niej.

Idź do oryginalnego materiału