Ten płot to jedyne miejsce, które mnie nie odstrasza. Czasem czuję, iż się do niego przywiązałam…

newsempire24.com 19 godzin temu

Ten płot to jedyne miejsce, które nie odgania mnie. Czasem czuję, jakbyśmy byli ze sobą związani

Ludzie mijali go: jedni spieszyli się, inni szli wolno, ale prawie nikt
Nie liczę już dni. jeżeli wszystkie są takie same, jeżeli wszystko zaczyna się i kończy tak samo, liczby tracą sens. Tutaj, przy tym zardzewiałym płocie, poranek różni się od wieczoru tylko tym, jak pada światło. Deszcz i wiatr stały się równie znajome jak głód i cisza. A jednak nie odszedłem. Ten płot to jedyne miejsce, które nie odgania mnie. Czasem wydaje mi się, iż przywiązałem się do niego tak, jak kiedyś do domu. Ale może wciąż czekam na co? Nie wiem.

Siedział na wąskim pasie ziemi między chwiejącym się płotem a chodnikiem. Jego sierść była splątana i matowa, pod łapami błoto mieszało się z wodą, a deszcz powoli skapywał z zardzewiałych prętów. Ludzie mijali go: jedni spieszyli się, inni szli wolno, ale prawie nikt się nie zatrzymywał. jeżeli choćby patrzyli, to tylko na moment, zmęczonym lub obojętnym wzrokiem. Dla nich był tylko kolejnym psem, wyrzuconym na ulicę.

Ale on pamiętał inny świat. Świat, w którym poranki zaczynały się zapachem świeżego chleba. Małą kuchnię, gdzie kręcił się pod nogami, próbując dosięgnąć stołu. Ciepłą kuchenkę zimą i śmiech pani domu, gdy potykała się o niego. Miękką dłoń, która tak po prostu głaskała go po głowie.

Wszystko zmieniało się powoli. Najpierw tylko rzadkie, zimne spojrzenia. Potem miska, która coraz częściej zostawała pusta. Krzyki, ostre słowa, popychanie. Aż pewnego dnia znalazł się za progiem. Bez pożegnania, bez wyjaśnień. Drzwi po prostu się zatrzasnęły, a on został na zewnątrz.

Myślałem, iż to pomyłka. Myślałem, iż zaraz mnie zawołają. Ale drzwi się nie otworzyły.

Życie na ulicy było szkołą, gdzie nauka przychodziła przez uderzenia i zadrapania. Nauczył się chować przed kijami, omijać kamienie, znajdować okruchy przed sklepami. Czasem udawało mu się ukraść kawałek chleba albo wyprosić kość u rzadkiego życzliwego przechodnia. Ale choćby wtedy, gdy spotykał czyjś wzrok, zawsze miał nadzieję: Może to ta osoba, która powie: Chodź do domu?

Ten dzień był zimny i wilgotny. Od rana lało, a wiatr szarpał liście z drzew. Siedział skulony, czując, jak chłód wnika w każdą kość. Wtedy usłyszał kroki. Kobieta w starym płaszczu szła powoli, jakby sama nie wiedziała, dokąd zmierza. Gdy go zobaczyła, zatrzymała się.

Boże malutki, kto cię tak skrzywdził? szepnęła.

Patrzysz na mnie inaczej. Nie tak, jak ci, którzy mijają mnie obojętnie. Twoje oczy są ciepłe, jak te kobiety, którą kiedyś nazywałem panią.

Uklękła przy nim, ale nie dotknęła go od razu. Powoli wyjęła z torby kawałek chleba i kiełbasy.
Proszę, zjedz.

Niepewnie podszedł, jakby ziemia pod łapami mogła zniknąć. Wziął jedzenie i jadł powoli, przeżuwając każdy kęs, jakby bał się, iż wszystko zniknie. Ona nie poganiała, tylko siedziała i patrzyła.
Chodź odezwała się cicho, niemal szeptem. W środku jest ciepło. I nikt cię już nie skrzywdzi.

Wołasz mnie Ale czy można ci uwierzyć? A jeżeli jutro drzwi znów się zamkną?

Mimo to poszedł za nią. Brama zaskrzypiała, gdy weszli na małe podwórko. Stary, odrapany płot, jabłoń, z której zostały tylko nagie gałęzie. Dom pachniał zupą i chlebem. Ten zapach uderzył w niego tak mocno, iż zastygł na progu. Kobieta położyła na podłodze stary koc, nalała czystej wody i postawiła miskę ciepłej kaszy.
To twój dom powiedziała, delikatnie dotykając jego głowy.

Prawie przespał całą noc. Leżał, słuchając, jak chodzi po domu, jak skrzypią deski, jak w kuchni dzwonią naczynia. Kilka razy zajrzała do niego, poprawiła koc i szepnęła:
Jesteś w domu, słyszysz?

Dom Tak bałem się, iż już nigdy nie usłyszę tego słowa.

Dni płynęły inaczej. Czekał na nią przy drzwiach, przynosił starą, wyblakłą piłkę. Kładł się przy niej, gdy piła herbatę, a on słuchał jej głosu, choćby jeżeli nie rozumiał słów. Jego sierść znów stała się miękka, a oczy klarowne.

Czasem, gdy przechodzili obok tamtego płota, zatrzymywał się. Wpatrywał się w pustkę, jakby tam wciąż siedział jego dawny ja mokry, głodny, zagubiony. Kobieta podchodziła, kładła dłoń na jego karku i mówiła:
Chodź do domu.

Tak teraz już wiem na pewno, gdzie jest mój dom.

Idź do oryginalnego materiału