Mieszka ona w przestronnym trzypokojowym mieszkaniu razem z córką i wnuczką. Moja szwagierka ma dość specyficzny charakter, który od zawsze był źródłem konfliktów.
Każda, choćby najmniejsza drobnostka potrafiła wyprowadzić siostrę męża z równowagi. W dobrym nastroju to bardzo sympatyczna kobieta, gotowa oddać ostatnią koszulę, ale jeżeli coś jej nie pasuje… lepiej uciekać. Nic dziwnego, iż mama męża zaczęła szukać sposobu, jakby tu się wyprowadzić od własnej córki, bo wspólne życie było dla niej zwyczajnie nie do zniesienia.
Rozważała różne rozwiązania, choćby kredyt na nowe mieszkanie, byle tylko wyprowadzić kapryśną „lokatorkę”. Ale z powodu braku pieniędzy plan gwałtownie upadł. Pojawił się jednak inny pomysł. My z mężem mieszkamy w kawalerce w sąsiednim bloku. Mieszkanie jest moje, kupione jeszcze przed ślubem.
W przyszłości planujemy się powiększyć, gdy tylko wrócę do pracy. Na razie żyjemy w tej kawalerce – dzieci są małe, miejsca dla wszystkich wystarcza, choćby trochę wolnej przestrzeni zostaje. Wszystko niby w porządku, ale któregoś dnia teściowa zaczęła opowiadać, jak to kiedyś, będąc na urlopie wychowawczym z dwójką dzieci, pomagała jej własna teściowa, która mieszkała razem z nimi.
Innymi słowy – ona sama kiedyś żyła w domu męża. Na początku nie rozumiałam, do czego zmierza, ale gwałtownie przeszła do sedna. Teściowa zaproponowała, żebyśmy zamienili się mieszkaniami: my z dziećmi mielibyśmy wprowadzić się do jej trzypokojowego mieszkania, a szwagierka z córką zajęłyby naszą kawalerkę. Obiecała, iż zaraz po przeprowadzce przepisze mieszkanie na mojego męża.
Teściowa szczerze uważa, iż to rozwiązanie idealne dla wszystkich: siostra męża w końcu nauczy się samodzielności, mąż wróci do rodzinnego domu i zawsze będzie mógł wspierać mamę, a moje dzieci pozostaną pod czujnym okiem babci.
Może i dla wszystkich to brzmi rozsądnie – ale nie dla mnie. Odmówiłam. Nie dlatego, iż mamę męża uważam za złą osobę – wręcz przeciwnie, bardzo ją lubię i świetnie się dogadujemy. Po prostu uważam, iż dzieci, które mają już własne rodziny, powinny mieszkać osobno od rodziców, jeżeli tylko mają taką możliwość.
Dwie gospodynie w jednej kuchni – prędzej czy później pojawią się spięcia. A ja od dziesięciu lat mieszkam osobno od własnych rodziców i nie zamierzam rezygnować z tej „wolności”. choćby jeżeli teściowa obiecywałaby, iż nie będzie się wtrącać, na pewno chciałaby wiedzieć, co się u nas dzieje.
Teściowa się obraziła. Starałam się spokojnie wyjaśnić jej swoją decyzję – myślę, iż w końcu zrozumiała. Ale zdanie: „Co, nie dogadamy się?” – i tak padło.
Dziś dalej mieszkamy w naszej kawalerce, a do teściowej chodzimy w odwiedziny. Szwagierka z córką przez cały czas żyją z nią pod jednym dachem. Szkoda mi mamy męża, ale to jej córka – niech same się dogadują.