Teściowa pojawiła się na naszym ślubie w białej sukni i stanęła obok nas w USC – musiałam działać, aby uratować nasz wielki dzień

twojacena.pl 4 dni temu

No i co, zawsze wiedziałam, iż moja teściowa to nie byle kto. Ale choćby w najśmielszych snach nie przyszłoby mi do głowy, iż zjawi się na moim ślubie w białej sukni.
To było prawie jak welon ślubny długa, koronkowa, podkreślająca figurę. Weszła do urzędu stanu cywilnego w Warszawie z taką miną, jakby szykowała się na wybieg. Gdy goście szeptali między sobą, tylko się uśmiechała i rzuciła:
No co? Przecież to święto nas wszystkich.
Pierwszy dzwonek alarmowy zadzwonił, gdy uparła się, żeby jechać z nami w jednym samochodzie.
Co, już jestem wam obca? wsiadła obok mojego narzeczonego, Wojtka, a ja musiałam wcisnąć się na tylne siedzenie. No pięknie, co?
W USC stanęła tuż przy nas, jakby była trzecią osobą w związku. Na wszystkich zdjęciach jej dłoń na ramieniu Wojtka, jej twarz bliżej obiektywu niż moja. W pewnym momencie choćby poprawiła mój welon i szepnęła:
Masz wszystko krzywo Daj, ja to lepiej ułożę.
Na przyjęciu zachowywała się jak gospodyni raz poprawiała muzykę, raz mówiła kelnerom, iż sałatka jest niedoprawiona, a co najgorsze ciągle szeptała coś do Wojtka. Jakby musiała mu przypominać, iż to ona jest jego matką.
A potem, wisienka na torcie wstała i wzniósła toast:
Życzę wam szczęścia. Chociaż, szczerze mówiąc, myślałam, iż mój syn dokona innego wyboru No ale skoro już tak wyszło, to trudno.
W sali zapadła cisza. Uśmiechałam się, jak mogłam, ale w środku gotowałam się ze złości.
I wtedy postanowiłam: dość. Czas skończyć z tym cyrkiem.
Podeszłam do teściowej z kieliszkiem wina niby żeby pogodzić się, stuknąć się i zrobić zdjęcie. Gdy się lekko pochyliła, przypadkiem zahaczyłam jej ręką. Czerwone wino rozlało się po jej białej sukni.
Ojej! jęknęła, próbując zetrzeć plamy. Ależ z ciebie niezdara!
Szybko zaproponowałam:
W łazience jest lustro i chusteczki. Idź, sprawdź, może da się to uratować.
Wyszła. Ja za nią a gdy weszła do kabiny, cicho zamknęłam drzwi i zasunęłam zasuwkę z zewnątrz.
Wróciłam do gości i spokojnie oznajmiłam:
Mama poszła do domu, źle się poczuła. Prosiła, żeby jej nie przeszkadzać.
I wiecie co? Wieczór nagle stał się o wiele przyjemniejszy. Goście znów się śmiali, muzyka grała, a ja wreszcie poczułam się jak prawdziwa panna młoda, a nie jak przypadkowy gość na czyimś rodzinnym konflikcie.
Zero wyrzutów sumienia. Choć czuję, iż Wojtek i mnie czeka jeszcze niejedna przygoda Ale co tam, damy radę!

Idź do oryginalnego materiału