Moja roszczeniowa teściowa założyła białą suknię na dwa wesela — ale tym razem fotograf postawił ją do pionu
Jeśli czegoś nauczyłam się podczas planowania ślubu, to tylko tego: nie wychodzisz za mąż tylko za mężczyznę — wychodzisz też za jego matkę. W moim przypadku oznaczało to wejście w niekończącą się rywalizację, na którą nigdy się nie pisałam.
Nazywam się Zuzanna, a mój obecny mąż, Krzysztof, to najsłodszy człowiek pod słońcem. Cierpliwy, troskliwy i zupełnie ślepy na manipulacje swojej matki. Jego mama, Bogumiła, to, jakby to niektórzy określili, „postać”. Elegancka, wyrafinowana i — jak nam nieustannie przypomina — „była miss województwa”. Jej włosy? Zawsze idealnie ułożone. Makijaż? Nienaganny. Garderoba? Ekskluzywna i dopracowana jak wystawa w muzeum.
A jej znak rozpoznawczy na weselach? Biały strój.
Tak. Biały. Całkowicie śnieżnobiały lub kremowy, efektowny, zwracający uwagę. Taki, który sprawia, iż goście przecierają oczy, a panna młoda gotuje się w środku z wściekłości.
Starsza siostra Krzysztofa, Bogna, wyszła za mąż trzy lata przede mną. Na jej ślubie Bogumiła wystąpiła w białej, sięgającej podłogi sukni z odsłoniętymi ramionami, przystrojonej perłami. Twierdziła, iż „nie miała pojęcia”, iż panna młoda założy coś podobnego.
„Ona ma koronkę, kochanie” — powiedziała Bogumiła z udawanym zdziwieniem. — „To atłas. Zupełnie co innego.”
Bogna była wściekła. Ale Krzysztof tylko wzruszył ramionami i stwierdził: „Taka już mama”.
Potem przyszedł ślub kuzynki Krzysztofa, Mileny — i, jak się domyślacie, Bogumiła zrobiła to ponownie. Tym razem założyła elegancką białą kombinezonową sukienkę z przezroczystym trenem. Ktoś choćby zapytał, czy nie odnowiła właśnie ślubnych ślubów.
Krzysztof w końcu tego wieczoru postawił ją pod ścianą.
„Mamo, co ty robisz?” — zapytał.
Bogumiła tylko się zaśmiała. — „Och, kochanie. Nie mam wpływu na to, iż biel mi pasuje. Może powinnam ubrać się na czarno i udawać, iż idę na pogrzeb?”
Taka była jej logika.
Więc gdy Krzysztof i ja zaręczyliśmy się, wiedziałam, iż mam wybór: przemilczeć i liczyć na cud, iż nagle odkryje w sobie samokrytykę… albo przygotować się na wojnę.
Wybrałam to drugie.
Od samego początku Bogumiła uczyniła z planowania koszmar. KryI zdecydowałam się zawczasu porozmawiać z naszym fotografem, Jackiem, który z uśmiechem obiecał „załatwić sprawę subtelnie, ale dobitnie”.