Teściowa w bieli na dwóch weselach – tym razem fotograf postawił ją do pionu

newskey24.com 1 tydzień temu

Szanowni Państwo, oto wasza historia dostosowana do polskich realiów:

Moja roszczeniowa teściowa przyszła w białej sukni na dwa wesela – ale tym razem fotograf dał jej nauczkę.

Jeśli czegoś się nauczyłam podczas planowania ślubu, to tego: nie wychodzisz tylko za mężczyznę – wychodzisz też za jego matkę. W moim przypadku oznaczało to wejście w życie długą rywalizację, na którą nigdy nie wyraziłam zgody.

Nazywam się Zosia, a mój obecny mąż Damian to najsłodszy mężczyzna pod słońcem. Cierpliwy, troskliwy i zupełnie ślepy na manipulacje swojej matki. Jego mama, Jadwiga, to, jak niektórzy mówią, „postać”. Elegancka, wyrafinowana i – jak sama nieustannie przypomina – „była królowa piękności”. Jej włosy? Zawsze idealnie ułożone. Makijaż? Nienaganny. Garderoba? Ekskluzywna, skompletowana jak w muzealnej gablotce.

A jej znak rozpoznawczy na weselach? Białe suknie.

Tak. Białe. Czyste, śnieżne, pełne blasku kreacje. Takie, które sprawiają, iż goście przecierają oczy, a panna młoda zaciska zęby w milczeniu.

Starsza siostra Damiana, Agata, wyszła za mąż trzy lata przede mną. Na jej ślubie Jadwiga pojawiła się w białej, sięgającej podłogi sukni z odsłoniętymi ramionami, ozdobionej perłami. Twierdziła, iż „nie miała pojęcia”, iż panna młoda będzie miała podobną stylizację.

„Ona ma koronkę, kochanie” – powiedziała z udawanym zdziwieniem. „A to przecież atłas. Zupełnie co innego.”

Agata wściekła się, ale Damian tylko machnął ręką: „Taka już mamusia.”

Potem przyszła kolej na ślub kuzynki Damiana, Dagmary – i zgadnijcie? Jadwiga znowu to zrobiła. Tym razem wybrała biały, obcisły kombinezon z półprzezroczystym trenem. Ktoś choćby zapytał, czy przypadkiem nie odnawia ślubnych ślubów.

Tego wieczoru Damian w końcu postanowił z nią porozmawiać.

„Mamo, co ty wyprawiasz?” – zapytał.

Jadwiga tylko się zaśmiała. „Och, skarbie. Nie moja wina, iż biel mi pasuje. Mam może przyjść w czerni i udawać, iż jestem na pogrzebie?”

Taki był jej tok rozumowania.

Gdy Damian i ja zaręczyliśmy się, wiedziałam, iż mam wybór: milczeć i liczyć na to, iż magicznie nabierze samoświadomości… albo przygotować się na wojnę.

Wybrałam to drugie.

Od samego początku Jadwiga utrudniała nam organizację wesela. Krytykowała salę („Za wiejsko”), catering („Czy mają bezglutenowy kawior?”), a choćby mój długi welon.

„Masz takie słodkie rysy, Zosiu” – powiedziała z uprzejmym uśmiechem. „Nie chcesz ich chyba zasłaniać tą całą tkaniną?”

Ledwo powstrzymałam się od odpowiedzi.

Gdy wysłaliśmy zaproszenia, dopisałam grzeczną prośbę: „Gości prosimy o unikanie strojów w kolorze białym, kremowym lub złotym.” Myślałam, iż to załatwi sprawę.

Nie załatwiło.

Dwa tygodnie przed ślubem otrzymałam od Jadwigi zdjęcie jej wymarzonej kreacji.

Była biała.

Nie tylko biała – lśniąca, zdobiona sukienka z piórami przy rąbku. Podpisała:

„Czy to nie urocze? Myślę, iż będzie pasować do waszego tematu!”

Wpatrywałam się w ekran. Dłonie mi się trzęsły.

Damian zobaczył moją minę i od razu zapytał, co się stało. Gdy pokazałam mu zdjęcie, wreszcie zrozumiał.

„Znowu to robi” – wyszeptałam. „I tym razem, to moje wesele.”

Damian próbował interweniować. Powiedział jej, iż to dla mnie ważne, iż to jasna granica.

Ale ona zagrała swoją ulubioną kartę.

„Och, nie wiedziałam, iż to ją aż tak zdenerwuje. Dlaczego wszystko musi być takie dramatyczne? Mam w ogóle nie przyjść?”

Wtedy dotarło do mnie – logika nie zadziała. Granice też nie. Ale upokorzenie? To mogłoby poskutkować.

I właśnie wtedy wtajemniczyłam w nasz plan naszego fotografa, Wojtka.

Wojtek polecił go znajomy i słynął z naturalnego stylu oraz błyskotliwego poczucia humoru. Gdy wyjaśniłam sytuację, choćby nie mrugnął.

„Przyszła w bieli na dwa inne śluby?” – zapytał. „Chcesz jej dać małą lekcję, co?”

Skinęłam głową. „Nie chcę psuć dnia. Ale też nie chcę, żeby znowu ukradła show.”

Uśmiechnął się. „Zostaw to mnie.”

Nadszedł wielki dzień.

Było dokładnie tak, jak wymarzyłam: kwiaty, muzyka, Damian czekający na mnie przed ołtarzem z wilgotnymi oczami. Wymieniliśmy przysięgi pod kwitnącym łukiem, a ja poczułam się jak centrum wszechświata – tak, jak każda panna młoda powinna.

I tak… Jadwiga pojawiła się w tej sukni.

Białej. Z piórami. Rozcięciem aż do uda. Szła środkiem kościoła, jakby była gwiazdą na czerwonym dywanie. Goście wymieniali zaskoczone spojrzenia. Kilka osób choćby szeptało. Ale Jadwiga? Promieniała, jakby wszyscy podziwiali właśnie ją.

Nie powiedziałam ani słowa. Tylko spojrzałam na Wojtka, który dyskretnie skinął głową.

Na przyjęciu Jadwiga obnosiła się jak celebrytka. Robiła sobie zdjęcia, pozowała z kieliszkami szampana i pilnowała, by być w centrum każdej grupowej fotografii.

Uśmiechałam się. I czekałam.

Następnego dnia Wojtek przesłał nam podgląd zdjęć – „pierwsze spojrzenie” na nasze wesele.

Zebraliśmy się z rodziną na śniadaniu i wyświetliliśmy je na telewizorze. Wszyscy zachwycali się pięknymi ujęciami z ceremonii. Były naturalne śmiechy, czułe pocałunki, wzruszające toasty…

A potem pojawiły się zdjęcia z przyjęcia.

Jedno z druhny śmiejącej się. Inne z moim tatą tańczącym. A potem…

Pokaz slajdów pod tytułem:

„Druga kobieta w bieli.”

To była Jadwiga. Na każdym zdjęciu – ale nie tak, jak się spodziewała.

Wojtek poddał jej fotografie specjalnej obróbce.

Na jednym widać ją, jak idzie za mną – ale zmienił oświetlenie, żeby wyglądała jak upiorna postać w tle.

Na innym stała obok Damiana – ale Wojtek przybliżył jej wizerunek z ironicznym podpisem:

„Kto tu nie zrozumiał dress code’Na następnym rodzinnym weselu Jadwiga pojawiła się w eleganckiej granatowej sukni, a jej uśmiech tym razem był szczery i spokojny.

Idź do oryginalnego materiału