Dzieci bawią się, żeby poznawać świat. Dorośli, żeby od niego uciec. Zabawka przestaje być przedmiotem, a staje się biletem do innego świata. Dla jednych to PlayStation, dla innych fotel do masażu. Jedni "bawią się" nowym kursem jogi, drudzy sklejają modele samolotów albo przeglądają w nieskończoność oferty mieszkań, których nigdy nie kupią. Jeszcze inni sięgają po zabawki z dzieciństwa. Po co? Powody są różne.
REKLAMA
Zobacz wideo Siatki centylowe - w jaki sposób pomagają nam ocenić rozwój dziecka?
"Sprzątałam na strychu i bach, teraz mam nową pasję, na którą wydaję krocie"
- Jako dziecko nie bawiłam się lalkami bobasami, to mnie nudziło. Za to świat Barbie uwielbiałam! - śmieje się Weronika, dziś 33-letnia żona i matka. - Sama mam synka, który uwielbia klocki i samochody, więc nici z nowych lalek. Tak sobie myślałam jeszcze do niedawna. A później pojechałam pomóc rodzicom w sprzątaniu strychu przed gruntownym remontem. I przepadłam. Bo natrafiłam na pojemniki ze swoimi zabawkami. W tym z całą kolekcją lalek Barbie. Kilka było niekompletnych: dwóm obcięłam włosy, a jednej domalowałam lakierem do paznokci permanentny makijaż. Reszta była jednak cała, "zdrowa" i gotowa do zabawy! Wyobraźcie sobie minę mojego taty, który wchodzi na strych i widzi swoją ponad trzydziestoletnią córkę, która przebiera lalki i kompletuje im outfity - śmieje się Weronika i dodaje, iż lalki zabrała ze sobą do domu.
Na tym się jednak nie skończyło. Zamówiła kilka egzemplarzy, które chciała mieć jako dziecko. - Dziś to okazy kolekcjonerskie i tak je traktuje. Czasami wydaję na nie naprawdę krocie, ale sprawia mi to sporo radości. Lubię je od czasu do czasu wyciągnąć z pudełka i się na nie pogapić. Jedni kolekcjonują torebki, a ja poszłam w lalki.
Fan numer jeden. "W domu brakuje mi jeszcze komnaty tajemnic"
Inga i jej mąż są fanami uniwersum Harry’ego Pottera. - Książki czytaliśmy setki razy, filmy znamy na pamięć. Byliśmy w Szkocji, w miejscu, gdzie można zobaczyć filmowy pociąg, regularnie odwiedzamy gdańską knajpkę, która też nawiązuje do magicznego świata. Mamy niezłego fioła na tym punkcie - mówi Inga. - Mój mąż to jednak i tak fan numer jeden. Ma wszystkie figurki kolekcjonerskie Funko Pop, zestawy Lego - wszystkie nasze szafki są tym obstawione. Mamy też swetry nawiązujące do domów Hogwartu i masę innych gadżetów. Brakuje tylko komnaty tajemnic - śmieje się kobieta.
Gry to numer jeden. "Odbijam sobie"
Natalia w wolne wieczory, cytując klasyka, gra w grę. I nie, wcale nie w "Tomb Rider". - Piątek wieczór, a ja po pracy siadam na kanapie z chipsami, odpalam laptopa i gram w "Simsy". Mam wszystkie wersje, oprócz uwielbianej przez sentymentalnych fanów "jedynki". Ja jej nie znoszę, bo kiedy wszyscy mieli już lepsze wersje, ja przez cały czas mogłam grać tylko w tę podstawową. Dorosłam, zarobiłam sobie i teraz mam i "dwójkę" i "trójkę" i "czwórkę". I w zależności od humoru sięgam po jedną z nich. Najbardziej lubię "trójkę", ale pobawić się w stylistę, czy architekta można też w "czwórce" - wyjaśnia.
W gry, ale te wymagające nieco więcej ruchu, gra też Malwina. - No pewnie, iż łapałam Pokemony, gdy był na nie największy szał! Pamiętam też taką sytuację: przyszli do mnie znajomi, niektórzy weszli do domu, a jeden zerwał się i pobiegł za budynek, bo tam był okaz, którego brakowało mu w kolekcji.
Niektóre zabawki dorosłych mają inne metki. "Luksusowo"
Niektórych zabawek na próżno szukać jednak w dziale z plastikowymi klockami. Są natomiast "ukryte" w logotypach marek, nazwach modeli i luksusowych kartach lojalnościowych. Dorośli "bawią się" robiąc zakupy. Im droższe, tym lepiej. - Czekam na premię, bo wiem, iż kupię sobie wtedy kolejną parę butów. Lubię modę, lubię czuć się w ubraniach luksusowo. Traktuję to trochę jak zabawę - mówi Monika.
Nie chodzi tylko o rzeczy. Zabawki dorosłych to też pasje: bieganie z aplikacją liczącą kroki, urządzanie domu z podobnym pietyzmem jak robią to gracze "The Sims", kolekcjonowanie biżuterii, której nie nosimy, bo przecież chodzi o posiadanie. To nie zawsze jest eskapizm. Czasem to próba odzyskania sprawczości w świecie, który często nie daje miejsca na spontaniczność.
Zabawki, które mają sens. Wcale nie są infantylne
"Zabawa jest pracą dzieciństwa i wszystkie młode ssaki mają to samo zadanie: zaprogramować mózg poprzez żwawą i częstą zabawę. Setki badań nad młodymi szczurami, małpami i ludźmi pokazują, iż młode ssaki chcą zabawy, potrzebują zabawy, a pozbawione zabawy stają się społecznie, poznawczo i emocjonalnie upośledzone" - podaje "GW", cytując fragment książki "Niespokojne pokolenie. Jak wielkie przeprogramowanie dzieciństwa spowodowało epidemię chorób psychicznych", Jonathana Haidta, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Zysk i S-ka.
Ale w zabawie, także tej dorosłej, paradoksalnie, nie ma nic infantylnego. jeżeli coś potrafi nas zachwycić, wciągnąć, przenieść - to tym samym daje nam wartość. Problem zaczyna się wtedy, gdy zabawka staje się substytutem bliskości, gdy wypełnia samotność, lęk i frustrację.
Niektórych to jednak przeraża. Użytkownik popularnego forum Reddit pokusił się o zapytanie innych internautów, czy ich zdaniem jego zachowanie mieści się w granicach normy. Otóż jest wielkim fanem składania modeli samolotów, ale oprócz samego procesu tworzenia, lubi też odgrywać gotowymi już modelami sceny walk. Robi to jednak tylko w samotności, bo boi się, jak to zachowanie mogłoby zostać odebrane przez jego bliskich.
Internauci uspokajają mężczyznę. Ich zdaniem ma bowiem "niezwykłą wyobraźnię". "Z jakiegoś powodu świat uznał, iż kontynuowanie zabawy zabawkami po 15. roku życia jest społecznie nie do przyjęcia, mimo iż wszyscy potajemnie chcemy się nimi bawić. Po prostu robisz to, czego inni nie robią. Zdecydowanie nie jesteś sam". Inni dodają, iż też lubią się bawić. Społeczne tabu jest jednak dość silne, niektórzy więc śmieją się, iż w zabawie pomagają im dzieci. Wtedy jest to odbierane pozytywnie. "Nie ma w tym nic złego. Mam 21 lat i przez cały czas bawię się zabawkami, a zabawę z moją 3-letnią siostrzenicą wykorzystuję jako pretekst".
Obudź w sobie dziecko na Dzień Dziecka
W Dzień Dziecka warto sobie uświadomić, iż to dziecko, które kiedyś z euforią skakało w kałużach, przez cały czas jest w nas. Może dziś ma na sobie marynarkę, może spłaca kredyt, może choćby wychowuje własne dzieci. Ale kiedy nikt nie patrzy, marzy o czymś, co wcale nie jest potrzebne, ale daje uśmiech, satysfakcję, radość. I to jest w porządku. Nie przestawajmy się bawić. Ale uczmy się rozpoznawać, kiedy zabawka nas cieszy, a kiedy zastępuje coś, czego nie umiemy nazwać.