Trzy kobiety, jedna kuchnia i ani odrobiny spokoju
Dobra. Poniedziałek mój. Wtorek mama. Środa Zofia Stanisławówna. Czwartek znowu ja Kasia wyraźnie rozrysowała kartkę w kratkę. A weekend jak wyjdzie.
Świetnie skinęła jej mama, Barbara Janówna, ukrywając zadowolony uśmiech. Będzie porządek.
Tak, do pierwszej zupy mruknęła teściowa, Zofia Stanisławówna. Wy, dziewczyny, tylko na papierze jesteście silne.
Kasia zignorowała. Była zmęczona. Pół roku pod jednym dachem z dwiema matkami to nie życie, a serial. Tylko bez przycisku pauza.
Wszystko zaczęło się po narodzinach Zuzi. Barbara Janówna przyjechała na kilka miesięcy pomóc. A teściowa Zofia Stanisławówna nigdzie nie wyjeżdżała mieszkała z nimi od samego początku. A gdzie ja pójdę, skoro syn się ożenił? jej koronna fraza.
Mieszkanie trzypokojowe, ale w odczuciu lalkowe. Samemu brakuje miejsca, a tu jeszcze trzy gospodynie.
Kto wsadził pusty słoik po ogórkach z powrotem do lodówki? pisnęła Zofia Stanisławówna o 10 rano.
Ja! odkrzyknęła Barbara Janówna z balkonu. Tam jest zalewa! Na kwaśnicę!
Ojej, jacy my gospodarni zażartowała teściowa. Tylko iż kwaśnicę ja robię w środę. Dzisiaj wtorek. Mój dzień!
Chciałam tylko pomóc prychnęła mama.
A ja nie prosiłam!
Za to ja proszę Kasia postawiła Zuzię w kojcu. Mamo, niech każda gotuje, kiedy jej wypada. Bez łamania harmonogramu. Bo znowu będzie jak ostatnio: trzy zupy w jeden dzień i naczynia nieumyte.
Nic nie szkodzi, zjedliśmy! nie ustępowała Zofia Stanisławówna. A ja potem godzinę szorowałam kuchenkę. Mam, między nami mówiąc, ciśnienie!
Mąż Kasi, Tomek, w takich momentach albo szedł biegać, albo zakładał słuchawki. Mówił, iż ma ważne telekonferencje, ale Kasia wiedziała po prostu nie wiedział, co robić. Wybrać stronę? Niemożliwe. Lepiej się schować, niż wszystkich urazić.
Kasia, porozmawiaj z mężem szeptała Barbara Janówna, gdy Tomek wychodził z kuchni. Niech powie swojej matce, żeby się nie wtrącała. To też jej wnuczka, między nami mówiąc.
Mamo, ty też się wtrącasz cicho odpowiedziała Kasia.
A jak inaczej, skoro widzę, iż wszystko leci wam z rąk? Kto z Zuzią chodzi na spacery? Kto kupił jej nowe buciki? Kto prał w nocy?
Mamo, dość. To nie konkurs.
A jednak był. Wszystkie trzy: Kasia, jej mama i teściowa codziennie rywalizowały o tytuł głowej domu. A Tomek Tomek starał się nie utonąć.
Pewnego wieczoru w kuchni wybuchła prawdziwa wojna.
Mówiłam, iż środa to mój dzień! krzyczała Zofia Stanisławówna. Dlaczego znów stoi tu wasz garnek?
Bo jestem zajęta dzieckiem i nie mam czasu sprawdzać twojego głupiego grafiku! wybuchnęła Barbara Janówna.
A kto was prosił, żebyście się wtrącali w nasz dom?
Nasz dom?! A ja, między nami mówiąc, wyremontowałam tę kuchnię, kiedy ty jeździłaś na wycieczki do Zakopanego!
A ty, Basiu, na wszystko masz jedną odpowiedź ja wszystko zrobiłam. Może jeszcze wnuczkę urodziłaś?
Kasia wpadła do kuchni w chwili, gdy żurek ten niezgodny z harmonogramem z hukiem wylewał się na płytę.
Koniec! Dość! krzyknęła. Zabierajcie oba garnki! Jutro będzie zupa z cierpliwości!
Obie matki jednocześnie zamilkły.
Nie jestem żołnierzem między dwoma frontami, jasne? Jestem człowiekiem! Kobietą, która, między nami mówiąc, ma huśtawki hormonalne, boli ją pierś, dziecko nie śpi, a gotować nie ma ochoty! głos jej zadrżał. Dość!
Wyszła do łazienki, zatrzaskując drzwi. Tam było cicho. I tylko w tej ciszy dotarło do niej: ani mama, ani teściowa nie były winne. Po prostu nie umiały odpuścić.
Następnego dnia ogłosiła: będzie pranie. Wspólne. Skoro pranie się gubi, skarpetki giną, a ręczniki się plączą trzeba wszystko posegregować. Jak dorośli.
No, wreszcie! pochwaliła mama. Bo już nie mogę znaleźć swoich szlafroków.
A ja swoich prześcieradeł! dodała teściowa.
W kuchni rozwiesili sznurek i powiesili pranie: każdy miał swój kolor spinaczy. Kasia myła podłogę, Zuzia spała, a jej mama i teściowa siedziały na taboretach, zmęczone, patrzyły na wiszące pieluchy i milczały.
Zastanawiam się pierwsza odezwała się Barbara co ja adekwatnie tutaj robię? Córka już dorosła. Po co się wtrącam?
Żeby nie być sama cicho powiedziała Zofia Stanisławówna. My jakbyśmy przeszły na emeryturę i tyle. Dalej tylko czekanie. A z dziećmi jest poczucie życia. Przydatności.
Barbara skinęła głową. Zapadła cisza.
Sama wychowałam trójkę. Nikt nie pomagał. A teraz jakbym mogła zrobić to inaczej. Lepiej.
A ja po swojemu lepiej uśmiechnęła się Zofia. U mnie porządek: harmonogram, kontrola. Inaczej chaos.
A może Kasia sobie poradzi? ostrożnie zapytała Barbara. To nie jest konkurs?
Kasia wyszła z łazienki i zastygła: dwie kobiety siedziały cicho, obok siebie. Bez pretensji. Bez żurku.
Minęła je, pocałowała Zuzię w czubek głowy i powiedziała:
Z Tomkiem chcemy się wyprowadzić. Znaleźliśmy małe dwupokojowe. Tam cicho. I nikogo nie ma.
Jak to w ogóle? przestraszyła się mama.
Nie wyjeżdżamy z miasta. Po prostu czas.
A co z Zuzią?
Będziecie przychodzić. W odwiedziny. Po kolei uśmiechnęła się Kasia. Bez garnków.
Miesiąc później Kasia obudziła się w swojej sypialni. W mieszkaniu panowała cisza. Żadnych kłótni, zapachu żurku.
W kuchni Tomek jadł kanapkę.
Jak tam cisza? zapytał.
Dziwna. Ale dobra. Wiesz, chyba po raz pierwszy jestem panią swo Doskonała odpowiedziała, biorąc go za rękę, gdy Zuzia zaczęła śmiać się do własnego odbicia w lodówce, a za oknem powoli zaczął padać pierwszy śnieżek zimy.