Tydzień u mamy — chaos w domu mnie przerósł.

polregion.pl 4 dni temu

Od tygodnia mieszkam u mamy — nie wytrzymałem już bałaganu w domu.

Wychowałem się w domu, gdzie porządek to nie był nawyk, tylko styl życia. Mama, mimo pracy i dwójki dzieci, zawsze ogarniała mieszkanie idealnie. Każda rzecz leżała na swoim miejscu, podłogi lśniły, w lodówce pachniało świeżością, a w powietrzu unosiła się domowa troska. Dorastałem z przekonaniem, iż przytulność to przede wszystkim czystość. Kiedy się ożeniłem, choćby nie przyszło mi do głowy, iż może być inaczej.

Ale po trzech latach małżeństwa utknąłem w wiecznym chaosie. Każdego dnia, wracając z pracy, potykam się o ten bałagan. Sterta brudnych naczyń w zlewie, okruchy na całej kuchni, śmietnik przepełniony, a w lodówce resztki jedzenia pokryte pleśnią. Podłogi lepkie, w łazience góra prania, a buty w przedpokoju stoją, dopóki nie posprzątam ich sam.

Córka wybiega mi na spotkanie— cała ubrudzona, rajstopy z dziurami, włosy potargane, a ubranie wygląda, jakby było w użyciu od tygodnia. Przedostanie się przez korytarz to wyzwanie: wózek, torby, porozrzucane zabawki, buty… Szafy otwarte na oścież, ubrania wylewają się na podłogę. I to mimo iż rano sam wszystko uporządkowałem. Już nie wiadomo, czy mieszkamy w dużym mieszkaniu, czy w ciemnej komórce bez okien.

Próbowałem rozmawiać. Spokojnie, bez pretensji. Mówiłem: „Ela, proszę, zróbmy choć trochę porządku, naprawdę ciężko mi w tym żyć”. Słuchała, kiwała głową, obiecywała, ale nic się nie zmieniało. Wcześniej, przed narodzinami córki, wszystko było sprawiedliwie: sprzątanie, gotowanie — po połowie. Raz w tygodniu razem myliśmy podłogi, ścieraliśmy kurz, naczynia zmywaliśmy na zmianę. Czuliśmy się jak partnerzy.

Ale teraz, kiedy pracuję do późna, a Ela cały dzień z dzieckiem, proszę tylko, żeby nie musieć przestępować przez stosy ubrań, szukać czystego kubka wśród brudnych naczyń ani zbierać skarpetek po całym mieszkaniu. Przecież nie odmawiam pomocy — w każdą niedzielę myję podłogi, ścieram kurz, rano wynoszę śmieci. Ale jestem zmęczony. Zmęczony tym, iż wracam do domu nie po to, żeby odpocząć, tylko sprzątać. Zmęczony szukaniem czajnika wśród gratów. Zmęczony kłótniami o byle co.

W końcu postawiłem warunek: albo w trzy dni zrobi się choć względny porządek, albo wyprowadzam się. Roześmiała się, myślała, iż żartuję. Ale kiedy po trzech dniach w domu nic się nie zmieniło — cicho spakowałem rzeczy i przeprowadziłem się do mamy. Już tydzień tu jestem. Śpię w swoim dawnym pokoju, jem ciepły barszcz, otwieram lodówkę — i nie boję się, iż coś w niej ożyje.

Nie chcę się rozwodzić. Kocham Elę. Kocham córkę. Ale nie rozumiem, jak można żyć w takim bałaganie. Nie proszę o wiele. Proszę o szacunek. Do domu. Do siebie. Do naszego związku. A jeżeli go nie będzie… no to może trzeba będzie wybrać między spokojem a miłością. Bo życie w ciągłym chaosie to nie życie. To walka o przetrwanie.

Idź do oryginalnego materiału