Od tygodnia każdy telefon sprzedawany w UE musi przejść brutalny test wytrzymałości i oferować coś, czego producenci przez lata unikali. Kto kupuje telefon dziś, może otrzymać zupełnie inny produkt niż jeszcze w maju.

Fot. Shutterstock / Warszawa w Pigułce
Ciche wprowadzenie nowych europejskich przepisów 20 czerwca zamienia rynek telefonów do góry nogami. Rozporządzenie o ekoprojekcie, które weszło w życie dokładnie tydzień temu, kończy erę telefonów jednorazowego użytku i zmusza gigantów technologicznych do fundamentalnej przebudowy swoich strategii biznesowych. Każde urządzenie wprowadzane teraz na europejski rynek musi spełnić wymagania, które jeszcze niedawno wydawały się niemożliwe do osiągnięcia.
Twój nowy telefon musi przetrwać 45 upadków z rzędu
Nowe przepisy nakładają na producentów bezwzględne kryteria wytrzymałości. Każdy telefon musi przejść test 45 kolejnych upadków z wysokości jednego metra bez utraty funkcjonalności. To nie jednorazowy przypadek, ale systematyczne bombardowanie urządzenia, które ma udowodnić jego rzeczywistą odporność na codzienne użytkowanie.
Ekrany telefonów muszą osiągnąć twardość minimum 4 w skali Mohsa, co oznacza odporność na zarysowania przez wszystkie materiały o twardości fluorytu. Dodatkowo każde urządzenie musi być pyłoszczelne i odporne na bryzgi wody – minimalny standard to ochrona przed cząstkami większymi niż 1 milimetr oraz odporność na zachlapanie słodką wodą.
Najbardziej rewolucyjne zmiany dotyczą baterii. Akumulatory muszą wytrzymać co najmniej 800 pełnych cykli ładowania zachowując przy tym minimum 80 procent pierwotnej pojemności. W praktyce oznacza to, iż telefon będzie działał wydajnie przez lata, nie miesiące. Producenci muszą także wbudować funkcję ograniczającą ładowanie do 80 procent – opcję, którą użytkownik może włączyć samodzielnie, aby przedłużyć żywotność baterii.
Pięć lat wsparcia staje się standardem
Koniec z porzucaniem telefonów po dwóch latach. Nowe przepisy wymagają od producentów dostarczania aktualizacji systemu operacyjnego oraz poprawek bezpieczeństwa przez minimum pięć lat od zakończenia sprzedaży danego modelu. To zmusza firmy do długoterminowego myślenia o swoich produktach i może całkowicie zmienić ekonomię rynku telefonów.
Równie istotne są wymogi dotyczące naprawialności. Producenci muszą zapewnić dostęp do kluczowych części zamiennych w ciągu 5 do 10 dni roboczych od złożenia zamówienia. Co więcej, części te muszą pozostać dostępne przez siedem lat od zakończenia sprzedaży modelu. To praktyczny koniec z sytuacją, gdy dwuletni telefon trafiał na śmietnik z powodu braku dostępności jednego podzespołu.
Etykiety jak w pralkach, ale dla telefonów
Druga rewolucja dotyczy sposobu prezentowania informacji o urządzeniach. telefony otrzymują etykiety energetyczne wzorowane na tych znanych ze sprzętów AGD. Na pierwszy rzut oka wyglądają identycznie jak naklejki na lodówkach czy pralkach, ale zawierają dane specyficzne dla urządzeń mobilnych.
Każda etykieta prezentuje klasę energetyczną od A do G, wytrzymałość baterii wyrażoną w godzinach pracy na pełnym naładowaniu, klasę odporności na upadki oraz najważniejszą nowość – klasę naprawialności. Po raz pierwszy konsumenci będą mogli na pierwszy rzut oka ocenić, czy naprawa uszkodzonego telefonu będzie prosta i tania, czy praktycznie niemożliwa.
Na etykietach znajduje się także stopień ochrony IP informujący o odporności na kurz i wodę, liczba cykli wytrzymałości baterii oraz kod QR prowadzący do szczegółowej bazy danych technicznych. To koniec z ukrywaniem kluczowych informacji o trwałości urządzeń w drobnym druku instrukcji obsługi.
Droższé telefony, tańsze użytkowanie
Wprowadzenie nowych standardów prawdopodobnie wpłynie na ceny początkowe telefonów. Producenci muszą przeprojektować swoje urządzenia, zwiększyć nakłady na testowanie wytrzymałości i zagwarantować długoterminowe wsparcie techniczne. Te koszty z pewnością zostaną przerzucone na konsumentów.
Paradoksalnie jednak telefony mogą okazać się tańsze w dłuższej perspektywie. Urządzenie służące pięć lat zamiast dwóch to drastyczna oszczędność, choćby jeżeli jego cena startowa wzrośnie o kilkaset złotych. Dodatkowo łatwiejsza naprawalność oznacza, iż wymiana uszkodzonego ekranu czy baterii nie będzie już wymuszała zakupu nowego telefonu.
Znacznie zyska także rynek wtórny. Trzyletnie telefony z gwarancją dalszego wsparcia systemu i sprawną baterią zachowają znacznie wyższą wartość niż dotychczas. To może stworzyć zdrowy ekosystem używanych urządzeń, które pozostaną funkcjonalne przez wiele lat.
Europa dyktuje warunki światowym gigantom
Nowe rozporządzenie to kolejny przykład regulacyjnej potęgi Unii Europejskiej na światowym rynku technologicznym. Po zmuszeniu Apple’a do przejścia na porty USB-C, Bruksela udowadnia, iż może narzucać standardy globalnym korporacjom. Firmy produkujące dla europejskiego rynku muszą dostosować się do lokalnych przepisów, co często prowadzi do zmian w produktach sprzedawanych na całym świecie.
Przepisy wpisują się w szerszą unijną strategię gospodarki cyrkularnej, która ma ograniczyć elektroniczne odpady i wydłużyć życie produktów. Komisja Europejska argumentuje, iż dłuższa żywotność telefonów przyczyni się do ochrony środowiska i realnych oszczędności konsumentów. Statystyki są bowiem bezlitosne – przeciętny Europejczyk wymienia telefon co 2-3 lata, często z powodu sztucznego ograniczania jego żywotności przez producentów.
Co kupić w nowej rzeczywistości
Konsumenci kupujący telefony od 20 czerwca otrzymują już urządzenia spełniające nowe standardy. Warto zwrócić uwagę na etykiety energetyczne – klasa A w kategorii efektywności energetycznej i naprawialności to gwarancja długotrwałego użytkowania. Wysokie oceny odporności na upadki oznaczają mniejsze ryzyko kosztownych napraw.
Szczególnie istotne są deklaracje producentów dotyczące wsparcia oprogramowania. Firmy, które już wcześniej oferowały długie wsparcie – jak Samsung z siedmioletnimi aktualizacjami dla najnowszych modeli – zyskują przewagę konkurencyjną. Te, które muszą dopiero dostosować się do wymogów, mogą mieć problemy z dotrzymaniem zobowiązań.
Nowe przepisy to dopiero początek planowanych zmian w europejskiej regulacji technologii. Unia zapowiada kolejne wymagania dotyczące innych kategorii elektroniki, a także możliwe rozszerzenie obecnych przepisów o dodatkowe standardy wytrzymałości i naprawialności. Dla konsumentów oznacza to lepsze, trwalsze produkty, choć prawdopodobnie droższe na starcie.