Upokarzali mnie całe życie, a teraz żądają, bym opiekowała się chorą matką.

newsempire24.com 2 tygodni temu

Całe życie mnie upokarzały, a teraz wymagają, żebym opiekowała się chorą matką.

Jestem Kinga, ostatnim i niechcianym dzieckiem w wielodzietnej rodzinie. Oprócz mnie, rodzice mieli jeszcze czwórkę dzieci — dwóch braci i dwie sestry. Mama często przypominała mi, iż mnie nie planowali. „Musiałam urodzić, bo było za późno na przerwanie ciąży” — mówiła, a te słowa paliły jak rozżarzony żelazo. Od dziecka czułam się obca, niepotrzebna, jak błąd, który muszą tolerować. Ten ból towarzyszył mi przez całe życie, zatruwając każdy dzień.

Mieszkaliśmy w małym miasteczku pod Poznaniem. Rodzice chwalili się tylko starszymi synami—Bartoszem i Dominikiem. Byli ich dumą: prymusi w szkole, czerwone dyplomy na uczelni, prestiżowe stanowiska w warszawskich firmach. Obaj od dawna żonaci, ich dzieci uczą się w elitarnych szkołach stolicy. Prawie ich nie znałam—gdy się urodziłam, oni już wyjeżdżali na studia. Siostry, Anna i Marta, też były ulubienicami mamy. Wyszły dobrze za mąż, jedna choćby została znaną piosenkarką. Mają duże domy, drogie samochody, dzieci w prywatnych szkołach. Mama przechwalała się nimi przed wszystkimi, a mnie nazywała nieudacznikiem.

Siostry mnie nienawidziły. W dzieciństwie musiały się mną opiekować, ale nie omijały okazji, by mnie upokorzyć. „Zawsze będziesz gorsza od nas” — mówiły, śmiejąc się. Kiedy przychodzili goście, mama wyciągała albumy ze zdjęciami starszych dzieci, opowiadała o ich sukcesach, a o mnie mówiła: „Kinga? Ona niczego w życiu nie osiągnęła, ledwo się uczyła.” Starałam się, ale nikt nie doceniał moich wysiłków. Po szkole skończyłam kurs krawiecki, zdobyłam dyplom i dostałam pracę w małym zakładzie krawieckim. Lubiłam szyć, znajdowałam w tym euforia i zarabiałam całkiem nieźle. Ale rodzice tylko prychali: „Krawcowa? To nie zawód.” Wyprowadziłam się, mieszkałam w akademiku, a potem wynajęłam mieszkanie, by nie słyszeć ich docinków.

Po kilku latach poznałam Jakuba. Stał się moim wybawieniem. Wzięliśmy ślub, urodziła się nam córeczka, Zosia. Po raz pierwszy byłam szczęśliwa. Ale los zadał mi cios—Jakub i Zosia zginęli w wypadku samochodowym. Moje serce pękło na kawałki. Zostałam sama, w pustce, bez nadziei. Rodzina mnie nie wsparła. Ani telefonu, ani słowa współczucia—jakby mnie i mój ból w ogóle nie było. Jedynym oparciem stały się koleżanki z pracy. Przez dziesięć lat żyłam, zatapiając się w obowiązki, starając się nie wspominać dnia, gdy straciłam wszystko.

Ostatnio pojawił się w moim życiu mężczyzna, Kamil. Opiekuje się mną, ale nie jestem jeszcze gotowa na nowy związek—stare rany wciąż bolą. I właśnie wtedy, gdy zaczęłam ostrożnie otwierać się na świat, rodzina nagle o mnie przypomniała. Tata zmarł kilka lat temu, a mama teraz leży przykuta do łóżka. Potrzebuje opieki, ale starsze dzieci, takie zajęte i ważne, nie chcą na to tracić czasu. Zadzwonili do mnie, jakbym była ich ostatnią deską ratunku. „I tak nie masz nic lepszego do roboty, zajmij się matką. Przynajmniej na coś się przydasz” — oznajmili bracia. Siostry potakiwały: „Masz obowiązek, to twój dług.”

Byłam w szoku. Ci ludzie całe życie mnie upokarzali, nazywali zerem, śmiali się z moich marzeń. Nie wsparli mnie w najciemniejszych chwilach, a teraz żądają, żebym rzuciła wszystko i zajęła się matką, która nigdy mnie nie kochała? Mamą, która otwarcie żałowała, iż mnie urodziła, która chwaliła wszystkich, tylko nie mnie? Odmówiłam. „Radźcie sobie sami” — odpowiedziałam, a w moim głosie zabrzmiała stal. Posypały się groźby—bracia krzyczeli, iż wydziedziczą mnie, siostry obiecywały, iż mnie ośmieszą. Ale mnie to już nie obchodzi. Ich słowa nie ranią—zbyt długo znosiłam to wszystko.

Moje serce boli, ale nie z powód ich gróźb, tylko dlatego, iż nigdy nie byłam dla nich rodziną. Widzieli we mnie tylko ciężar, a teraz—darmową opiekunkę. Nie wrócę do ich świata, gdzie deptano mnie po głowie. Niech mama dostanie opiekę od tych, z których była dumna—od swoich „wspaniałych” dzieci. Ja będę żyć dla siebie, dla swojej przyszłości. Kamil namawia mnie, bym zaczęła od nowa, i może się zgodzę. Ale jedno wiem na pewno—nie pozwolę już rodzinie mnie łamać. Stracili mnie na zawsze i to był ich wybór, nie mój.

Idź do oryginalnego materiału