Całe życie mnie upokarzano, a teraz żądają, abym opiekowała się chorą matką.
Ja, Kinga, byłam ostatnim, niechcianym dzieckiem w licznej rodzinie. Oprócz mnie, rodzice mieli jeszcze czworo dzieci – dwóch braci i dwie siostry. Mama nie raz przypominała mi, iż nie planowali mojego przyjścia na świat. „Musiałam urodzić, było już za późno na przerwanie ciąży” – mówiła, a te słowa paliły mnie jak rozżarzone żelazo. Od dzieciństwa czułam się obca, niepotrzebna, jak błąd, który trzeba znosić. Ten ból towarzyszył mi przez całe życie, zatruwając każdy dzień.
Mieszkaliśmy w małym miasteczku pod Poznaniem. Rodzice byli dumni tylko ze starszych synów, Jacka i Marka. To były ich chluby: prymusi w szkole, dyplomy z wyróżnieniem, prestiżowe stanowiska w warszawskich korporacjach. Obaj dawno się ożenili, a ich dzieci uczęszczały do elitarnych szkół w stolicy. Prawie ich nie znałam – gdy się urodziłam, oni już wyjeżdżali na studia. Siostry, Anna i Marta, także były ulubienicami mamy. Wyszły za mąż korzystnie, jedna choćby została sławną śpiewaczką. Mieli przestronne domy, drogie samochody, dzieci w prywatnych szkołach. Mama przechwalała się nimi przed wszystkimi, a mnie nazywała nieudacznikiem.
Siostry mnie nienawidziły. W dzieciństwie opiekowały się mną z przymusu, ale nie przepuszczały okazji, by mnie upokorzyć. „Nigdy nie będziesz taka jak my” – mówiły ze śmiechem. Gdy do domu przychodzili goście, mama wyciągała albumy ze zdjęciami starszych dzieci, opowiadała o ich sukcesach, a o mnie dodawała: „Kinga? Ona do niczego nie doszła, ledwo się uczyła.” Starałam się, ale nikt moich wysiłków nie doceniał. Po szkole wyuczyłam się krawcowej, zdobyłam dyplom i zatrudniłam w małym zakładzie krawieckim. Lubiłam szyć, znajdowałam w tym euforia i zarabiałam przyzwoicie. Ale rodzice tylko prychali: „Krawcowa? To nie zawód.” Wyprowadziłam się, mieszkałam w akademiku, a potem wynajęłam mieszkanie, by nie słuchać ich przytyków.
Po kilku latach poznałam Piotra. Stał się moim wybawieniem. Wzięliśmy ślub, urodziła się nasza córeczka, Zosia. Po raz pierwszy byłam szczęśliwa. ale los zadał mi cios – Piotr i Zosia zginęli w wypadku samochodowym. Moje serce pękło. Zostałam sama, w pustce, gdzie nie było miejsca na nadzieję. Rodzina mnie nie wsparła. Ani telefonu, ani słowa współczucia – jakbym ja i mój ból nie istnieli. Jedyną podporą stały się koleżanki z pracy. Dziesięć lat żyłam, zatapiając się w obowiązkach, starając się nie myśleć o dniu, w którym straciłam wszystko.
Niedawno w moim życiu pojawił się mężczyzna, Tadeusz. Okazuje mi zainteresowanie, ale jeszcze nie jestem gotowa na nowy związek – stare rany są zbyt głębokie. I właśnie wtedy, gdy zaczęłam ostrożnie otwierać się na świat, rodzina nagle sobie o mnie przypomniała. Tata zmarł kilka lat temu, a mama teraz leży przykuta do łóżka. Potrzebuje opieki, ale starsze dzieci, takie zajęte i sukcesy, nie chcą na to czasu poświęcić. Zadzwonili do mnie, jakbym była ich ostatnią deską ratunku. „I tak nie masz nic lepszego do roboty, zajmij się matką. Przynajmniej na coś się przydasz” – oświadczyli bracia. Siostry dodały: „To twój obowiązek.”
Byłam w szoku. Ci ludzie całe życie mnie poniżali, nazywali nikim, wyśmiewali moje marzenia. Nie wsparli mnie w najcięższych chwilach, a teraz żądają, bym rzuciła wszystko i zajęła się matką, która nigdy mnie nie kochała? Matką, która jawnie żałowała, iż mnie urodziła, która chwaliła wszystkich poza mną? Odmówiłam. „Radźcie sobie sami” – odpowiedziałam, a w moim głosie zabrzmiała stal. Posypały się groźby: bracia krzyczeli, iż wydziedziczą mnie, siostry obiecywały, iż skompromitują mnie przed wszystkimi. Ale już mnie to nie dotknęło. Ich słowa nie ranią – znosiłam je zbyt długo.
Moje serce boli, ale nie z powodu ich pogróżek, ale dlatego iż nigdy dla nich nie byłam rodziną. Widzieli we mnie tylko ciężar, a teraz – darmową opiekunkę. Nie wrócę do ich świata, w którym mnie deptali. Niech mama otrzyma pomoc od tych, z których była dumna – od swoich „wspaniałych” dzieci. Ja będę żyć dla siebie, dla własnej przyszłości. Tadeusz proponuje, byśmy spróbowali od nowa, i może się zgodzę. Ale jedno wiem na pewno – już nie pozwolę rodzinie mnie złamać. Stracili mnie na zawsze, i to był ich wybór, nie mój.