W naszym domu często brakowało jedzenia. Moja mama robiła, co mogła, ale czasami nie starczało choćby na chleb. Dlatego prawie każdego dnia szłam do szkoły z pustym brzuchem i plecakiem.

polregion.pl 16 godzin temu

W moim domu nie zawsze było co jeść. Mama robiła, co mogła, ale czasem pieniędzy nie starczało choćby na chleb. Dlatego prawie każdego dnia szłam do szkoły z pustym żołądkiem i bez niczego w plecaku.

Na przerwie wyciągałam podręcznik do matematyki i udawałam, iż się uczę. Starałam się sprawiać wrażenie pilnej uczennicy, żeby nikt nie domyślił się, iż jestem głodna.

Pewnego dnia nowy nauczyciel podszedł do mnie i zapytał:
Dlaczego nigdy nie jesz na przerwie?

Zakłopotana, odpowiedziałam szybko:
Bo chcę być najlepsza, proszę pana. Wolę wykorzystać czas na naukę.

Nauczyciel spojrzał na mnie uważnie i tylko mruknął:
Aha, rozumiem

Odszedł, a ja pomyślałam, iż uwierzył. Znowu schowałam nos w książkę, choć burczenie w brzuchu zagłuszało śmiech kolegów zajadających kanapki.

Po chwili wrócił z papierową torbą ze szkolnego sklepiku. Postawił ją przede mną i rzucił obojętnie:
Zamówiłem za dużo. Nie zjem tego wszystkiego. Weź, pomóż mi.

W środku była owsianka w bułce, sok w kartonie i choćby jabłko. Prawdziwy posiłek.

Skinęłam w milczeniu. Gdy tylko się oddalił, zamknęłam książkę i zaczęłam jeść łapczywie, jakbym nie widziała jedzenia od tygodni.

Nigdy mu nie powiedziałam. Nigdy nie przyznałam się, iż to wszystko, co zjadłam tego dnia. Ani iż skłamałam, by oszczędzić sobie wstydu.

Dziś, po tylu latach, wciąż pamiętam tamte śniadanie. Nie przez bułkę z owsianką czy kartonik soku, ale przez to, iż ktoś dostrzegł moją potrzebę i nie kazał mi się za nią wstydzić. Pomógł bez pytań, bez rozgłosu, bez szukania podziękowań. Pomógł z szacunkiem.

Odtąd patrzyłam na niego inaczej. Zrozumiałam, iż są ludzie, którzy nie potrzebują długich wyjaśnień, by zrobić coś ważnego.

Idź do oryginalnego materiału