Rosa, młoda dziewczyna z San Diego, będąc w kryzysie, dała się wciągnąć w sidła ideologii LGBT. Jej rodzice nie wiedzieli, jak jej pomóc, a ci, do których się zwrócili, zamiast terapii, zaproponowali operację „zmiany” płci. Historię przywołuje Miriam Grossman w książce „Zagubieni w krainie trans”.
Silne emocje i wirtualna pułapka
Rosa była piętnastoletnią dziewczyną z San Diego. Według matki, dość naiwna, czująca się niekomfortowo w sytuacjach społecznych. Czuła się przytłoczona zbliżającym się nowym etapem – rozpoczęciem nauki w liceum. Jej niepokój osiągnął szczyt tuż przed początkiem roku szkolnego. Już w pierwszym tygodniu nauki poznała Seana, w którym się zakochała. Spotykali się ze sobą przez rok, aż nagle w Święto Dziękczynienia (pod koniec listopada) chłopak z nią zerwał. Dziewczyna bardzo przeżyła rozstanie. Przez cały miesiąc płakała w poduszkę.
Następnie nastał czas lockdownu covidowego. Odizolowana od spotkań z przyjaciółmi Rosa zaczęła poszukiwać znajomych na internetowych blogach i serwisach. Weszła w środowisko związane z ideologią LGBT. Jej nowi znajomi określali się jako niebinarni lub transseksualni. Rosa przejęła całkowicie ich postrzeganie rzeczywistości. Wcześniej lubiła przebywać z rodziną w kuchni, wspólnie przygotowywać posiłki, a na co dzień lubiła ubierać się typowo dla nastolatki – koszulka i szorty. A teraz i tu zaszła drastyczna zmiana. Dziewczyna ograniczyła kontakt z rodziną do minimum, zaczęła nosić luźne dresy i zbyt duże bluzy. Stała się rozdrażniona. Cały czas spędzała z telefonem.
W pewnym momencie oświadczyła, iż nie czuje się dziewczyną. Są tylko dwie opcje: dziewczyny i chłopaki. Ja nie mieszczę się w żadnej z nich – stwierdziła. A kiedy jej ojciec powiedział, iż to niedorzeczne, zirytowała się, oskarżyła go o uprzedzenia i nie odzywała się do niego przez kilka dni. Pewnego dnia przyszła do domu ostrzyżona prawie na łyso. Jej matka o mało co nie zemdlała, gdy to zobaczyła. Rosa oświadczyła w e-mailu do rodziców: Jestem pangenderowy/a i niebinarny/a i nazywam się Glen. Po czym poprosiła ich o umówienie terminu w klinice zmiany płci i rozpoczęcie procesu tranzycji.
Brak pomocy
Rodzice najpierw zabrali córkę do terapeutki, by pomogła w trudnej sytuacji. Jednak ta nie potraktowała poważnie dziewczyny i terapia okazała się nieskuteczna. W końcu rodzice udali się do kliniki gender. Mieli nadzieję, iż dostaną tam jakieś wskazówki, odpowiedzi i realną pomoc dla córki. Ale nie. Pierwsze, z czym personel kliniki zwrócił się do Rosy, to było pytanie: Jakich zaimków używasz?
Rodzice byli zrozpaczeni. Pracowników kliniki nie interesował stan Rosy i to, przez co przeszła. Terapeuta powiedział rodzicom, iż Glen jest osobą niebinarną i trzeba ją wspierać. Tyle w kwestii diagnozy i terapii. Można by to porównać do sytuacji, kiedy pacjent przychodzi do lekarza z bólem nogi, a ten po samej rozmowie z pacjentem stwierdza: amputujemy. Rodzice Rosy wyszli z kliniki bez rozwiązania problemów ich córki.
Zagubieni nastolatkowie
Rosa była jedną z wielu nastolatków, którzy wpadli w sidła ideologii LGBT. Młodzi ludzie powodowani stresem, ciężką sytuacją, niepokojem są łatwym łupem homolobby. Jej stan psychiczny znacznie się pogorszył po tym, jak uległa wpływowi genderowego środowiska. Stała się nerwowa, przygnębiona, odsunęła się od rodziny i przyjaciół. To częste zjawisko, które można zaobserwować u tych, którzy dają się omotać „tęczowej” ideologii – stają się zimni, niedostępni. Publicznie deklarują swoją odmienność, wolność i dumę, a w środku są zagubieni i z problemami psychicznymi. pozostało jedna charakterystyczna cecha osób uwikłanych w sidła LGBT. Wrogość do każdego, kto w jakikolwiek sposób zakwestionuje ich myślenie, zaimki, tożsamość płciową. Ktoś taki jest według nich nietolerancyjnym faszystą, transfobem, osobą bez znaczenia. Każdy, kto nie toleruje genderowego szaleństwa, jest wrogiem.
Nieodwracalna krzywda
Takich przypadków jak Rosa jest mnóstwo. Młodzi ludzie, często w fatalnym stanie psychicznym, zamiast otrzymać fachową pomoc i dobrą terapię psychologiczną, zostają wciągnięci w bagno LGBT. Przeglądając Internet można znaleźć blogi, których autorzy doradzają nastolatkom, jak „zmienić” płeć. Nikt nie oferuje prawdziwej pomocy. Zewsząd słychać przekaz: jeżeli nie czujesz się płcią, którą przypisano ci przy urodzeniu, zmień to. I tak zamiast rozwiązań jest pogłębianie zaburzeń. Tymczasem operacja „zmiany” płci to ślepa uliczka. Hormony i zabiegi zmieniają wygląd zewnętrzny, ale wewnętrzne problemy pozostają. Później wiele osób, które przeszły tranzycję, żałuje swoich decyzji. Słynna klinika Tavistock w Londynie, która specjalizowała się w przeprowadzaniu operacji zmian płci, została zamknięta po tym, jak 1000 rodzin złożyło pozwy oskarżając o błędne diagnozy i kierowanie na eksperymentalne zabiegi tranzycji, m.in dzięki blokerów dojrzewania i terapii hormonalnych. Ci, którzy przeszli proces degeneracji swojej płci, do końca życia będą musieli mierzyć się z fizycznymi, zdrowotnymi i psychicznymi konsekwencjami tych działań.
Tekst: Mikołaj Brzyski