W swoim mieście znają każdy kamień. Przewodniczka: O grupach z Warszawy krążą legendy

gazeta.pl 6 godzin temu
- O grupach turystycznych z Warszawy krążą już różne legendy w Toruniu, ale często mijają się to z prawdą. Bywa trudno. Nie ma co popadać w skrajność - zaznacza przewodniczka miejska Kamila Flis. - Ja mam wrażenie, iż już teraz nie ma znaczenia, czy to Warszawa, czy Gdańsk. Dzieci są dziś przebodźcowane, wszystko je nudzi - dodaje inna "miejska opowiadaczka", Katarzyna Wrótniak. Lato to czas wyjazdów dla dzieci na kolonie i obozy, a dla przewodników wzmożonej pracy. O swojej pracy z dziećmi i opiekunami opowiedzieli nam przewodnicy z Torunia.
- Nie wrzucajmy wszystkich do jednego wora, bo przecież każdy jest inny. To samo tyczy się właśnie grup szkolnych, chociaż w tym sezonie (odpukać) odbieram je bardzo dobrze. W większości są to młodzi sympatyczni i słuchający turyści. Najgorszy czas był po pandemii, dzieci nie potrafiły funkcjonować w grupie, skupić uwagi. Każde zachowywało się, jakby było jedyne na indywidualnej wycieczce. Nie dziwię się im to był trudny czas dla wszystkich - opowiada Tomaszewska, która z wielką pasją i zaangażowaniem oprowadza wycieczki po Toruniu. - Najlepsze grupy, jeżeli chodzi o kondycję – i tu pewnie zaskoczę - to często seniorzy, chociaż młodzi "piechurzy" też się zdarzają - dodaje.


REKLAMA


Zobacz wideo Sarsa w szkole była rebelką. "Moja mama była dyrektorką" [materiał wydawcy kobieta.gazeta.pl]


Dzieci z małych miasteczek i wsi to zwykle grupy idealne
Zdaniem wielu przewodników miejskich najlepszymi grupami, jeżeli chodzi o dzieci, to te z małych ośrodków, miasteczek i wiosek. - Oni naprawdę słuchają i to z otwartymi z zachwytu ustami. Cieszą się każdą chwilą spędzoną w pięknym Toruniu. Nauczyciele zwykle dają im dobry przykład, szanują przewodnika i uczą dzieci, jak się powinny zachowywać na wycieczce. Są dobrym wzorem dla nich. Widać, iż te małe klasy są bardzo zgrane - zaznacza Katarzyna Tomaszewska i dodaje, iż punktem obowiązkowych takich wycieczek jest nie tylko przerwa na zakup pierników, ale także zestawu z McDonald'sa.
A co z tymi wycieczkami z dużych ośrodków miejskich jak Warszawa, Gdańsk, Wrocław lub Poznań? Okazuje się, iż przez długie lata wśród przewodników w Grodzie Kopernika panował dość widoczny podział na tzw. warszafkę i resztę świata. - Przyznam, iż długo wyzwaniem były grupy szkolne z Warszawy. Często rozpoczynali zdania od: "Bo my z Warszawy…", "Bo u nas w stolicy…" lub choćby "Bo ja mam BMW…". Jakby chcieli pokazać, iż my w Toruniu jesteśmy gorsi. "Prowincja" - tak często o nas mówili. Teraz to się zmienia. Zauważyłam, iż grupy z większych miast, nie tylko z Warszawy, bywają nieco trudniejsze w prowadzeniu. Sądzę, iż wynika to z luźniejszego podejścia do dyscypliny, słabszego autorytetu nauczyciela, ogromnej ilości czasu spędzonej przed ekranem telefonu albo po prostu innego stylu bycia. Moje ulubione grupy to leśnicy, koła gospodyń wiejskich, grupy konferencyjne, dzieci z domów dziecka, osoby niepełnosprawne i przedszkolaki - opowiada Kamila Flis, przewodniczka z 15-letnim stażem.
Najwięcej euforii dają mi grupy przedszkolne i uczniowie klas I–IV. Ich ciekawość świata, szczerość i niebanalne pytania potrafią rozbroić każdego. Z kolei młodzież ze szkół ponadpodstawowych… cóż, bywa bardziej wymagająca. Przez wszystkie lata pracy mogłabym policzyć na palcach jednej ręki tych, którzy naprawdę słuchali opowieści z zainteresowaniem
- dodaje Flis.


Dzieci na szkolnej wycieczceFot. nadesłane / Kamila Flis


Do dyskusji włącza się również Katarzyna Wrótniak, która ma nieco inne spostrzeżenia. - Czy ta słynna 'warszafka' jest najgorsza? To już teraz nie ma znaczenia. Dziś dzieci jedzą dużo słodyczy, są przebodźcowane, rozdrażnione, mało cierpliwe, niezbyt zainteresowane, wszystko je nudzi, nie potrafią się skupić i myślę, iż to jest raczej problem globalny, który niedługo zacznie nas dotykać na różnych płaszczyznach - wtrąca w naszej rozmowie. - Najwdzięczniejsze grupy dla mnie w tym sezonie to były grupy osób z niepełnosprawnościami. Naprawdę dobrze mi się z nimi pracuje, lepiej niż z dzieciakami z tzw. zwykłych szkół i obozów - dodaje.


Nauczyciele i opiekunowie na wycieczkach to "zupełnie inna para kaloszy". "Są różni"
- To czy wycieczka będzie udana, zależy przede wszystkim od nauczycieli. Ci, są różni - opowiada Flis. - Dzielą się na takich, którzy są bardzo zorganizowani i konkretni. Liczą co chwila uczniów, sprawdzają, czy wszystko zabrali ze sobą, pomagają przewodnikom ogarnąć ten cały rozgardiasz. Po drugiej stronie mamy tych, którzy idą zawsze na końcu i mają w nosie to, co się dzieje dookoła, byle tylko nie musieć nic robić. To zupełnie inna para kaloszy - zazancza. - A może po prostu stawiają na ich samodzielność? - pyta retorycznie przewodniczka Kamila.
Choć dużo mówi się o "roszczeniowej młodzieży" oraz "zdemotywowanych wychowawcach", toruńscy przewodnicy są ostrożni w wydawaniu takich sądów. Życie nie raz zweryfikowało medialny stereotyp. - Parę lat temu przez 3 dni oprowadzałam wspaniałą młodzież, która uwielbiała chodzić. Po wielogodzinnym zwiedzaniu, bez ani jednej znudzonej miny chętnie wracali na pieszo ze Starówki do miejsca noclegowego na ul. Św. Józefa. Zaznaczam ten fakt, bo teraz dzieci nie są przyzwyczajone do chodzenia. Nauczycielki, wspominanej grupy, były również cudowne, empatyczne i bardzo doceniające, iż przyszło im pracować z tak wspaniałą młodzieżą. Pracować? Tak. Nie zapominajmy, iż opiekunowie na wycieczce są w pracy i przez cały czas są odpowiedzialni za swoich podopiecznych, choćby jak towarzyszy im przewodnik - reasumuje Katarzyna Tomaszewska.
Czy organizując wakacyjny wyjazd, korzystasz z usług lokalnych przewodników? A może stawiasz na indywidualne odkrywanie tajemnic i innych ciekawostek? jeżeli chciałabyś/chciałbyś podzielić się swoją historią, napisz: [email protected]. Gwarantuję anonimowość.
Idź do oryginalnego materiału