Wenecje

adamaswtrasie.blogspot.com 3 dni temu

Po krótkim blogowym interludium dotyczącym spraw naszej umiłowanej acz umęczonej Ojczyzny wracamy – przynajmniej częściowo – na Półwysep Apeniński, do Esgaroth, Miasta na Jeziorze Wenecji, miasta na Lagunie. Miarą potęgi i siły oddziaływania tej niecnej republiki kupieckiej jest ilość miejsc na Świecie, o jakich bedekery piszą "taka-to-a-taka Wenecja".

Wielki Kanał w Wenecji

Robią to z uporem godnym lepszej sprawy – i niemal gdziekolwiek miasto leży na wyspach nad rzeką otrzymuje miano weneckie. Weźmy taki Amsterdam. Wenecja Północy, prawda? Przynajmniej jedna z wielu. Miasto w pewnym okresie swej historii potężniejsze niż włoska republika, wyrosło na bagnistej nizinie u ujścia rzeki Amstel, pełne kanałów (wpisanych na Listę Dziedzictwa Ludzkości UNESCO, podobnie jak fortyfikacje okalające Amsterdam; analogicznie na Liście znajduje się Wenecja oraz weneckie fortyfikacje we Włoszech i basenie Adriatyku) także wzniesione zostało na usztywniających grunt palach. Mimo wspaniałości Złotego Wieku holenderskiego miasta nikt nie nazywa Wenecji Amsterdamem Północy – co w sumie nie jest dziwne, zważywszy, iż osada na tamie na Amstelu powstała kilkadziesiąt lat po tym, jak Wenecjanie w najlepsze dzięki armii krzyżowców zdobywali Konstantynopol.

Kanały Amsterdamu

Inną Wenecją Północy, jeszcze młodszą, ba, powstałą w czasach, gdy Najjaśniejsza Republika Świętego Marka powoli poczynała tracić swe olbrzymie śródziemnomorskie imperium jest carska stolica nowego wzoru, założony na surowym kamieniu Sankt Petersburg. Położone nad Newą (rzeka może i krótka, ale potężna – to ona do Bałtyku wtłacza najwięcej słodkiej wody) także pełne jest kanałów, a gdy wiatr wieje od morza cofka powoduje powodzie, dużo potężniejsze niż wenecka acqua alta (w Wenecji wiatr wieje od wschodu, w Petersburgu od zachodu; w obu wypadkach by zapobiegać powodziom i podtopieniom zainstalowano specjalne zapory, te rosyjskie są skuteczniejsze).

Kanały Sankt Petersburga

Właściwie znając miłość założyciela miasta do Niderlandów Petersburg powinno się zwać Amsterdamem Wschodu (część miasta zwie się Nową Holandią), ale jakoś nikt tak nie robi. Może dlatego, iż Nowy Amsterdam (gdzie nomen omen dziś jest dzielnica zwana Małą Italią) leży w kraju, który przez większość XX darł koty z ZSRS i Rosją?

Nowy Amsterdam dziś Nowym Jorkiem zwany

Co do Ameryki zaś – to tam widziałem jedyną swoją pozaeuropejską Wenecję. Mianowicie dzielnicę Iquitos o biblijnie brzmiącej nazwie Belen. Miejsce to – jakże charakterystyczny dla podtapianych wiosek Amazonii palafit, osada na palach – Wenecją jest przez jakieś pół roku. W porze suchej jest fawelą, slumsem, nie śniącym o imperialnej potędze (chociaż nie, śnić to sobie może; na pewno nie ma potęgi którą może wspominać; chociaż...) organizmem miejskim.

Belen w porze suchej

Wracając do Europy – przypomniało mi się, iż widziałem jeszcze Małą Francuską Wenecję – czyli alzacki Colmar. Więcej Wenecji nie pamiętam (chyba, żeby liczyć Trogir, zwany Chorwacką Wenecją, należący kiedyś, jak i większość Dalmacji, do posiadłości Najjaśniejszej Republiki Świętego Marka).

Colmar
Trogir

No, chyba, iż w Polsce, to widziałem. Z racji ilości mostów, położeniu na (kiedyś) pięciu wyspach oraz węzłowi hydrologicznemu Wenecją Północy zwany jest Wrocław. W przeciwieństwie do innych tego typu miast nie jest regularnie zalewany – choć osobiście pamiętam Powódź Tysiąclecia w 1997, kiedy praktycznie całe miasto znalazło się pod wodą. Tutaj jednak na tragedię złożyły się – oprócz olbrzymich opadów – także warunki pozasportowe, m.in Czesi zrzucający bez ostrzeżenia wodę z własnych zbiorników zaporowych, lata zaniedbań infrastruktury hydrologicznej oraz – charakterystyczne dla komunistów ignorujących prawa przyrody (nie tylko jeżeli chodzi o płcie) – gęsta zabudowa podwrocławskich polderów, przez setki lat służących do przyjmowania wód powodziowych niesionych przez Odrę. Nie wiem czemu: zawsze socjalizm doprowadza do ludzkiej tragedii, a jakieś kognitywne immakulaty i tak weń wierzą. Ot, siła propagandy.

Ostrów Tumski we Wrocławiu
Poza Wrocławiem Wenecji w Polsce jest pewnie bez liku, ja osobiście kojarzę trzy takie dzielnice: w Szczecinie, Bydgoszczy i – tu pewnie będzie zaskoczenie dla W. Sz. Czytelników – w Pabianicach. Największa z nich, mocno zaniedbana (obecnie coś tam grzebią) to ta leżąca nad Odrą szczecińska.
Szczecińska Wenecja
Bydgoska Wenecja
Pabianicka, hm, Wenecja
I mamy przecież jeszcze Wenecję – Wenecję. Na Pałukach. Dawne miasteczko powstało pod koniec XIV wieku jako Mościska (wszak leży nad trzema jeziorami, most był niezbędny), ale właściciel dóbr pojechał na studia do oryginalnej Wenecji (cóż, Polacy robili Grand Tour i Erasmusa zanim było to modne), i tak mu się spodobała, iż swoje dobra nazwał tak samo. Mało tego, postawił tu zamek obronny, jakiego w Mieście na Jeziorze mieście na Lagunie próżno szukać.

Ruiny weneckiego zamku
Oprócz ruin gotyckiej warowni atrakcją wioski jest Żnińska Kolejka Wąskotorowa, która tu właśnie, oprócz stacyjki, ma też niewielkie muzeum.
Stacja Wenecja
Kolekcja wąskotorowych ciuchci
A po drugiej stronie jeziora znajduje się osada, podobnie jak oryginalna Wenecja, leżąca (kiedyś) na wyspie, której budowle także umacniane były palami wbitymi w ziemię – Biskupin.

Brama osady w Biskupinie
Powstała w czasie, kiedy kilka niewielkich osad nad Tybrem zamieszkałych było przez półdzikich pasterzy i rolników nie wiedzących jeszcze, iż staną się Rzymianami. Kto zbudował protomiasto w Biskupinie adekwatnie nie wiemy – choć niektórzy utożsamiają ludność kultury łużyckiej z ludem Wenedów (od którego – lub którym był – miano miał wziąć jeden z odłamów Słowian). A ów tajemniczy lud wiążą owi, w związku z podobieństwem nazw, z Wenetami pojawiającymi się później nad Adriatykiem (inni Wenetowie znani są z Bretonii). Od których to italskich Wenetów pochodzić ma nie tylko miejscowy dialekt (technicznie nie jest to część języka włoskiego), ale i nazwa Wenecja. Logicznie było by więc nazywać w bedekerach Wenecję Biskupinem Południa.
Biskupin Południa - Pałac Dożów i dzwonnica katedry
Nim jednak w następnych wpisach rozpierzchnę się po Półwyspie Apenińskim coś mi się jeszcze przypomniało. Przecież południowoamerykańska Wenezuela to nic więcej, jak Mała Wenecja (nazwę tę nadali niemieccy osadnicy). Ale nad tym rozwodzić się nie będę, w tym zniszczonym przez komunistów leżącym na ropie naftowej kraju jeszcze nie byłem, choć w czasie peregrynacji po Latynoameryce nie raz zdarzało się mi spotykać uchodźców z tego państwa. O czym zresztą na blogu wspominałem zdaje się. Udanej majówki.
Idź do oryginalnego materiału