Wiele relacji, jedno serce: nigdy nie zamierzał opuszczać rodziny

newskey24.com 5 dni temu

No taki jest – miał inne kobiety, ale odejść z rodziny nie zamierzał

Wszystkie przyjaciółki mówiły Ewie, iż oszalała. A ona… ona też to świetnie rozumiała. Ale choćby z tą świadomością nie mogła nic zmienić. Jej uczucia do męża wygasły dawno. Zniknęły niezauważone, rozpuściły się między praniem, obiadami, niewyspaniem i niekończącą się pracą. Kiedyś pędziła do domu na skrzydłach miłości, teraz szła z przyzwyczajenia – zmęczona, zapracowana, z pustką w oczach. W swoje czterdzieści lat wyglądała na pięćdziesiąt, i to nie była przesada, a smutna prawda.

Jedyną osobą, która naprawdę ją rozumiała, była… teściowa. Jadwiga. Kobieta z charakterem, ale o wielkim sercu. Mieszkała teraz z Ewą i jej mężem – przyjechała do Warszawy z małego Opoczna, żeby przejść leczenie, którego w ich miasteczku nie było. Zamieszkała w pokoju córki, a sama zajęła się siedmioletnią wnuczką Zosią. Dziewczynka była jeszcze za mała, by zostawać sama, a Ewa od rana do wieczora była w pracy.

A mąż… No cóż, Marek. Zachowywał się, jakby z wiekiem w jego głowie zagościł „diabeł”. Często wracał późno. Albo nad ranem. Pachniał słodkimi perfumami, tłumacząc to „nową męską wodą”, choć całe osiedle wiedziało, iż ma kogoś. I to nie jednego.

Zaczął mylić imiona. Raz nazywał Ewę Kasią, raz Magdą, raz Anią. Za każdym razem z tym samym bezczelnym uśmieszkiem – no i co, złapaliście mnie, co teraz? choćby się nie krył. Jakby był z siebie dumny. „No taki jestem” – czytała w jego oczach.

Może tak by trwało w nieskończoność, gdyby pewnej nocy o trzeciej telefon nie wrzasnął w przedpokoju. Kolejna kochanka szukała swojego „misia” i z pretensjami pytała: „Gdzie on jest? Dlaczego nie odbiera?”. Ewa była w szoku – nie tyle przez telefon, co przez to, jak łatwo ta kobieta wkraczała w jej dom, jej noc, jej życie.

Gdy Marek wrócił nad ranem z kacem, Ewa nie wytrzymała. Jego ubrania poszybowały do przedpokoju z taką furią, iż choćby kot schował się pod kanapę. Próbował się tłumaczyć:

— Tak, mam inną. Ale nie zamierzam zostawiać rodziny! Mamy dzieci. Mama jest chora. Jesteśmy rodziną!

Ale Jadwiga wyszła z sypialni i po raz pierwszy od dawna podniosła głos:

— jeżeli chcesz być z inną – bądź. Ale wynoś się stąd. Znajdę gdzie mieszkać. Zostało mi już tylko trochę leczenia. A syn ma egzaminy. Dość już tego cyrku. Wszyscy zasługujemy na normalne życie!

Ewa próbowała protestować – iż to przecież jej dom, ona zdecyduje. Ale teściowa nie ustąpiła:

— Nie wtrącam się, ale dopóki tu mieszkam, nie pozwolę robić z tego mieszkania burdelu. Niech się pakuje. Ja wytrzymam do końca tygodnia, znajdę pokój. Dalej – wasza sprawa.

Pod czujnym wzrokiem matki Marek, mrucząc pod nosem, pakował koszule i spodnie do torby. Było niezręcznie. Upokarzająco. Ale zasłużenie.

Po jego wyjściu Ewa po raz pierwszy od lat poczuła, iż w domu zrobiło się cicho. Naprawdę cicho. Nikt nie krzyczał, nie dzwonił w środku nocy, nie domagał się obiadu. Jadwiga wpadała w odwiedziny raz w tygodniu, przywożąc Zosi drożdżówki i świeże plotki. A Ewa nagle zrozumiała, iż budzi się bez guli w gardle. choćby w lustro patrzyła inaczej.

I wtedy, kilka miesięcy później, gdy leczenie Jadwigi się skończyło i zbierała się do powrotu do Opoczna, w drzwiach stanął Marek. Z bukietem. Z miną winowajcy. Ze słowami, od których Ewie zamarło serce:

— Wybacz mi. Ona mnie wyrzuciła. Zrozumiałem wszystko. Daj mi szansę. Zacznijmy od nowa?

Jadwiga, już w płaszczu i z walizką, spojrzała na synową:

— Decyzja należy do ciebie. Nie będę się wtrącać. Ale czas, żebyś pomyślała nie o tym, kogo szkoda, ale o sobie.

I, biorąc Zosię za rękę, wyszła do kuchni.

A Ewa stała w przedpokoju, patrząc na mężczyznę, który zdradził ją nie raz. Na człowieka, który był jej rodziną. A teraz – tylko gościem. I musiała podjąć decyzję. Tę, która już nie zależała od nikogo. Tylko od niej samej.

Idź do oryginalnego materiału