**Dziennik Ireny**
Twoja mama wyjeżdża na cały miesiąc? To ja jadę do swojej – stałam już z walizką w przedpokoju.
Miała plan. Prostą jak dziecięce marzenie: wakacje z mężem nad morzem. Wojciech obiecał – w tym roku na pewno. Bilety kupione, hotel zarezerwowany, walizki prawie spakowane…
„Irenko, przepraszam” – Wojciech patrzył w telefon, nie podnosząc wzroku. – „W pracy pożar. Wszystko się zmienia”.
Serce zabolało. Nie z powodu zaskoczenia, ale przez to znajome rozczarowanie. Po latach małżeństwa przywykłam już: plany męża były ważniejsze od jej własnych.
„Nic nie szkodzi” – połknęła urazę. – „To chociaż w domu odpocznę. Książki poczytam, na balkonie posiedzę”.
Pierwszy raz od lat – cisza w domu! Kawa bez pośpiechu, ulubiony kryminał, zachód słońca za oknem. Los chyba dał jej prezent.
Ale los, jak widać, miał słabość do czarnego humoru.
„Mama dzwoniła” – Wojciech był rozradowany. – „Odwołała turnus. Po co wydawać pieniądze, skoro ty jesteś w domu i masz wolne? Przy okazji mnie odwiedzi”.
Grażyna Stanisławówna. Kobieta z żelazną wolą i przekonaniem, iż świat powinien jej usługiwać.
„Miesiąc?” – głos Ireny zadrżał.
„No tak! Super, prawda?” – Wojciech uśmiechnął się jak dziecko, które dostało loda.
A Irenie nagle ukazał się jej wymarzony urlop: dni w kuchni, niekończące się „przynieś-podaj”, rozkazujący ton teściowej i brak prawa do własnego zdania we własnym domu.
„Oczywiście, super” – skinęła głową.
Trzy dni później Grażyna Stanisławówna wjechała do ich mieszkania jak czołg na okupowane terytorium.
„Irena, dlaczego u was cukier nie w tej puszce?” – pierwsze słowa po „dzień dobry”.
„Mamo, wejdź, usiądź” – Wojciech krzątał się wokół.
A Irena zrozumiała: jej wakacje zamienią się w miesięczny dyżur kelnerki.
„Barszcz będziesz gotować?” – Grażyna Stanisławówna rozsiadła się w fotelu jak na tronie. – „Tylko nie za kwaśny. I mięso dobrze rozgotuj”.
Irena w milczeniu poszła do kuchni.
**Nowe porządki**
Teściowa urządziła się w domu jak generał na podbitych ziemiach. Pod koniec pierwszego dnia było jasne: jej odpoczynek został definitywnie odwołany.
„Irena, gdzie macie normalne garnki?” – grzebała w szafkach. – „Te są jakieś małe. I dlaczego przyprawy nie są po alfabecie?”
Irena w ciszy przestawiała słoiki. We własnej kuchni nagle stała się gościem.
„Mamo, nie przejmuj się” – Wojciech przeglądał wiadomości. – „Irena wszystko załatwi”.
Tak, oczywiście. Irena wszystko załatwi. Jak zawsze.
Pod koniec tygodnia jej dzień wyglądał tak: pobudka o siódmej, śniadanie dla teściowej według specjalnego menu (nie tłuste, nie słone, nie ostre), sprzątanie, gotowanie obiadu, podwieczorek, kolacja, zmywanie. I tak w kółko.
„Jakaś jesteś ostatnio zmęczona” – zauważył Wojciech. – „Może witaminy?”
Witaminy? Nie potrzebowała witaminy C, tylko witaminy „Moje życie”.
**Balkon – ostatnia ostoja**
Jedynym ratunkiem stał się balkon. Tam mogła po prostu oddychać. Patrzeć w niebo. Myśleć.
„Irena!” – głos teściowej przeciął ciszę. – „Gdzie jesteś? Herbaty mi nalej!”
„Idę!” – odpowiedziała automatycznie.
Ale nogi nie chciały słuchać. W głowie kołatała jedna myśl: „A co jeżeli nie pójdę?”
Ta myśl była tak zuchwała, iż aż zaparło jej dech.
„Irena! Nie słyszysz?”
„Słyszę” – cicho powiedziała do pustego balkonu. – „Bardzo dobrze słyszę”.
Mimo to poszła zaparzyć herbatę.
**Punkt wrzenia**
„Irena” – Grażyna Stanisławówna siedziała w salonie jak sędzia na rozprawie. – „Jakaś jesteś nieśmiała. Ciągle uciekasz na balkon. Nie umiesz z rodziną rozmawiać”.
Z rodziną? Irena zakrztusiła się powietrzem.
„Myślałam, iż przyjadę odpocząć” – ciągnęła teściowa – „a tu jakbym w kuchni została. Gotuj, sprzątaj, obsługuj”.
Irena zastygła ze ścierką w dłoni. Cały świat stanął na głowie. Ona – w kuchni? Ona gotuje i sprząta? A kim w takim razie jest Irena?
„Przepraszam” – jej głos brzmiał dziwnie spokojnie. – „Ale gotuję i sprzątam tutaj ja. Codziennie. Od dwóch tygodni”.
„Irena!” – oburzył się Wojciech. – „Co ty mówisz? Mama jest gościem!”
Gościem, który od dwóch tygodni rządzi w cudzym domu. Który zamienił gospodynię w służącą.
„Tak” – skinęła głową. – „Macie rację. Mama jest gościem. A ja kim jestem?”
**Przebłysk w wieczornej rozmowie**
Wieczorem, gdy Grażyna Stanisławówna zaszyła się przed telewizorem, Irena podeszła do męża:
„Wojciech, musimy porozmawiać”.
„Poczekaj, wiadomości…” – „Teraz” – powtórzyła stanowczo.
Wojciech spojrzał na żonę zaskoczony. W jej głosie zabrzmiały tony, których dawno nie słyszał.
„Słuchaj, jeżeli twoja mama odpoczywa u nas” – mówiła cicho, ale każde słowo było wyraźne jak uderzenie młotka – „to ja pojadę odpocząć do swojej”.
„Oszalałaś?” – Wojciech aż podskoczył. – „A co z domem? A mama?”
„A co ze mną?” – zapytała i poszła spakować walizkę.
W sypialni, składając ubrania, po raz pierwszy od dwóch tygodni uśmiechnęła się. Prawdziwie.
Jutro pojedzie do mamy. Do kobiety, która nigdy nie traktowała jej jak służącej. Do domu, gdzie można siedzieć z herbatą w milczeniu. Gdzie nikt nie krzyknie: „Irena, gdzie jesteś?”
„Ja też potrzebuję urlopu” – powiedziała do swojego odbicia w lustrze.
A odbicie pierwszy raz skinęło głową w odpowiedzi.
**Powrót innej kobiety**
Po tygodniu Irena wróciła do domu. Ale to nie była ta sama kobieta, która wyjechała z walizką. Opalona, wypoczęta, z nowym blaskiem w oczach.
Wojciech spotkał ją w progu, przepraszająco się uśmiechając:
„Irenko, ty… świetnie wyKiedy następnego dnia Grażyna Stanisławówna zadzwoniła z kolejną „wizytą” na horyzoncie, Irena spokojnie odłożyła widelec, spojrzała mężowi w oczy i powiedziała: „Tym razem jedziesz ty”.