Wynająłem Bogdana do samochodu, gdy żonę wypisano ze szpitala, wnieśliśmy ją z sąsiadem do domu. „Wszystko będzie dobrze, pocieszałem żonę, tylko żyj. Tylko siądź i rozmawiaj ze mną. Tylko żyj. A ja wszystko ogarnę. Tylko nie zostawiaj mnie, moja gołąbeczko…!”

polregion.pl 12 godzin temu

Bogdan wypożyczył samochód, gdy żonę wypisali ze szpitala, i razem ze sąsiadem wprowadzili ją do domu. Wszystko będzie dobrze pocieszał żonę po prostu żyj. Siądź, rozmawiaj ze mną, nie opuszczaj mnie, mój skarbku!

Jadwiga, mając 35 lat, uważała, iż już nie zazna kobiecego szczęścia, ale los miał inne plany. Spotkali się, gdy obojgu miało już prawie czterdzieści lat. Bogdan był wdowcem od trzech lat. Jadwiga nigdy nie była zamężna, ale urodziła syna. Mówi się, iż narodziła się na własny rachunek. W młodości związała się z przystojnym, ciemnoskórym Olgierdem, niegdyś obiecał jej małżeństwo i oczarował młodą Jadwigę. Kobieta uwierzyła w puste obietnice. Okazało się, iż zalotnik z miasta był już żonaty.

Do Jadwigi przychodziła choćby żona Olgierda, prosząc, by nie burzyła ona cudzej rodziny. Niedojrzała Jadwiga poddała się, ale postanowiła nie porzucić dziecka.

Tak się stało. Jadwiga urodziła Eugeniusza, który stał się jej jedyną euforią i pociechą. Eugeniusz był dobrze wychowany, pilnie się uczył, po ukończeniu szkoły wstąpił na studia ekonomiczne. Bogdan kilkakrotnie odwiedzał Jadwigę, proponując wspólne życie, a ona wahała się, choć Bogdan się jej podobał. Jadwiga wstydziła się swojego syna i pragnęła w końcu poczuć się szczęśliwa. Pewnego wieczoru Eugeniusz powiedział mamie: Mamo, nie chcę już mieszkać w domu. Dziadek Bogdan jest godnym mężem, pod warunkiem, iż nie będzie cię ranił. Najważniejsze dla mnie jest, byś była szczęśliwa. Syn Bogdana również się zgodził.

Zawarli więc związek, zorganizowali małe przyjęcie. Jadwiga pracowała w wiejskiej bibliotece, a Bogdan był agronomem. Razem prowadzili gospodarstwo, hodowali bydło, uprawiali ogród. Kochały i szanowały się, choć los nie pozwolił im mieć wspólnych dzieci.

Oboje poślubili swoich synów i czekali na wnuki. Na święta przygotowywali domowe jajka, mleko, śmietanę, wieprzowinę i kurczaka. W ich domu gromadziło się wielu gości, a Bogdan i Jadwiga siedzieli przy stole, ciesząc się, iż mają z kim świętować.

Jednak wieczorami, gdy starsze małżeństwo kładło się, każdy potajemnie myślał, iż chciałby odejść z tego świata jako pierwszy, by już nigdy nie czuć się samotnym.

Czas nieubłaganie płynął. Pewnego dnia przydarzyło się nieszczęście. Rano Jadwiga poczuła się źle, gdy zaczęła gotować zupę burakową w kuchni. Starsza kobieta upadła. Bogdan, przy pomocy sąsiadów, wezwał karetkę. Lekarze stwierdzili udar mózgu; wszystkie funkcje były zachowane oprócz jednej Jadwiga nie mogła już chodzić. Eugeniusz z żoną przyjeżdżali odwiedzać matkę, przynosili pieniądze na leki i odjeżdżali.

Bogdan wypożyczył samochód, gdy żonę wypisali ze szpitala, i razem ze sąsiadem wprowadzili ją do domu.

Wszystko będzie dobrze pocieszał żonę po prostu żyj. Siądź, rozmawiaj ze mną, nie opuszczać mnie, mój skarbku!

Bogdan starannie dbał o żonę. Po miesiącu przesiadła się na fotel, pomagała mu w kuchni. Wciąż razem obierali ziemniaki i marchew, przesiewali fasolę, a choćby piekli chleb. Wieczorami rozmawiali o przyszłości, o nadchodzącej zimie, o tym iż Bogdan nie ma siły do rąbania drewna.

Może dzieci zabrałyby nas na zimowisko do siebie, a wiosną i latem moglibyśmy sami zadbać o siebie snuwali.

W weekend przyjechał Eugeniusz z żoną. Ich synowa, Helena, obejrzała pokój i stwierdziła:

Będzie trzeba was rozdzielić, babciu. Zabierzemy cię w przyszłym tygodniu. Przygotuję pokój i przyjedziemy.

A ja? wyszeptał Bogdan. Nigdy się nie rozstaliśmy. Dlaczego dzieci?

Kiedyś mieliście siły na gospodarczą pracę, teraz sytuacja jest inna. Niech syn też cię zabierze. Razem nikt nie będzie was rozdzielał.

Eugeniusz z żoną odjechali, a Bogdan i Jadwiga westchnęli gorzko, zastanawiając się, co dalej. Każdy, zasypiając, marzył o niebudzeniu się, by nie widzieć tego wszystkiego.

W następny weekend przyjechali obaj synowie, zaczęli pakować rzeczy. Bogdan siedział przy łóżku Jadwigi, patrząc na nią, wspominając ich młode lata i płacząc. Przytulił się do chorej żony i szepnął:

Przepraszam, Jadwigo, iż tak się stało Niedoceniliśmy wychowanie dzieci. Rozdzielają nas jak niepotrzebne kocięta. Przepraszam. Kocham cię

Jadwiga chciała dotknąć policzka mężowi, ale nie miała sił. Bogdan wstał, wycierał łzy rękawem i wsiadł do samochodu, nie wycierając ich już więcej.

Syn z żoną i sąsiad pomogli zabrać Jadwigę, owinęli ją kocem i wynieśli z domu twarzą w przód. Chora kobieta uznała to za symboliczne. Nie sprzeciwiała się; nie żyła już, kiedy odjechał Bogdan, a ona sama nie chciała przeżyć do wieczora.

Minął tydzień. W piękny, jesienny dzień, dokładnie w Święto Zmarłych, ich marzenie spełniło się Jadwiga i Bogdan spotkali się w innym świecie.

Ich historia uczy, iż miłość i szacunek nie znikają wraz z upływem lat i chorobą; to, co naprawdę liczy się w życiu, to troska o drugiego i umiejętność pożegnania z godnością.

Idź do oryginalnego materiału