Za Mamę i Synka

newsempire24.com 11 godzin temu

Za Mamę i Synka

Znalazł go za rogiem jednego z domów. Po prostu biegał od jednego śmietnika do drugiego, szukając czegoś do jedzenia. I tak natknął się na malutkiego szarego kotka.

Malec pełzał po chodniku i rozpacznie miauczał. Obok stał duży, brudny i chudy rudawy pies, a adekwatnie

Właściwie trudno było powiedzieć, czy był rudy, czy szary. Warstwa kurzu pokrywała go tak grubo, iż prawdziwego koloru nie dało się rozpoznać. Zatrzymał się, a kotek

Kotek, zobaczywszy go, pisnął i podpełzł. Pies warknął, ale malec się nie przestraszył.

Co za diabli? pomyślał pies. Tylko tego mi brakowało. Hej, hej! Zaraz twoja mama wróci. Nie przyczepiaj się do mnie.

Próbował odsunąć natrętnego malca łapą, ale ten
Ten kompletnie to zignorował. Przytulił się do dużej, brudnej łapy psa, wczepił w nią swoimi malutkimi łapkami i pazurkami. I ucichł.

No dobra pomyślał pies. Poczekam, aż jego mama wróci i pójdę sobie.

Malec ułożył się wygodnie i zasnął. Było mu ciepło i spokojnie. A duży pies nieokreślonego koloru też się położył i czekał.

Czekał bardzo długo, a adekwatnie nigdy nie doczekał się kociej mamy.

Minął dzień, nadszedł wieczór, a ona wciąż nie przychodziła. Zapadła noc, i pies zrozumiał. Czekanie nie miało już sensu. Coś złego musiało jej się stać.

A malec obudził się i szturchał pyska w brzuch psa. Był głodny.

No i kolejny problem pomyślał pies. I co teraz robić? No przecież nie zostawić go tu, żeby umarł z głodu?

No dobrze

Zaniesie go do tego śmietnika, co przy restauracji. Tam wyrzucają różne smaczne rzeczy, a w tym dużym kontenerze z boku jest dziura. Tam właśnie zakradał się, żeby znaleźć coś do jedzenia.

Naleję mu trochę i zostawię. Nie będę się z nim nosił!

Chwycił malca zębami za kark, wstał i poszedł. Droga było niedaleko. Zostawił kotka w krzakach, żeby nie uciekł, a sam zaczął grzebać w odpadach.

Pies nerwowo się wiercił i cały czas nasłuchiwał alarmującego miauczenia. Szary malec go szukał. Wołał swoją mamę.

O, cholera zaklął w duchu pies. Jaka znowu mama?

Znalazł kilka otwartych i niedojedzonych kubeczków jogurtu. Wrócił do malca i zaczął zbierać językiem słodką, kaloryczną masę, ale sam nie jadł. Smarował nią pyszczek kotka, a ten lizał się i mruczał.

No i świetnie. No i dobrze.

Pies się ucieszył.

W ten sposób go nakarmiłem.

Potem malec wdrapał się na ciepły bok psa, wczepił w jego brudną sierść pazurkami i zasnął.

No dobra pomyślał pies. Niech będzie. Zostanę do rana. Nakarmię go, a potem potem pójdę.

W nocy kotek się budził i popiskiwał. Płakał, a pies lizał go, żeby uspokoić.

Dopiero nad ranem zasnął. Kiedy pies się obudził, spotkał się wzrokiem z małymi oczkami szarego kotka. Ten szturchnął go w mokry nos i cicho miauknął:

Mama.

I pies nagle zrozumiał. Że tak naprawdę nigdzie nie pójdzie i nie zostawi malca.

I tak już zostało.

Znajdował coś miękkiego albo po prostu przeżuwał jedzenie dla swojej kociej dziecka, a ono

Jadło i przytulało się. Obejmowało swoją psim mamę, bawiło się jej ogonem i spało na niej. I psu zrobiło się jakoś dobrze i spokojnie. Tak jakby

Jakby znalazł dom i rodzinę.

Jedli razem, spali razem. A resztę czasu pies bawił się z malcem, ucząc go biegać i skakać.

Skoro już tak wyszło, to nauczę go wszystkiego, co potrzebne do przetrwania.

Latem kotek podrósł, a pies

Pies stał się jeszcze chudszy. Ale nadeszła jesień. I zaczął się niekończący deszcz. Znalezienie ciepłego, suchego miejsca stało się bardzo trudne.

Czasami pies, obejmując łapami swoje dziecko, przytulał je, chroniąc przed zimnem i wodą. Drżał od chłodu, ale wciąż lizał malca. Najważniejsze było, żeby go ogrzać i nakarmić.

Pies się przeziębił i kaszlał, kichał. Z nosa i oczu mu ciekło, a kotek patrzył na niego z niepokojem i pytał:

Mamo, mamo, co z tobą? Co się stało? Zachorowałaś?

Nie, nic poważnego, mój śliczny odpowiadał mu pies.

Nie martw się o mnie. Ze mną wszystko w porządku. Przytul się, ogrzeję cię.

I właśnie przez łzy, które zasłaniały mu oczy, przez przeziębienie nie zauważył

Padało, a na dodatek na tym śmietniku nie było nic do jedzenia. Trzeba było iść do innego.

Jak zwykle wziął kotka zębami za kark i poszedł.

Po chodniku i jezdni płynęły strumienie wody, a z nieba z jesiennego nieba lał się nieustanny deszcz. Jego krople rozbijały się o głowę i grzbiet psa, ale on

Myślał tylko o jednym.

Mój malec nie może zmoknąć i zachorować.

Chciał gwałtownie przebiec przez ulicę i dlatego

Nie zauważył samochodu, który wyjechał zza wirażu.

Na szczęście auto jechało wolno. Po prostu wycieraczki nie radziły sobie z wodą na szybie.

Uderzenie było więc niegroźne, ale wystarczające, żeby przedni zderzak odrzucił psa na chodnik.

Kierowca zatrzymał się i wysiadł. Podszedł do psa. Ten leżał na lewym boku, podkulając uszkodzoną tylną łapę.

Pozwól, iż spojrzę powiedział kierowca, ale pies

Przycisnął coś przednimi łapami i warknął groźnie.

Nie bój się powiedział człowiek najłagodniejszym głosem, na jaki był zdolny. Jestem lekarzem. Pozwól mi obejrzeć ranę.

Deszcz zaczął lać jeszcze mocniej.

Lekarz grymasował, gdy woda spływała mu po plecach. Ale pies jeszcze mocniej przycisnął coś do siebie i zamknął oczy.

Co to w ogóle jest? zdziwił się lekarz. Co tam chowasz?

Ostrożnie zajrzał i aż westchnął

Idź do oryginalnego materiału