Zapomnij o all inclusive. Wakacje na campingu mają coś, czego nie da ci żaden resort

viva.pl 10 godzin temu

Zawsze kochałam wakacje spędzane w przyczepie campingowej. Z rodzicami ciągnęliśmy naszą małą niewiadówkę z Warszawy do Jarosławca jeszcze wtedy kiedy to nie było modne, tylko po prostu zwyczajne. Właściciel campingu ulokowanego na wydmie, na skraju miasteczka, zawsze trzymał dla nas to samo miejsce – blisko skarpy, z widokiem na ukochane morze.

Powrót do przyczepy: wakacyjne wspomnienia z Jarosławca

Czasy się zmieniły, kemping zamknęli, dorośliśmy i przestaliśmy jeździć na wakacje z rodzicami. Ale kempingi albo się kocha, albo… nie. Ja kocham. Przez lata bywałam na półwyspie helskim najczęściej na Chałupach 3. Wtedy było to niezwykle popularne miejsce, uwielbiane przez kitesurferów i windsurferów, dzisiaj zastąpione przez „Szóstkę”. Swoje miejsce na stacjonowanie z przyczepą znalazłam jednak gdzie indziej, w Dębkach i o tym za chwilę.
Gdyby ktoś nie chciał ani na półwysep, ani do Dębek, bo na przykład woli góry, a co gorsza nie ma swojej przyczepy, ani namiotu, może skorzystać z glampingu, czyli miejsca gdzie można zatrzymać się w luksusowych namiotach. I choć pogoda w Polsce, szczególnie w lipcu, lubi płatać figle (właściwie jest przewidywalna do bólu – lipiec jest w Polsce najbardziej deszczowym miesiącem w roku, nic więcej nie trzeba pisać) fanów spędzania czasu w bliskości natury, ale też w bliskości innych ludzi, jest naprawdę wielu. Bo caravaning, czy ten adekwatny, czyli przemieszczanie się z miejsca na miejsce samochodem z przyczepą lub kamperem, czy ten stacjonarny, jak mój, czy glamping to sposób na życie. Zawsze, gdy dojeżdżamy na kamping moja córka wzdycha: „Nareszcie. To mój drugi dom” i rozmyśla, które koleżanki już są na miejscu i czy od razu pobiegną bawić się do ciemnej nocy w chowanego.
Wiadomo, iż każdy ma swoje ulubione miejsca, w których czuje się naprawdę dobrze. Do Dębek przyjeżdżają co roku nowi wczasowicze, ale mnóstwo jest stałych bywalców. Kochają je za niepowtarzalny klimat daleki od wielkich nadmorskich kurortów tętniących nocnym życiem i głośną muzyką. Tu nie ma wielkich hoteli, ani choćby tych mniejszych. Są domki, nieduże pensjonaty i… „Kaszub”, kemping w sercu miejscowości, o którym słyszał każdy bywalec i każdy caravaningowiec jeżdżący nad morze.

Dębki – kemping, który stał się drugim domem

„Tu jest życie”, mówi o „Kaszubie” Elżbieta Zinkel, która od jedenastu lat prowadzi na terenie Nadmorskiego Parku Krajobrazowego camping, którego właścicielem jest Krokowskie Przedsiębiorstwo Komunalne. Poza tym jest kierownikiem Kaszubskiego Zakątka w Białogórze oraz dwóch parkingów należących do firmy. Od bramy głównej do najpiękniejszej plaży na świecie jest stąd tylko 250 metrów. „Zawsze wszystkim powtarzam, iż od bramy głównej, bo przecież pole ma ponad cztery hektary, więc jak ktoś stanie na drugim końcu to będzie miał dużo dalej”, mówi kierowniczka. To od niej zależy czy można wjechać na teren, a zdarza się, szczególnie w weekendy, iż musi zamknąć szlaban przed kolejnymi gośćmi, by zapewnić komfort tym, którzy na polu już stacjonują. Na Kaszuba przyjeżdżają co roku w większości ci sami ludzie. Mają tu swoje przyczepy na stałe z drewnianymi podestami, ze sprzętami niezbędnymi do codziennego funkcjonowania, ale są też goście nowi. „W tym miejscu niesamowite jest to, iż tworzy się pewnego rodzaju społeczność”, mówi Elżbieta, a potwierdzają to mieszkańcy pola, którzy choćby po powrocie do powakacyjnej rzeczywistości utrzymują serdeczne kontakty. „Choć sama nie jeżdżę z przyczepą, od lat przecież obserwuję jak to wszystko wygląda. Prowadziłam niejeden kemping i mogę powiedzieć, iż ten jest absolutnie wyjątkowy. Nie tylko jeżeli chodzi o lokalizację, bo chyba trudno wyobrazić sobie lepszą. Ale tu ludzie nie pozostają sobie obojętni. Wspierają się, pomagają sobie. Jak trzeba podzielą się jedzeniem, albo zaopiekują dzieckiem. Przyjeżdżają z psami, z kotami. Oczywiście zdarzają się konflikty, jak to w miejscu, gdzie jest dużo ludzi, ale o tym gwałtownie wszyscy zapominają”.

Emocje, które zostają na całe życie

Długo na pewno nie zapomną tegorocznego lipca, kiedy na polu namiotowym urodziło się dziecko. „Byłam już świadkiem zaręczyn. Odbył się tu też ślub, a teraz urodził się Andrzejek. On jest najmłodszym członkiem tej społeczności. A był jeszcze pan, lat 97, który spędzał tu wakacje. Mamy gościa chorego na Alzheimera, którego mamy na oku i pana podpiętego do aparatury, bo nie oddycha samodzielnie. Nie mogłabym ich przecież nie wpuścić. To ja decyduję, czy mogą tu być. I wiem, iż dzięki mojej decyzji mają naprawdę szczęśliwe chwile. Wśród szumu drzew i morza, bo wieczorami jak robi się cicho słychać jak fale uderzają o brzeg, wśród śmiechu szczęśliwych ludzi i pisków dzieciaków biegających beztrosko. Powiem jeszcze raz, tu jest życie”, mówi Elżbieta. „Czterdzieści lat temu bywałam tu w Dębkach z ojcem. Przywoziliśmy mleko, wodę, jajka. I nigdy nie pomyślałabym, iż będę mogła tu pracować”.

Kemping w tym roku przeszedł lifting. Odnowiono łazienki i toalety, zrobiono ogólnodostępna kuchnię. „Wszystko dlatego, iż zmienił się prezes, a nowy Czesław Dolny patrzy na wczasowiczów tak jak ja. Wie co jest im potrzebne, żeby wygodnie spędzić kilka dni, albo i dwa miesiące”, mówi Elżbieta, która jak nikt wie, czego potrzeba bywalcom „Kaszuba”. Dla nich też stworzyła na Facebooku profil „Ela, campingowa nawigatorka” i mówię Wam, ja też dowiedziałam się rzeczy, które wcześniej nie przyszły mi do głowy, a które naprawdę ułatwiły mi życie. Ela mówi też, iż po każdym sezonie siada i spisuje wspomnienia, bo oprócz zarządzania kempingami w Dębkach i Białogórze miała też swój, w Chłapowie. Powstała z tego książka, która ukaże się niebawem: „Wyszło mi już 48 rozdziałów. Dałam tytuł „Wakacje, które mnie zmieniły. Głosem obserwatorki z końca świata”. Jestem z boku tego całego zamieszania i obserwuję, jak kempingowe życie pisze najpiękniejsze scenariusze”.
Swoją przyczepę na „Kaszubie” aktor Wojciech Błach, najczęściej można tu spotkać jego żonę Agnieszkę i dwóch synów. Niedaleko rozstawiona jest Katarzyna Paziewska, właścicielka marki Glamoursy, szyjącej piękne buty na zamówienie. Przyjeżdżają aktorzy Kamila Kamińska i Misza Mejer z córką Jaśminą. To właśnie Kamila jeszcze w maju kręciła video wokół mojej przyczepy, żebym mogła spać spokojnie i zobaczyła, iż wszystko z nią w porządku. A ja wiem, iż w porządku, bo przecież gdyby coś było nie tak Ela na pewno zadzwoniłaby z informacją. A jak nie dzwoni… to dobry znak.

Chałupy 6: surfing, bezy i prawdziwa wolność

„Jak co roku w Chałupach, gdy zaczyna się upał”… kempingi zaczynają żyć. A może choćby wcześniej, bo przecież dla fanów każdej odmiany surfingu nie ma kiepskiej pogody, oprócz tej, kiedy nie wieje. A na Helu wieje, dlatego stali bywalcy wiedzą, iż zawsze, niezależnie od pory roku trzeba zabrać ze sobą ciepłą czapkę. Najbardziej niecierpliwi potrafią już w maju siedzieć na Helu i czekać na sprzyjającą pogodę, by popływać po Zatoce. Wśród tych, którzy lubią pomarznąć jest Nawojka Chałupińska, członek zarządu międzynarodowej korporacji. „W Radio Zet pracowałam z Tadeuszem Elwart, który od lat z rodziną tworzy „Chałupy 6”. Udało mu się zrobić coś niesamowitego. Przede wszystkim zbudował społeczność, bo umówmy się, potrzebujemy odskoczni od życia w wielkim mieście, ale nie całkowitego odcięcia”, opowiada Nawojka. Na „Szóstce” przez cały sezon dzieje się naprawdę dużo. Na początku sezonu odbywa się „Hel Riders” czyli festiwal łączący pasjonatów retro-motoryzacji, surfingu i deskorolki. Odbywa się Dzień kaszubski, gdzie serwowane są lokalne trunki, jedzenie, a ich producenci występują w ludowych strojach. Koło Gospodyń Wiejskich z Chałup dostarczają swoje wyroby, a Klaudia Elwart współwłaścicielka marki Ślady Szlachë nie tylko sprzedaje tu własnej roboty pamiątki, ale też opowiada o półwyspie swoimi oczami, przedstawia ciekawych ludzi, rzemieślników i historię, bez której nie byłoby Kaszub. Zachęca każdego do edukacji regionalnej i kupowania wartościowych produktów robionych nie od niechcenia, a od serca.

Wakacyjna codzienność na Helu

„Niesamowite jest wsparcie dla lokalnych producentów, które owocuje stworzeniem wyjątkowej społeczności. Misz-maszu przyjezdnych z lokalesami”, mówi Nawojka, która od ubiegłego roku ma tam razem z przyjaciółką swoją przyczepę. Na miejsce czekała dwa lata, a teraz na instagramie „zycie_na_campingu” relacjonuje jak pisze życie „the real housewives of Chałupy”. „Kocham to, iż choćby na campingu mogę mieć odrobinę luksusu w postaci najlepszej bezy na świecie od mamy Adriana Żanety, „największej ogarniaczce lokalnych produktów”. „Pojawiam się tam w momencie otwarcia bramy, czyli 26 kwietnia, a na lipiec i sierpień zjeżdża tam Kasia. w okresie jest mi ciężko tam wytrzymać, ale poza… naprawdę kocham to miejsce”. Co jej daje bycie na Helu przez kilka miesięcy w roku? „Tam nikt mnie nie ocenia. Mogę wyjść o 13 w piżamie i nikt się za bardzo nie zdziwi. Jak chcę się odciąć od ludzi to zamykam się w przyczepie i nie ma mnie dla nikogo. A jak potrzebuję towarzystwa to mam tego pod dostatkiem. Jest Tadeusz i Maciek i inni ludzie, którzy tworzą to miejsce. Trzymam się bardziej z tymi co są tutaj od kwietnia niż z bywającą tu warszawką. Tu ludzie się jednoczą. Jest pani od HR, dziewczyna, która dzierga na drutach, Łukasz, który pasjonuję się kawą. Razem chodzimy na zachody słońca, gotujemy. Jest też strefa Cetaphil, gdzie pracuje Ula, która robi boskie masaże”.
Łatwo odnaleźć się na campingu? „Całe życie jeździłam na obozy harcerskie, a przez ostatnie osiem lat spędzałam czas w przyczepie przyjaciół, w której nie było prądu, wody i toalety. Kocham to, co mam powiedzieć?”.

Forrest Glamp – glamping w sercu Beskidu Niskiego

Choć oboje przez lata związani byli z serialem „Na Wspólnej”, postanowili zainwestować czas i środki w coś zupełnie innego – własny glamping w sercu Beskidu Niskiego. Forrest Glamp w Jaśliskach to nie tylko luksusowe namioty – to także manifest wolności i powrót do prostoty. Projekt ten, jak przyznają w wywiadach, jest ich ucieczką od niepewności życia w show-biznesie i krokiem ku spełnieniu prywatnych marzeń.
„Chcieliśmy być szefami samych siebie. Nie jesteśmy zależni od tego, czy ktoś do nas zadzwoni z propozycją, czy nie” – wyznali w rozmowie z VIVĄ! „Od wielu lat szukaliśmy innego sposobu na życie” – wyjaśnia Ilona, a Leszek dodaje: „Miałem klub w Warszawie i burgerownię… musieliśmy się zabezpieczyć, by pewnego dnia nie obudzić się z niczym”. Glamping działa od 2021 roku i powstawał trzy miesiące. Leszek pilnował rozstawienia namiotów, Ilona parzyła kawę dla pomocników, taczką woziła ziemię i rośliny. Decyzję o zakupie działki w Jaśliskach podjęli intuicyjnie. Teren był porośnięty krzewami, zaniedbany i dziki – dokładnie taki, jakiego szukali. Własnymi rękami oczyścili blisko dwa hektary, sprowadzili ziemię, posadzili zioła i przygotowali fundamenty pod luksusowe namioty.

Luksus pod namiotem: nowy sposób na urlop

Forrest Glamp to nie jest zwykły kemping. Położony nad rzeką Jasiołką, w malowniczych Jaśliskach, oferuje coś, co trudno znaleźć w hotelach – prywatność, spokój, przestrzeń i komfort w bezpośrednim kontakcie z naturą. Glamping oferuje kilka rodzajów zakwaterowania: od standardowych namiotów dla dwóch osób, po rodzinne wersje Premium i domek De Lux. Ceny zaczynają się od ok. 300 zł za noc i dochodzą do 620 zł za najbardziej komfortowe rozwiązania. Wszystkie namioty mają drewniane podłogi, łazienki z ciepłą wodą, aneksy kuchenne, prywatne werandy, a niektóre mają ogrzewanie na zimę.
Teren Forrest Glamp został podzielony na trzy strefy: wypoczynkową, rekreacyjną i mieszkalną. Wśród drzew znajdują się miejsca do relaksu, paleniska, strefa grillowa, a także dostęp do rzeki. Dominuje naturalna kolorystyka i materiały: drewno, len, bawełna. Każdy detal aranżacji to połączenie estetyki i funkcjonalności.
Dodatkowym atutem jest możliwość spotkania właścicieli.

„Nie mamy potrzeby być na ściankach, wolimy siedzieć przy ognisku i rozmawiać z gośćmi” – przyznała Ilona w jednym z wywiadów.
Prowadzenie glampingu nie jest sielanką – to wiele obowiązków, organizacja pracy sezonowej i troska o komfort gości. Ale dla Lichoty i Wrońskiej to też forma osobistego spełnienia. „Lubię ten moment kreatywności, gdy coś się buduje, a potem rozwija” – mówi Leszek.
„Ten biznes daje nam wolność, jakiej nigdy wcześniej nie mieliśmy. Robimy to, co kochamy i nikt nie decyduje za nas” – mówi Ilona.

Idź do oryginalnego materiału