Zawsze jest czas na nowy start

polregion.pl 4 tygodni temu

— Matko, czyś ty zupełnie oszalała?

Słowa córki uderzyły Lidię jak cios w splot słoneczny. Ostry, palący ból. Milcząc, obierała ziemniaki, starając się ukryć drżenie rąk.

— Już się na nas palcami wytykają! Gdyby ojciec się zakochał, jeszcze pół biedy, ale matka? Kobieta! Strażniczka domowego ogniska! Wstydzić się powinnaś!

Łza stoczyła się po policzku Lidii, zawisła na mgnienie, by w końcu spaść na dłoń. Za nią kolejna, i jeszcze jedna… niedługo już cały potok łez spływał po jej twarzy, podczas gdy córka dalej rzucała oskarżenia.

Kazimierz, mąż Lidii, siedział przy stole z opuszczonymi ramionami i wydętą dolną wargą, wyglądając jak zbity pies.

— Tata jest chory, co ty wyprawiasz? Potrzebuje opieki! — Kazimierz łkał cicho. — Tak się nie postępuje, mamo! On ci oddał całą młodość, razem stworzyliście rodzinę, a teraz co? Gdy zachorował, postanowiłaś mu na odchodnym kopnąć? O, nie, moja droga, tak się nie robi!

— A jak się robi? — spytała cicho Lidia.

— Co?! Żartujesz sobie? Popatrz na tatę… Ona się z nas naigrawa!

— Ty, Krysia, traktujesz mnie, jakbym była twoją najgorszą wrogą, a nie matką… Ależ ojca bronisz zapamiętale…

— Mamo! Co ty wygadujesz?! Udajesz biedną sierotę? Nie, już nie mam sił… Dzwonię do babci, niech ona się z tobą rozmówi, bo to już skandal!

— Wyobraź sobie — zwróciła się Krystyna do ojca — idę z uczelni, a oni… spacerują alejką, pod rękę! On jej wiersze czyta, pewnie własnego autorstwa, co, mamo? O miłości, prawda?

— Jesteś zła, Krysia. Zła i głupia. Bo młoda…

— Patrzcie ją! Ani śladu skruchy! Dobrze, dzwonię do babć, niech przyjdą i z tobą pogadają, bo ja i tata już nie mamy sił.

Lidia wyprostowała się powoli, wygładziła fałdy na swoim domowym fartuchu, strzepnęła niewidzialne okruchy. Wstała.

— Dobrze, kochani. Idę.

— Gdzie, Lidka?

— Odchodzę od ciebie, Kaziu.

— Jak to „odchodzisz”? A ja? Co ze mną?

Córka, w tym momencie, rzucała wściekłe spojrzenia w stronę matki, emocjonalnie opowiadając coś przez telefon.

— Kryyysiu, Krystyna — zawodził Kazimierz, jakby ktoś umarł — Krystyno…

— Co, tato? Plecy? Gdzie cię boli?

— Oj, oj… Krysiu… ona… matka… powiedziała, iż odchodzi.

— Jak to „odchodzi”? Dokąd?! Mamo, co ty znowu wymyśliłaś? Na stare lata?!

Lidia uśmiechnęła się gorzko. Spokojnie pakowała rzeczy do walizki. Już dawno chciała odejść, ale Kazimierz zachorował, ból kręgosłupa nasilił się, biedak jęczał, wył z bólu…

— Lidia… chyba mam przepuklinę…

— Na rezonansie nic nie wyszło.

— E, tam, co oni wiedzą, ci lekarze… Oni, słuchaj, specjalnie nie mówią od razu.

— Tak? A po co?

— No… żeby więcej pieniędzy wyciągnąć. U Stefana w pracy tak samo… Chondroza, maści, tabletki, a potem nagle… przepuklina, i to jakaś straszna, z dziwną nazwą…

Wtedy Lidia nie odeszła. Nie potrafiła zostawić „biedaka”.

Ale teraz…

— Ile jeszcze tego życia masz, Lidziu? — mówiła jej przyjaciółka Basia. — Ty pracujesz jak niewolnica na nich. Co dobrego dostałaś od Kazika?

Ni-c. Basia uderzyła dłonią w stół.

— Całą młodość hulał, jak pies bezdomny… do domu choćby tę… jak ją tam… fryzjerkę przyprowadzał… cholera, jak ona?

— Hanka.

— No właśnie, Hankę, jak króliczka na reklamie, wodził. Pamiętasz? Ty na dwóch etatach, a Kazik na kanapie. Kazik potrzebuje sanatorium, bo mu plecy bolą, Kaziu leci nad morze! A Lidia? Na działkę do teściowej, potem do mamy, i tak w kółko!

A to, iż Lidia w wieku czterdziestu lat ledwo nogi za sobą ciągnie, to nic? Normalne?

— Ale, Basia — broniła się wtedy Lidia — Kazik jest…

— Jaki on jest? Z innej gliny ulepiony? Aa, tak, święta krowa, samiec alfa. Popatrz na innych facetów — oni żyły z siebie ciągną, by rodzinie niczego nie brakowało. A u was na odwrót — ty się zarzynasz, a ten… pasożyt.

— Basia — spojrzała nieśmiało Lidia — zawsze chciałam cię spytać… Dlaczego tak nie lubisz Kazika? Jakby ci coś złego zrobił. Od zawsze unikasz go, na święta się nie spotykamy…

Zadała to pytanie, a serce jej waliło. A nuż przyjaciółka wyzna coś, czego nie chciała usłyszeć…

— Dobrze… powiem.

Lidia zesztywniała.

— Nie mam powodu lubić twojego cherlaka, rozumiesz? Całe życie będę pamiętać, jak jego lepkie łapy po mnie łaziły.

Wiesz, jak spaOtworzyła drzwi, wzięła walizkę i wyszła, nie oglądając się za siebie.

Idź do oryginalnego materiału