Ewa stała przed lustrem w białej sukni, nie mogąc uwierzyć, jak potoczyły się sprawy. Suknia leżała idealnie mama trzy tygodnie dopracowywała każdą fałdkę, każde cekin. Teraz owa pięknota zwisała na niej jak całun.
Ewka, gotowa? Zajrzała do pokoju ciocia Halina, przyjaciółka mamy. Goście już schodzą, samochody podjechały.
Gotowa skłamała Ewa, poprawiając welon. Ciociu Haniu, może jednak odwołamy? Trochę to nie tak…
Co ty pleciesz, dziecko! Kobieta załamała ręce. Twoja mama tyle sił włożyła, złotych wydała! Goście przyjechali, stół nakryty. A twój Marcin… Ciocia Halina pokręciła głową. Sam sobie winien. Nie miał się wymykać w ostatniej chwili!
Mama weszła z oczami czerwonymi od płaczu, ale z twardym wyrazem twarzy.
Koniec, Ewka. Dosyć jęczenia! Powiedziała stanowczo. Nie pozwolę temu palantowi zepsuć nam święta. Urządzimy wesele, niech cała Łódź widzi, jaką mam piękną córkę!
Mamo, ale to śmieszne! Wesele bez pana młodego! Co ludzie powiedzą?
A co niby? Mama podeszła, poprawiła Ewie kolczyki. Powiedzą, iż Barbara Nowak to kozak, iż nie siadła w domu i nie beczała, tylko pokazała wszystkim, iż jej córka zasługuje na więcej! Otóż to!
Ewa westchnęła. Mama była w swoim żywiole gdy coś postanowiła, nie dało się jej wyperswadować. Postanowiła zaś wczoraj wieczorem, gdy Marcin zadzwonił, oznajmiając, iż nie jest gotowy na małżeństwo.
Mamo, wyobrażasz sobie ten wstyd? Spróbowała jeszcze raz Ewa.
Wstyd to jak dziewczyna czeka latami na niegodnego chama! My pokażemy, iż dajemy radę bez niego! Mama odwróciła się do drzwi. Koniec gadania. Ruszamy!
W sali zebrało się już z czterdzieści osób. Krewni, sąsiedzi, koleżanki mamy z pracy. Kłócili się szeptem, rzucając współczujące spojrzenia. Ewa czuła się jak w absurdalnym teatrze.
Och, Ewuniu, jakaż ty śliczna! Podbiegła kuzynka Olga. A gdzie… no wiesz… jak tam?
Jak widzisz odparła Ewa sucho.
Mama weszła na małe podwyższenie, gdzie zwykle grała kapela, i zastukała łyżeczką w kieliszek.
Kochani! Zaczęła. Dziś niezwykły dzień. Moja córka Ewa wychodzi za mąż… za swoje nowe życie! Za wolność od ludzi niegodnych! Za prawo do radości!
W sali zapadła cisza. Ktoś zakrztusił się niezręcznie.
Baśka, ty oszalała? Szeptała siostra mamy, Danuta.
Przeciwnie, pierwszy raz oprzytomniałam! Odparła mama. Ewa, chodź tu!
Ewa niechętnie podeszła do mamy. Ta objęła ją za ramiona.
Oto moja piękność! Mądra, dobra, złote rączki! A ten… jak mu tam… Marcin, nie był jej wart! I niech wszyscy wiedzą nie płaczemy, świętujemy!
Mamo, przestań syknęła Ewa przez zęby.
Nie przestanę! Mama wzbiła kieliszek. Za moją córkę! Za to, iż na czas pojęła, z kim nie wiązać losu!
Goście niepewnie podnieśli szkła. Ktoś mruknął: „Za Ewę”, ktoś inny tylko cicho sąknął trunek.
A teraz siadamy do stołu! Ogłosiła mama. Czas się zabawić!
Ewa usiadła na honorowym miejscu. Obok stał pusty fotel przystrojony wstążkami miejsce pana młodego. Widok był żałosny.
Słuchaj, może ten fotel schowamy? Zapropu
Marianna spojrzała jeszcze raz na swoje odbicie w lustrze, uśmiechnęła się do siebie i pomyślała, iż ta niezależność to najpiękniejszy prezent, jaki mogła sobie podarować.