**Złamane marzenia i sylwestrowe cudo**
Kasia spotykała się z Markiem ponad rok. Ich randki były tak rzadkie, iż mogła je zaznaczać w kalendarzu czerwonym flamastrem, jak święta. Mieszkał we Wrocławiu, a do małego miasteczka pod Łodzią przyjeżdżał tylko w sprawach firmy. Snuli wielkie plany na przyszłość, a tego Sylwestra mieli zdecydować, kto do kogo się przeprowadzi. Nagle zadzwonił telefon. Kasia drgnęła z zaskoczenia – dzwonił Marek!
— Cześć, kochanie — powiedziała, próbując brzmieć czule, mimo tego szalonego dnia.
Lecz w słuchawce rozległ się ostry kobiecy głos:
— No, witaj, podrywaczko!
Kasia zastygła, nie mogąc wydusić ani słowa.
Ten przedświąteczny dzień szedł całkiem na opak. Rano zadzwonili z biura, żądając natychmiastowego przyjazdu do podpisania kontraktu z zagranicznymi partnerami. Nikogo nie obchodziły plany Kasi, która umówiła się na poranną wizytę u fryzjera. Dyrektor generalny wylegiwał się gdzieś na plażach, a ona, marszcząc brwi, mruknęła pod nosem kilka mocnych słów, wezwała taksówkę i pojechała do biura.
Wychodząc z wieżowca, przypomniała sobie, iż miała odebrać sukienkę od przyjaciółki Oli, która dorabiała jako krawcowa. Sukienka, kupiona na sylwestrową noc, nagle wisiała jak worek. Kasia wolała myśleć, iż schudła, a nie iż materiał był tandetny. Wybrała numer przyjaciółki:
— Ola, wybacz, zupełnie zapomniałam o sukience!
— Kasia, gdzie ty byłaś? Godzinę próbowałam się do ciebie dodzwonić! — krzyczała Ola przez gwar dworcowy.
— To przez naszego dyrektora — westchnęła Kasia. — No i jak sukienka? Wpadnę?
— Kasia, wybacz — głos Oli zadrżał. — Jesteśmy już na dworcu, pociąg za pół godziny.
Kasia opuściła telefon, czując, jak nadzieje się rozpadają. *No trudno* — pomyślała — *bez sukienki, bez fryzury, ale Sylwester przecież musi być wyjątkowy. Marek niedługo przyjedzie, spędzimy tę noc razem. Nie wszystko stracone*.
Mimo swoich dwudziestu sześciu lat Kasia wciąż była romantyczką, wierzącą w cuda. choćby po tym koszmarnym dniu miała nadzieję, iż sylwestrowa noc przyniesie jej magię.
Gdy telefon zadzwonił ponownie, drgnęła, pogrążona w marzeniach. Widząc nazwisko Marka, nabrała powietrza, by zabrzmieć energicznie.
— Cześć, kochanie — zaczęła.
— No, witaj, podrywaczko! — przerwał jej kobiecy głos. — Myślałaś, iż zostawi rodzinę dla ciebie? Zapomnij o nim, bo pożałujesz!
Słuchawka zamilkła, a w głowie Kasi zawirował wir. Rzadkie spotkania, milczenie w weekendy, dziwne przejęzyczenia Marka – wszystko układało się w ponury obraz. Powoli wlokła się w stronę przystanku, oparła się o latarnię i wpatrywała w pustkę. *Podrywaczka* — to słowo uderzało jak młot. Jej świat rozpadł się w jednej chwili. Stary rok odchodził, zabierając wszystko, w co wierzyła.
— Panno, wszystko w porządku? — głośny głos wyrwał ją z odrętwienia. Przed nią stał mężczyzna z gęstą brodą, w czerwonym płaszczu z białym futrzanym kołnierzem.
— Nie — szepnęła Kasia, ledwie powstrzymując łzy. — A pan kto?
— Święty Mikołaj, a kto by inny! — zaśmiał się. — Chodź do auta, zmarzniesz!
Ujął ją pod ramię i poprowadził w stronę samochodu. Kasia, oszołomiona, nie zdążyła zaprotestować. Auto ruszyło, a ona, ocknąwszy się, krzyknęła:
— Proszę zatrzymać! Gdzie mnie pan wiezie? Niech mnie pan wypuści!
Kierowca posłusznie zjechał na pobocze i odwrócił się do niej:
— Chciałem pomóc. Jechałem do kawiarni, zaprosić cię na gorącą herbatę. Stałaś na mrozie, jakbyś była nieprzytomna. Za chwilę Nowy Rok, a ja, wiesz… trochę jak Święty Mikołaj.
Ostatnie zdanie zabrzmiało niezgrabnie, ale nagle Kasia wybuchnęła śmiechem. Śmiech wyrwał się sam, zmywając ból tego dnia: zniszczoną sukienkę, zrujnowaną fryzurę, zdradę Marka i tego dziwnego „Świętego Mikołaja”.
— Przepraszam — wydukała przez łzy.
— Nic się nie stało — uśmiechnął się mężczyzna. — Stary rok odchodzi, zabierając ze sobą wszystko, co złe. Wszystko się ułoży. Na przykład mój najlepszy przyjaciel dziś odwołał naszą tradycyjną imprezę. Piętnaście lat chodziliśmy razem na sylwestra – i nagle koniec! Wszystko przez jego nową żonę.
Kasia poczuła ulgę. Może przez wyziębienie, a może przez to dziwne spotkanie, ale ciężar z serca opadł.
— Pewnie na pana ktoś czeka — powiedziała. — Gdzie mnie pan podwiezie?
— A mnie nigdzie nie trzeba — odpowiedziała ze smutnym uśmiechem. — W domu nikogo, sukienki nie odebrałam, fryzury nie zrobiłam. Jestem wolna jak ptak. choćby nie wiem, co robić.
— To może razem powitamy Nowy Rok? Znam jedną przytulną kawiarnię, obiecują magiczny wieczór.
— Nie odmawiam, ale najpierw wpadnę się przebrać — odparła Kasia. Nie chciała zostać sama tej nocy.
W domu gwałtownie przebrała mokre ubranie, wróciła do samochodu z uśmiechem i lekkim oczekiwaniem. W kawiarni, udekorowanej migoczącymi lampkami, wreszcie przyjrzała się swojemu towarzyszowi.
— A dlaczego pan jest przebrany za Świętego Mikołaja? — zapytała z uśmiechem.
— Oj, to długa i śmieszna historia — rozśmiał się, zdejmując płaszcz i brodę. — A tak w ogóle, to jestem Tomek.
— Kasia — wyciągnęła dłoń. — No opowiadaj, Tomek. Dziś nie miałam zbyt wiele powodów do śmiechu.
Tomek zamówił herbatę i zaczął opowiadać. Rozmowa potoczyła się lekko, a smutki rozpuściły się jak śnieg w promieniach słońca. Za oknem spadały puszyste płatki, a Nowy Rok pukał do drzwi.
Tak kończył się stary rok, zabierając ból i rozczarowanie. A Nowy Rok podarował Kasi i Tomkowi początek czegoś jasnego i prawdziwego – miłości, która narI tak, gdy zegar wybił północ, a niebo rozbłysło fajerwerkami, Kasia zrozumiała, iż czasem najpiękniejsze historie zaczynają się zupełnie przypadkiem, w najmniej oczekiwanym momencie.