Złowroga macocha

twojacena.pl 3 godzin temu

Nie pojadę! krzyknęła Jagoda i z impetem zatrzasnęła drzwi swojego pokoju.
O, królewna się znalazła! warknęła Wanda Leszczyńska, poprawiając zagnieciony szlafrok. Żyje na mojej głowie, a jeszcze dyktuje warunki.
Jagoda miała piętnaście lat. Jej ojciec zginął w wypadku dwa lata wcześniej. Choć rodzice byli rozwiedzeni, jej mama Żaneta nie poradziła sobie z żałobą: najpierw łzy, potem alkohol, potem karetka. Potem cisza. Serce stanęło.
Dziewczynki nie zabrano do domu dziecka. Zabrala ją do siebie ciotka, siostra ojca Danuta Nowak, surowa, małomówna kobieta ze srebrnym kokiem na karku. To ona załatwiła opiekę nad Jagodą. Ale po pół roku pozbyła się Jagody jak kłopotliwego kłopotu: Jagoda nie do opanowania, nie słucha, nie chce z nami mieszkać, a maż się sprzeciwia, a u Wandzi miejsce się znajdzie.
Tak Jagoda trafiła do domu macochy. Wanda Leszczyńska była drugą żoną jej ojca. Tą, przez którą mama kiedyś wylewała morze łez. Wcześniej Jagoda nienawidziła jej z daleka. A teraz przyszło jej żyć pod jednym dachem.
Będziesz jeść? warknęła Wanda, stukając łyżką w garnek.
Nie odparła dziewczyna oschle.
No to nie. Tylko chipsów nie szukaj po domu. Nie kupiłam.
Dom Wandy był stary, ale przestronny i naprawdę przytulny. Ojciec zdążył zrobić remont: kuchnia w kolorze kawy z mlekiem, salon wyklejony beżowymi tapetami, choćby kocioł nowy postawił. Ale choć przytulnie, Jagodzie i tak dziwnie chłodno było w środku.
Porozmawiajmy otwarcie, jak na rozum powiedziała pewnego dnia macocha, nie wytrzymując. Wiesz, ja ciebie nie kocham. A ty mnie nie kochasz. To wzajemne. Ale dałam twojemu tacie słowo: ciebie nie wyrzucę. Ty się będziesz uczyć, ja będę ugotować, w domu będzie czysto żyj sobie, ale nie rozkazuj tu ani nie udawaj sieroty po katastrofie. Ja też w tym życiu nieźle się namęczyłam.
Jagoda zacisnęła pięści, ale milczała.
Ja mamę ciągnęła Wanda straciłam w wieku siedmiu lat, ojciec pił. Od piętnastki harowałam na trzech posadach. A twój tatuś, między nami mówiąc, sam za mną łaził. Więc żalu za niego nie miej.
Tym stwierdzeniem sprawę zamknięto.
Od słowa do słowa, rozmowy stawały się krótsze, spojrzenia ostrzejsze. Otwartych kłótni nie było, ale napięcie w domu wisiało w powietrzu.
Pewnego dnia Jagoda wróciła ze szkoły, zobaczyła na stole kartkę i skamieniała:
> Jadę do siostry do Kielc. Wrócę za tydzień. Pieniądze na stole. Kup ziemniaki, gotuj sobie sama. Nie zapomnij, kot jeść musi o stałej porze. W.
Żadnego całuję, trzymaj się, nie tęsknij. Po prostu: kot, kartofle i rozkład. Jagoda poczuła się choćby dotknięta.
Nagle zrozumiała, jak tu pusto. Telewizor wyłączony, czajnik zimny, choćby kurz nie zdążył się jeszcze osadzić na parapecie. Po raz pierwszy od całej tej sytuacji poczuła strach.
A jeżeli nie wróci? Co ja wtedy zrobię? szepnęła do pustki.
Jagoda poszła do pokoju Wandy, zajrzała do szafy, do szuflady Znalazła zdjęcia. Oto mała Wanda z warkoczykami. Tamta już jako dziewczyna w białym fartuchu. A tutaj z jej ojcem. I z nią, z Jagodą, jeszcze malutką, trzyletnią na rękach. A na twarzy Wandy był wtedy prawdziwy uśmiech.
Jagoda usiadła na skraju łóżka i, sama nie wiedzieć czemu, zapłakała. Pomieszało jej się w duszy wszystko: ból, uraza i strach.

Dni bez Wandy Leszczyńskiej płynęły powoli, ale jakoś nadzwyczajnie swobodnie.
Jagoda puszczała muzykę, jadła prosto z garnka, wylegiwała się z kotem na kanapie. Jednak choćby w tej leniwej niezależności pojawiło się dziwne uczucie iż czegoś jej brakuje. Albo kogoś.
Czwartego dnia zrobiło się jej nudno. Piątego nieswojo.
Szóstego dnia Wanda już wróciła.
Jagoda siedziała w kuchni i odrabiała lekcje, gdy trzasnęły drzwi wejściowe.
Ten twój kot oszalał krzyknęła Wanda z progu. Miauczy, jakby operę śpiewał. Karmiłaś go chociaż?
Tak, o swojej porze burknęła Jagoda, wstając.
Ale spojrzawszy na macochę, zastygła. Wyglądała na zmęczoną. Torby ciężkie, twarz blada, a w rękach koperta.
Patrz, co ci przywiozłam powiedziała niespodziewanie łagodnie Wanda i podała jej kopertę. Jest tam coś o twojej matce.
Jagoda podskoczyła:
O mamie?
Twoja mama miała siostrę. Wyszła za Łotysza i wyjechała. Sama cię szukała, ale W Kielcach się z nią spotkałam. Zostawiła dla ciebie list i zdjęcie. Mówi, iż jeżeli zechcesz możesz do niej napisać.
Jagodzie zaczęły się trząść palce. Roz
Obiad jadły w milczeniu, ale gdy Alicja niechcący mlasnęła z zadowolenia przy łyżce barszczu, Łucja nagle chrząknęła i szorstko podsunęła jej słoik śmietany, marszcząc nos, jakby ktoś kazał jej dźwigać fortepian, a w jej drobnych szarych oczkach migotał jednak ciepły, niepewny błysk, zupełnie jakby próbowała ukryć płatki śniegu we wrzątku.

Idź do oryginalnego materiału