Znalazłam życie osobiste, a córka nazwała mnie szaloną i zabroniła spotkań z wnuczką

twojacena.pl 5 godzin temu

Całe życie poświęciłam córce, a później wnuczce. Ale chyba zapomniały, iż ja też mam prawo do szczęścia, nie tylko one. Wyszłam za mąż bardzo młodo, w wieku dwudziestu jeden lat. Mój mąż, Marek, był spokojnym człowiekiem, prawdziwym pracusiem. Pewnego dnia dostał propozycję wyjazdu w delegację na dwa tygodnie – niby dobra okazja, przewóz towaru do innego województwa.

Nigdy nie wrócił. Do dziś nie wiem, co się wtedy stało. Po prostu pewnego dnia zadzwoniono i powiedziano mi, iż Marka już nie ma. Zostałam sama z dwuletnią córeczką, kompletnie zagubiona. Rodzice męża dawno nie żyli, a moi mieszkali w innym mieście. Nie wiedziałam, jak sobie poradzić i zapewnić dziecku byt.

Na szczęście po Marku dostałyśmy z córką jego kawalerkę. Gdyby nie to, nie wiem, jak byśmy sobie poradziły. Jestem nauczycielką z wykształcenia, więc na początku próbowałam udzielać korepetycji w domu, ale trudno uczyć, gdy wokół biega i płacze małe dziecko.

Nie mogłam znaleźć normalnej pracy przez małą Iwonkę. Jak zostawić dwulecie samo na cały dzień? Mama pojawiła się pewnego dnia, zobaczyła moją rozpacz – i zabrała Iwonę do siebie. Prawie dwa lata mieszkała z dziadkami, a ja harowałam bez przerwy. Pracowałam w szkole, dorabiałam, prowadziłam lekcje prywatne.

W weekendy jeździłam do córki. Każde pożegnanie bolało jak otwarta rana. Potem była kolejka do przedszkola – bałam się, iż znów będę musiała siedzieć na zwolnieniach, ale na szczęście Iwonka była zdrowa i rzadko chorowała. Z czasem zostałyśmy we dwie. Potem szkoła, potem studia.

Pracowałam ponad siły, żeby miała najlepsze buty, spódnicę, bluzkę. Praktycznie nigdy nie pracowałam w jednym miejscu – zawsze dwa, a czasem trzy. Ale kiedy Iwona skończyła naukę i znalazła pracę, wreszcie odetchnęłam. I jednocześnie przeżyłam szok – bo teraz już nikomu nie byłam potrzebna.

Nie musiałam już łapać się każdej dodatkowej pracy. Organizm zaczął odmawiać posłuszeństwa, a z przyjaciół został mi tylko kot. Córka czasem przyjeżdżała w weekendy, ale siedzieć cały dzień z samotną matką? To nie było w jej planach. Czułam się porzucona. Wszystko zmieniło się po narodzinach mojej wnuczki Kingi.

Na kilka miesięcy przed jej przyjściem na świat przeprowadziłam się do córki i jej męża – Darka. Zakupy, sprzątanie, przygotowania do porodu – wszystko spadło na mnie. A potem, gdy Iwona wróciła do pracy, całkowicie przejęłam opiekę nad malutką. Ale nie narzekałam – wręcz przeciwnie, znów czułam się potrzebna.

W tym roku Kinga poszła do szkoły. Po lekcjach zabierałam ją do siebie, karmiłam, odrabiałyśmy lekcje, chodziłyśmy do parku albo na zajęcia dodatkowe. Tam, w parku, poznałam Krzysztofa. On też spacerował z wnuczką. Rozgadaliśmy się. Krzysztof wcześnie owdowiał, tak jak ja, i teraz pomagał córce w wychowaniu dziewczynki.

Gdy go poznałam, nie miałam żadnych oczekiwań. Ani razu od śmierci męża nie byłam na randce, na kolacji. Najpierw – małe dziecko, potem – praca. Po narodzinach wnuczki z dumą nazywałam się babcią. A czy babcie mają adoratorów? Okazało się, iż mają. Krzysztof przypomniał mi, iż wciąż jestem kobietą.

Pierwsza wiadomość od niego z propozycją spotkania we dwoje była dla mnie szokiem. Z nim zaczęło się moje nowe życie. Chodziliśmy do kina, teatru, jeździliśmy na festiwale, wystawy. Znów poczułam smak życia.

Niestety, moja córka przyjęła to z niechęcią. Wszystko zaczęło się od zwykłego telefonu w sobotni poranek:

— Mamo, przyjedziemy z Kingą, posiedzisz z nią w weekend?

— Przepraszam, kochanie, ale mam już plany. Nie ma nas w mieście. Następnym razem powiedz wcześniej – na pewno posiedzę.

Iwona burknęła coś pod nosem i się rozłączyła. W poniedziałek wróciliśmy z Krzysztofem do domu. Byłam w świetnym humorze, pełna energii. choćby Kinga zauważyła, jak mi się oczy świecą. Wszystko było spokojne do piątku, aż znów zadzwoniła:

— Znajomi nas zaprosili, mogę zostawić Kingę?

— Umawiałyśmy się – dawać znać wcześniej. Mam wszystko zaplanowane.

— Znowu włóczysz się z tym twoim Krzysztofem?! On ci zupełnie mózg wywrócił! — krzyknęła.

— Iwona, co ty pleciesz? — próbowałam ją uspokoić.

— Zupełnie zapomniałaś o Kindze! Mówiłaś, iż nie potrzebujesz własnego szczęścia. A teraz co? Wszystko się zmieniło?

— Tak, zmieniło się! Znów żyję. Chciałabym, żebyś mnie zrozumiała – jako kobieta kobietę.

— A Kinga ma cię jak rozumieć? Wymieniłaś ją na jakiegoś faceta?!

— Co ty wygadujesz?! przez cały czas jestem z nią przez większość czasu. Po prostu przeproś za swoje słowa – i zapomnijmy o tym.

— Ja mam przepraszać?! Ty chyba oszalałaś. Nie zostawię już z tobą Kingi. Najpierw się ogarnij – potem pogadamy, — rzuciła Iwona i rozłączyła się.

Po tym rozmowie rozpłakałam się. Boleśnie, do szpiku kości. Tak się starałam, całe życie żyłam dla nich. A gdy przyszła moja kolej – po prostu mnie skreśliły. Tak po prostu. Za to, iż w końcu pozwoliłam sobie być szczęśliwa.

Mam nadzieję, iż Iwona ochłonie. Zadzwoni. Zrozumie. Bo nie wyobrażam sobie życia bez niej i bez Kingi.

Idź do oryginalnego materiału