Wyobraź sobie, iż jesteś w obcym mieście i nagle dopada cię nagła potrzeba. Nerwowo rozglądasz się po okolicy, aż w końcu wpadasz do pierwszej lepszej restauracji, choć wcale nie masz zamiaru niczego tam zamawiać. Dla ciebie to chwila wytchnienia, dla właściciela kłopot, który powtarza się niemal codziennie. W wielu turystycznych miejscowościach takie sceny to norma. Choć wydają się błahostką, to jak tłumaczy ekspertka z branży gastronomicznej, koszty wizyt "gości z ulicy" potrafią urosnąć do rangi realnego obciążenia finansowego.
REKLAMA
Zobacz wideo Słupsk. Jedno z ciekawszych miast Pomorza. Co zobaczyć?
Co robić, gdy nie ma toalety publicznej? Wielu wybiera restauracyjną łazienkę
Dla wielu osób restauracyjna toaleta staje się łatwiejszą opcją niż szukanie miejskiego WC. Właściciele muszą więc radzić sobie z falą przechodniów, którzy zaglądają do lokali tylko w jednym celu. Edyta Okroj-Wierzbicka, CEO Akademii Gastronomii jasno opisuje, jak to wygląda w Sopocie i innych wakacyjnych kurortach.
Do restauracji wchodzą tłumnie nie klienci, a ludzie z ulicy - prosto z plaży, z deptaka, z imprez miejskich. Nie zostawiają w lokalu ani złotówki
- czytamy na stronie esopot.pl. Skutki są łatwe do przewidzenia. Kolejki do toalety tworzą się błyskawicznie, a faktyczni goście restauracji zostają zepchnięci na dalszy plan.
Obsługa, zamiast zajmować się serwisem, musi reagować i sprzątać na bieżąco. Zalane podłogi, piasek nanoszony z plaży, zapchane muszle i śmieci porzucone w kabinach to codzienność, która obciąża lokal nie tylko finansowo, ale także organizacyjnie. W godzinach szczytu toaletowy chaos potrafi całkowicie zaburzyć rytm pracy lokalu: kelnerzy biegają między stolikami a łazienką, kuchnia czeka, goście patrzą na zegarek, a atmosfera robi się nerwowa. To jednak tylko część problemu.
Toaleta (zdjęcie ilustracyjne)Fot. Tomasz Pietrzyk / Agencja Wyborcza.pl
Kradzieże w restauracjach stają się plagą. Odwiedzający robią to nagminnie
Branża gastronomiczna coraz częściej mówi otwarcie o kradzieżach z restauracyjnych łazienek. Złodziei kuszą rolki papieru, mydło, odświeżacze powietrza oraz dekoracje.
W niektórych lokalach "znikają" choćby dozowniki
- wyjaśniła ekspertka. Właściciele, którzy chcą zadbać o detale i stworzyć przyjemne warunki, inwestują w zapachowe patyczki czy tzw. koszyki ratunkowe z podpaskami, chusteczkami czy igłą z nitką. Tyle iż często po kilku godzinach nie zostaje po nich najmniejszy ślad.
Takie sytuacje oznaczają podwójną stratę. Lokal ponosi wymierne koszty zakupu, a przy okazji ryzykuje reputacją. Gość, który przyszedł na kolację i trafił do zdewastowanej toalety, raczej nie wróci i podzieli się historią dalej. Dlatego coraz częściej wprowadza się zabezpieczenia, takie jak zamki na kod, klucze wydawane przy rachunku czy tabliczki "tylko dla gości", które bulwersują przechodniów. Ale, jak podkreślają restauratorzy, to tylko doraźne rozwiązania. Prawdziwego lekarstwa na problem wciąż brakuje, a toaleta coraz częściej zamienia się w miejsce, gdzie gastronomiczny biznes traci najwięcej. Czy korzystasz z restauracyjnych toalet, nie będąc klientem? Zapraszamy do udziału w sondzie oraz do komentowania.