Zostałam zwolniona z powodu wieku. Na pożegnanie podarowałam wszystkim kolegom róże, a szefowi zostawiłam teczkę z wynikami mojego tajnego audytu.

polregion.pl 6 godzin temu

Zostałam zwolniona pod pretekstem wieku. Na pożegnanie podarowałam wszystkim kolegom różowe róże, a w szufladę zostawiłam teczkę z wynikami mojego tajnego audytu.
Jadwigo, musimy się rozstać.

Grzegorz powiedział to z tą samą paternalistyczną miękkością w głosie, którą włączał, gdy szykował się do kolejnej podstępnej sztuczki.

Oparł się o oparcie swojego masywnego fotela, splatając palce na brzuchu.

Zdecydowaliśmy, iż firmie potrzebny jest świeży spojrzenie. Nowa energia. Rozumiesz.

Patrzyłam na niego, na jego zadbane oblicze, na drogi krawat, który sama mu pomogłam wybrać na zeszłoroczny bankiet firmowy.

Rozumiem? O tak. Doskonale rozumiałam, iż inwestorzy zaczęli rozmawiać o niezależnym audycie i on pilnie potrzebował pozbyć się jedynego człowieka, który widział pełen obraz. Mnie.

Rozumiem odpowiedziałam spokojnie. Nowa energia to Kasia z recepcji, która myli debet z kredytem, ma dwadzieścia dwa lata i śmieje się z wszystkich twoich żartów?

Grzegorz zmarszczył brwi.

Nie chodzi o wiek, Jadwigo. Po prostu twoje podejście trochę się zestarzało. Stęskniamy się w miejscu. Potrzebny jest przełom.

Przełom. To słowo powtarzał od pół roku. Budowałam tę firmę od podstaw razem z nim, kiedy wpychaliśmy się w ciasny gabinet z obgryzionymi ścianami.

Teraz, gdy biuro stało się lśniące, wydawało mi się, iż już nie pasuję do wystroju.

Dobrze wstałam lekko, czując, jak wewnątrz wszystko się kurczy. Kiedy zwolnić mój stół?

Mój spokój chyba go zaskoczył. Liczył na łzy, wymówki, skandal. Cokolwiek, co dałoby mu prawo poczuć się wielkodusznym zwyciowy.

Możesz dziś. Nie spiesz się. Dział kadr przygotuje dokumenty. Odprawa, wszystko jak trzeba.

Kiwnęłam głową i ruszyłam w stronę drzwi. Gdy już chwyciłam klamkę, odwróciłam się.

Wiesz, Grzegorzu, masz rację. Firmie naprawdę potrzebny jest przełom. A ja pewnie go zapewnię.

On nie zrozumiał, tylko uśmiechnął się pobłażliwie.

W sali konferencyjnej, gdzie pracowało około piętnastu osób, unosiła się napięta atmosfera. Wszyscy wszystko widzieli.

Kobiety wstydliwie odwracały wzrok. Podszedłam do swojego biurka. Na nim stała już kartonowa pudło.

Cicho zaczęłam pakować swoje rzeczy: zdjęcia dzieci, ulubioną filiżankę, stertę branżowych czasopism. Na dno pudełka włożyłam mały bukiecik konwalii od syna przyniósł mi je wczymś wczoraj po prostu tak.

Potem wyjęłam z torby przygotowane wcześniej dwanaście czerwonych róż po jednej dla wszystkich pracownika, który był ze mną przez te lata. I grubą czarną teczkę na szpilkach.

Przeszłam po biurze, wręczając każdemu po kwiatku. Mówiłam krótkie, proste słowa wdzięczności. Ktoś mnie przytulił, ktoś zapłakał. To było jak pożegnanie z rodziną.

Kiedy wróciłam do biurka, w rękach została tylko teczka. Wzięłam ją, przeszłam obok zakłopotanych twarzy kolegów i znów ruszyłam do gabinetu Grzegorza.

Drzwi były otwarte. Rozmawiał przez telefon i śmiał się.

Tak, stara gwardia odchodzi Tak, czas iść dalej

Nie zapukałam. Po prostu weszłam, podeszłam do jego biurka i położyłam teczkę na jego dokumentach.

Spojrzał na nią zdziwiony i przyłożył dłoń do słuchawki.

Co to takiego?

To, Grzegorzu, mój pożegnalny prezent. Zamiast kwiatów. Tu są wszystkie twoje przełomy z ostatnich dwóch lat.

Z liczbami, rachunkami i datami. Myślę, iż przyjdziesz je przejrzeć w wolnym czasie. Zwłaszcza rozdział o elastycznych metodologiach wypłaty środków.

Odwróciłam się i wyszłam. Czułam, jak jego wzrok najpierw przeczesuje teczkę, a potem mnie.

Rzucił coś do słuchawki i przerwał rozmowę. Nie odwracałam się.

Szłałam przez całe biuro z pustym pudłem w rękach. Teraz wszyscy na mnie patrzyli.

W ich spojrzeniach było połączenie strachu i tajemniczego podziwu. Na każdym biurku stała moja czerwona róża. Wyglądało to jak pole maku po walce.

Tuż przy wyjściu dogonił mnie główny informatyk Sergiusz. Cichy chłopak, którego Grzegorz traktował po prostu jako funkcję.

Rok temu, kiedy Grzegorz próbował nałożyć na niego wysoką karę za awarię serwera, którą sam spowodował, przyniosłam dowody i uratowałam go. Nie zapomniał.

Jadwigo, jeżeli będziesz czegoś potrzebować jakichkolwiek danych kopii w chmurze wiesz, jak mnie znaleźć.

Kiwnęłam wdzięcznie. To był pierwszy głos oporu.

W domu czekali na mnie mąż i syn-student. Zobaczyli pudełko w moich rękach i wszystko zrozumieli.

No i jak, zadziałało? zapytał mąż, odbierając pudełko.

Ziarno posiane odpowiedziałam, zdejmuąc buty. Teraz czekamy.

Mój syn, przyszły prawnik, objął mnie.

Mamo, jesteś niesamowita, sprawdziłem jeszcze raz wszystkie dokumenty, które zebrałaś. Tam nie ma szans. Żaden audytor nie da się podkraść.

To właśnie syn pomógł mi uporządkować cały chaos podwójnej księgowości, który potajemnie gromadziłam ostatni rok.

Cały wieczór czekałam na telefon. Nie dzwonił. Wyobrażałam sobie, jak siedzi w swoim gabinecie, przewraca kartkę po kartce, a jego zadbane oblicze stopniowo szarzeje.

Telefon zadzwonił o jedenastej wieczorem. Włączyłam głośny tryb.

Jadwigo? w jego głosie nie było już żadnej dawnej miękkości, tylko słabo ukryta panika. Przejrzałem twoje dokumenty. To żart? Szantaż?

Po co tak brutalnie, Grzegorzu? odpowiedziałam spokojnie. To nie szantaż. To audyt. I prezent.

Wiesz, iż mogę cię zniszczyć? Za zniesławy! Za kradzież dokumentów!

A wiesz, iż oryginały tych papierów nie są już w moim posiadaniu? I iż jeżeli coś się stanie mnie lub mojej rodzinie, te dokumenty trafią pod kilka bardzo ciekawych adresów? Na przykład do urzędu skarbowego.

A także do twoich głównych inwestorów.

Po drugiej stronie linii zapanował głuchy szmer.

Czego chcesz, Jadwigo? Pieniędzy? Powrotu na stanowisko?

Chcę sprawiedliwości, Grzegorzu. Żebyś zwrócił każdą złotówkę, którą ukradłeś firmie. I żebyś odszedł w ciszy.

Zwariowałaś! wykrzyknął. To moja firma!

To była NASZA firma powiedziałam stanowczo. Dopóki nie uznałeś, iż twój portfel jest ważniejszy. Masz czas do jutra rano.

O dziewiątej czekam na wiadomość o twojej rezygnacji. jeżeli nie przyjdzie teczka wyruszy w podróż. Dobranoc.

Rozmowę zakończyłam, nie słysząc jego duszących przekleństw.

Następnego ranka wiadomość nie nadeszła. O 9:15 w mojej skrzynce pojawił się email od Grzegorza.

Pilne zebranie całego zespołu o 10:00. I notatka specjalnie dla mnie: Przyjdź. Zobaczymy, kto kogo. Postanowił zagrać na całą stawkę.

Co będziesz robić? zapytał mąż.

Oczywiście, pójdę. Nie mogę przegapić premiery własnego filmu.

Włożyłam najładniejszy garnitur. O 9:55 weszłam do biura. Wszyscy już siedzieli w sali konferencyjnej.

Grzegorz stał przy wielkim ekranie. Gdy mnie zobaczył, uśmiechnął się jak drapieżnik.

A oto nasza gwiazda. Proszcze, Jadwigo, usiądź. Wszyscy chcą posłuchać, jak dyrektorka finansowa, oskarżona o nieprofesjonalizm, próbuje szantażować zarząd.

Zaczął swoją przemowę, teatralnie mówiąc o zaufaniu, które rzekomo zdradziłam. Machnął moją teczką jak flagą.

Oto ona! Kolekcja wymysłów od osoby, która nie chce przyznać, iż jej czas minął!

Zespół milczał. Ludzie spuszczali oczy. Wstydzili się, ale bali się. Czekałam, aż zrobi przerwę, by napić się wody, i w tym momencie napisałam Sergiuszowi jedno słowo: Start.

W tej samej chwili ekran za Grzegorzem przygasł, a potem pojawił się skan przelewu.

Płatność za wymyślone usługi konsultingowe dla jednorazowej firmy, wystawionej na jego teściową.

Grzegorz zamarł. Na ekranie zaczęły dokumenty: rachunki za jego prywatne podróże, kosztorysy remontu letniej rezydencji, zrzuty ekranu korespondencji z detalami o procentach łapówek.

Co to wszystko? wymamrotał.

To, Grzegorzu, nazywa się wizualizacja danych powiedziałam wyraźnie i głośno, podnosząc się. Mówiłeś o przełomie?

Oto przełom firmy w stronę oczyszczenia z kradzieży. Mówiłeś, iż moje podejście jest przestarzałe? Może. Jestem naprawdę staromodna, bo uważam, iż kraść nie można.

Odwróciłam się do kolegów.

Nie proszę was o wybór strony. Pokazałam po prostu fakty. Wnioski wyciągnijcie sami.

Położyłam telefon na stole.

A tak przy okazji, Grzegorzu, wszystko to w czasie rzeczywistym jest wysyłane na maile naszych inwestorów. Myślę, iż zwolnienie to najłagodniejsze, co cię czeka.

Grzegorz patrzył na ekran, potem na mnie. Jego twarz poszarzała. Cały patos zniknął, pozostawiając małego, przerażonego człowieka.

Odwróciłam się i wyszłam.

Pierwszy wstał Sergiusz. Potem Olga, nasza najlepsza menedżerka sprzedaży, którą Grzegorz ciągle poniżał. Za nią podszedł Andrzej, analityk, którego raporty Grzegorz przywłaszczał.

Nawet cicha Marzena z księgowości ta, co nie raz płakała z powodu drobnych uwag Grzegorza podeszła. Nie szły za mną. Szły od niego.

Po dwa dni zadzwonił do mnie nieznajomy mężczyzna. Przedstawił się jako menedżer kryzysowy, wynajęty przez inwestorów.

Suche poinformował: Grzegorz zawieszony, w firmie kontrola. Podziękówił za dostarczone informacje. Zaproponował mi powrót, by stabilizować sytuację.

Dziękuję za propozycję odpowiedziałam. Ale wolę zbudować coś nowego, niż sprzątać gruz starego.

Pierwsze miesiące były ciężkie. Pracowaliśmy w ciasnym wynajętym biurze, który bardzo przypominał początek naszej drogi.

Ja, mąż, syn, Sergiusz i Olga pracowaliśmy po 12 godzin dziennie. Nazwa naszej firmy konsultingowej Audyt i Ład oddawała rzeczywistość.

Szukaliśmy pierwszych klientów i udowadnialiśmy kompetencje nie słowami, a wynikami.

Czasem przejeżdżam obok starego biura. Tam już inna szyld. Firma nie wytrzymała ani przełomu, ani skandalu.

Nie zwolniono mnie z powodu wieku. Zwolniono mnie, bo byłam lustrem, w którym Grzegorz widział swoją chciwość i nieudolność. Chciał po prostu rozbić to lustro. Zapomniał, iż odłamki ranią o wiele głębiej.

Idź do oryginalnego materiału