Zwyciężeni przez wolność: opowieść o małej buteleczce

newsempire24.com 2 dni temu

POKONANI PRZEZ WOLNOŚĆ: HISTORIA JEDNEGO FLAKONIKA

Z Oskarem znamy się od lat, ale prawdziwa przyjaźń narodziła się dopiero kilka lat temu. Obaj przeżywaliśmy wtedy ciężkie rozwody – każdy swój drugi. Nie upijaliśmy się, wręcz przeciwnie: sport, rowery, poranne biegi. Mężczyzn nie łączy alkohol – łączy ich wolność. I strach przed utratą jej ponownie.

Oskar wyszedł z małżeństwa poturbowany, jakby nie sąd, a walec po nim przejechał. Jego była urządziła prawdziwą bitwę o majątek, emocje i każdy łyżeczkowy serwis. U mnie poszło łagodniej, ale też bez oklasków. Wyzwoliliśmy się mniej więcej w tym samym czasie, jakby zrzuciliśmy z pleców betonowe worki.

Dobrze pamiętam ten wieczór, gdy jechaliśmy z Oskarem alejkami Parku Łazienkowskiego na rowerach, a on nagle puścił kierownicę, rozłożył ręce i krzyknął na całą okolicę:

— WOL-NO-ŚĆ!

Podwórkowe psy szczekały, babcie się żegnały, a my śmialiśmy się jak dwaj uciekinierzy z psychiatryka. Ale to było szczęście. Czyste, głośne, szczere.

Rok żyliśmy jak na wolności: bez zobowiązań, bez marudzenia, bez domowej rutyny. Chudliśmy, młodnieliśmy, wstawaliśmy o świcie. Okazało się, iż życie rodzinne nie tylko postarza duszę – ale i utucza ciało. A wolność leczy.

Pewnego wieczoru wpadłem do Oskara – kupił nowy rower, chciał pochwalić. Majsterkowaliśmy w przedpokoju, łańcuch był w smarze, więc poszedłem się umyć w łazience. I tam – ona. Małe, różowe pudełeczko na półce. Kosmetyk. Damski.

— Oskar! — krzyknąłem podejrzliwie. — Co to za czary-mary?!
— A! To Krysi. — odparł, jakby to było najnormalniejsze na świecie.

— Jaką Krysi?

— No, nie mówiłem ci? Poznałem dziewczynę… Krystyna, prawniczka, dużo pracuje. Czasem zostaje na noc. No i zostawiła swoje rzeczy. Żeby nie nosić tam i z powrotem.

Zaciąłem usta:

— Zaczyna się…

— Co się zaczyna?

— Inwazja. To pierwszy objaw. Jak w „Obcych”: najpierw kropla, potem śluz, a na końcu – potwór rozrywający ci klatkę piersiową.

Oskar się śmiał. Ja – nie. Bo wiedziałem: kobiety nie szturmują, one otulają. Nie muszą krzyczeć i łamać – wpełzają w życie mężczyzny jak dym pod drzwi. Najpierw pudełeczko. Potem szczotka. Potem kapcie. Potem ona.

Tydzień później zaprosił mnie, żeby ją poznać. Krysia – piękna, spokojna, w eleganckich kolczykach i drogim kaszmirowym swetrze. Poczęstowała nas makaronem i pizzą z ananasem. Gdy myłem ręce, zobaczyłem w łazience już dwie szczoteczki – i jeszcze jeden flakonik. Tylko prychnąłem: „Wirus się rozprzestrzenia.”

A potem przyszedł wieczór, gdy Oskar nie pojechał ze mną na przejażdżkę.
— Dziś nie dam rady — powiedział.
Przyjechałem sam, wkurzony, zdeterminowany, chciałem go wyrwać z tej pułapki.

Otworzył mi w szlafroku. Szlafrok! U faceta, który jeszcze miesiąc temu chodził w szortach i adidasach na gołą stopę!
— Leszek, mogłeś chociaż zadzwonić…

Z sypialni dobiegło:

— Oskar, kto tam?

— To… Leszek. Pompy szukał…

Poszedłem umyć ręce. I zrozumiałem: łazienka już nie była jego. Piana do golenia i pasta zepchnięte w kąt. A dookoła – różowy świat w flakonikach. I kolczyki na półce. Zwycięstwo było totalne.

Później przyjechałem pomóc z meblami. Montaż, śrubki, półki, szafa. Krysia chodziła z głosem dowódcy:
— To na balkon. To do wyrzucenia. I to też wynieść.
Oskar próbował protestować. Bezskutecznie. W pewnym momencie odwróciła się do mnie i spytała:
— A tobie rower by się nie przydał? U nas tylko miejsce zajmuje.

I tak to się kończy. Wolność nie poddaje się z krzykiem. Umiera cicho – pod szelest sukienki i zapach balsamu. Kobieta przychodzi – i odbija centymetr po centymetrze: półeczkę, haczyk, parapet, szafę. Potem – duszę.

Minął rok. Z Oskarem od czasu do czasu wymienialiśmy wiadomości. Rower pokrył się kurzem. Odpowiadał coraz rzadziej. Jeździłem już sam. Smutno. Ale wolno.

A potem i do mnie przyszła Ona. I po miesiącu – nieśmiałe pytanie:
— Mogę zostawić u siebie krem?

I nie powiedziałem „nie”. Uśmiechnąłem się. Jak idiota. Bo już się zakochałem.

Teraz już wiem. Flakonik stoi. Forma wrogiej inwazji identyczna.

Jestem stracony. Koniec.
Żegnaj, wolności.

Idź do oryginalnego materiału