Ależ rozumiesz, Aluś, iż na takich, jak ty, nie wyjdzie się za mąż rzekł spokojnie Andrzej Wójcik. Są kobiety do miłości i przyjemnych chwil, a są te, które zachowują się do ślubu. Niestety, ty nie należysz do pierwszej grupy.
Co we mnie ci nie pasuje, Andrzeju? Gotuję wyśmienicie, wyglądam znakomicie, w domu porządek. Czy jako kobieta ci się nie podobam? Aluś spojrzała zdumiona na mężczyznę, którego uważała za ukochanego.
To właśnie jest problem! Już jesteś zepsuta. Zrozum: takich jak ty nie biorą za żony. Spotyka się z nimi bez zobowiązań. A poślubia się dziewczęta cnotliwe, w których jesteś pierwsza. Żeby była gotowa myć mu stopy i pić z jego wody, jak w przysłowiu. Andrzej, zadowolony z ostatniego zdania, odwrócił się do ściany i ziewnął.
Tydzień wcześniej Aluś siedziała w kawiarni przy Starowiście z przyjaciółkami i snuła plany: Życie się ustala. Mam trzydzieści lat nie dziewczyna już, ale kariera, mieszkanie, samochód, wyglądam świetnie. Można się ożenić i mieć dzieci!. Co więcej, miał już kandydata jak z bajki. Andrzej: nigdy nie był żonaty, mieszkał osobno, choć mieszkanie kupił sąsiadowi z mamą. Czternaście lat różnicy, przystojny, zadbany, prawie bez złych nawyków i z poważnym stanowiskiem. Same szczęście.
Poznali się w pracy Andrzej przyszedł do niej na wizytę w gabinecie dentystycznym, a wyszedł już zakochany. Aluś wtedy pracowała w przychodni i w prywatnej klinice, więc brakowało jej czasu prywatnego. A on przyniósł kwiaty, nie byle róże, a piwonie. W lutym! Restauracja I wszystko zakręciło się.
Jedyną wątpliwość budził fakt, iż po dwóch latach związku nie było jeszcze pierścionka. Przyjaciółki szeptały: Czas, Aluś, do ślubu. Ona sama to czuła. Dlatego odważyła się porozmawiać. Przed snem podniosła temat i usłyszała, iż jest zepsuta, nie do małżeństwa.
W głowie nie mogło się zmieścić. Co on sobie pozwala?! Następnego wieczoru Aluś znów spotkała się z przyjaciółkami w kawiarni potrzebowała rady.
Wyobraźcie sobie, dziewczyny zaczęła Aluś on powiedział, iż już nie jestem taka! Że na takich nie wyjdzie się za mąż!
Na serio?! zdziwiła się Katarzyna. Jesteś piękna, mądra, samodzielna!
Twierdzi, iż poślubia się tylko cnotliwe. A ja, mówi, jestem trzeciego gatunku wadliwa. Co mam teraz zrobić? Poza tym jest inteligentny, ma pieniądze, w łóżku wszystko w porządku.
Aluś, odrzuć go, zanim zniszczy ci poczucie własnej wartości westchnęła Lidia.
A jeszcze lepiej dodała Katarzyna przywieź go do nas! My z Borysem właśnie obchodzimy dziesięciolecie małżeństwa! Niech zobaczy, czym jest rodzina.
Zdecydowano: zaprosić go. Andrzej, który zwykle nie lubił takich spotkań, nagle się zgodził i choćby sam usiadł za kółkiem. Aluś już przewidywała przyjemny odpoczynek z przyjaciółkami w końcu nie ona będzie prowadzić powrót.
Na wsi pod Krakowem w domu Katarzyny i Borysa panował domowy klimat: dzieci, kiełbaski z grilla, ptaszki, a piesek Szpryczek biegł, jakby miał niewidzialną baterię. Uczta trwała od południa do wieczora. Starsi rozeszli się, dzieci zasnęły. Przy stole zostali swoi przyjaciółki, gospodarze i Andrzej. Pili herbatę z jagodowym ciastem i rozmawiali. Wtedy Andrzej znów podjął temat:
Powiedzcie mi, Kasiu, dlaczego Aluś wciąż nie jest mężatką? Wy już dziesięć lat w małżeństwie.
No wiesz, nie każdy miał szczęście zakochać się na trzecim roku, tak jak ja wzruszyła ramionami Katarzyna. Aluś wtedy się uczyła, pracowała, nie miała czasu.
Czy wyszłaś za mąż jako cnotliwa?
Co ty! roześmiała się Katarzyna. My z Borysem od pierwszego roku razem!
Ale on był pierwszy?
A wy chcecie dowodu w paszporcie? zirytował się Borys. Moja żona stała się żoną, i tyle.
Widzicie! To znaczy, iż była czysta. To szacunek. A poślubić kobietę, która już miała kilku? To hańba dla rodziny!
A co to za ród, iż musicie być bez przeszłości? zaśmiała się Lidia. Dlaczego wtedy dawałeś Aluś nadzieję?
Nic nikomu nie obiecałem wzruszył ramionami Andrzej. Twoja przyjaciółka powinna sama rozumieć: jest kobietą drugiego gatunku. Do małżeństwa z nią potrzebne są poważne powody, których nie widzę.
Czyli ja jestem trzeciego gatunku, rozwiedziona z dzieckiem uśmiechnęła się Lidia. Szkoda ci, człowieku. Ciebie i twojego rodu.
Jak ty rozmawiasz z kobietami w moim domu? wstał Borys. Gatunki u niego! Sam jesteś przeterminowany śledź! Chwycił Andrzeja i wyciągnął go na podwórko. Nie było to trudne miał dwa metry wzrostu, krzepki.
Zwijaj się stąd! Nie dam zepsuć święta. Gdyby nie dziewczyny, dawno byśmy cię już wcisnęli. Nie jesteś naszym gościem.
Aluś, jadę. Zostajesz ze mną, czy zostajesz? rzekł dumnie Andrzej, chwytając torbę.
Aluś, rozbawiona do łez, nie mogła odpowiedzieć. Andrzej, nie czekając na wsparcie, szczelnie zamknął furtkę i odjechał.
No, Borysie, dzięki chichotała Aluś. To koniec! Żadnego mężczyzny więcej! choćby przeterminowanego!
To był zły pomysł, rozjaśniać go na temat małżeństwa uśmiechnęła się Katarzyna. Ale jakiż to był charakter! Dziewczyny, słyszycie? Ja pierwszy gatunek! A wy jak już się skończyło.
Żartów wystarczyło na cały wieczór. Potem Lidia odwieźła Aluś do domu. Życie wróciło do zwykłych przyjęć pacjentów i wypełniania kart chorób. Andrzej już nie dzwonił.
Aluś, zostawiłaś list na recepcji.
Dziękuję, Aniu, przejrzę później.
Po zakończeniu przyjęcia Aluś otworzyła kopertę. Wewnątrz było .






