**Artystka**
Alicja wsiadła do wagonu warszawskiego metra i osunęła się na siedzenie. Po co adekwatnie założyła te buty na obcasie? A no dlatego, iż w każdym wieku kobieta powinna wyglądać jak kobieta.
Przejrzała się w ciemnej szybie naprzeciwko. Nieźle, naprawdę nieźle. *„Zwłaszcza gdy się wyśpisz, nałożysz tonę makijażu i spojrzysz nie w lustro, a w przyciemnioną szybę”*, mruknął w myślach jej wewnętrzny głos.
*„Tak, oczy smutne. Pewnie ze zmęczenia”*. Odwróciła wzód od odbicia. *„Trzeba jednak ubierać się odpowiednio do wieku, chociaż zrezygnować z obcasów”*, postanowiła. *„Och, żeby tylko gwałtownie dotrzeć do domu, zdjąć te przeklęte buty, zrzucić ciężkie futro. Po co ja się tak wystroiłam?”*
Od dawna nikt jej nie pamiętał i nie rozpoznawał na ulicy, ale nawyk wychodzenia „na ludzi” z pełnym makijażem pozostał. Nie żeby była sławna. Ale po kilku rolach filmowych zaczęto ją zauważać. A jakie mężczyźni za nią szaleli! Żadnego dnia nie było bez bukietu kwiatów czekającego na nią po spektaklu przed teatrem.
Wtedy nazywała się nie Alicja Nowak, ale Lilia Dąbrowska. Brzmi! Dumna była, gdy widziała swoje nazwisko w czołówkach, choć tylko dwóch filmów.
Jak tu duszno. Rozpięła górny guzik futra, zdjęła apaszkę z szyi, potrząsnęła głową, by odpędzić zmęczenie. Włosy przerzedziły się, ale odpowiednia fryzura i farbowanie dawały złudzenie gęstości. Znów spojrzała przed siebie. Ale zamiast własnego odbicia ujrzała młodego mężczyznę, który patrzył na nią i uśmiechał się.
Lilia zareagowała natychmiast, jak zawsze na męską uwagę. Lekko uniosła podbródek, uśmiechnęła się i gwałtownie odwróciła wzrok. *„Zauważam, doceniam i… tyle”*.
*„Powinnam wziąć taksówkę. Drogo? Owszem, ale szybko. I nie byłabym taka zmęczona”*, burknęła pod nosem. Trzeci mąż namawiał ją, by zrobiła prawo jazdy. Ale nigdy się nie odważyła. Bała się.
Jerzy, trzeci mąż Lilii, był najlepszym z oficjalnych małżonków. Szkoda, iż tak wcześnie umarł. Po nim postanowiła już więcej nie wychodzić za mąż. Zresztą, nikt już nie proponował.
A jaka była piękna w młodości, Boże drogi! Delikatny nosek, szkarłatne usta, gęste rzęsy. A oczy! Żywe, pełne radości. Figura choćby teraz niczego sobie. Nie każda w jej wieku może się tym pochwalić. *„Dbałaś o siebie, nie rodziłaś. I teraz żyjesz sama, zapomniana i porzucona”*, zjadliwie zauważył wewnętrzny głos.
— Daj spokój — leniwie odparła Alicja, ale zaraz rozejrzała się. Ostatnio często mówiła do siebie.
Nikt na nią nie patrzył. W wagonie było kilka osób. Ktoś drzemał, ktoś siedział z obojętną twarzą. Tylko mężczyzna naprzeciw wciąż na nią spoglądał. Alicja odwróciła wzrok i wróciła do wspomnień.
Szkoda, iż urodziła się za późno. Była tak świetna, iż mogłaby grać w *„Zimowej opowieści”* nie gorzej niż Polański. Głos miała piskliwy, ale to nie problem — podłożyliby jej głos innej aktorki. Ale tańczyć potrafiła.
Na planie pierwszego filmu, w którym tańczyła, poznała pierwszego męża — przystojnego i charyzmatycznego aktora. Zakochali się w sobie szaleńczo. Wyszła za niego bez namysłu. Ale małżeństwo przetrwało ledwie rok.
Grał nie tylko na scenie. Zrozumiała to, gdy z domu zaczęły znikać pieniądze i jej biżuteria. Grał często, długi rosły. Ani łzy, ani awantury nie pomagały. Gdy ją uderzył, spakowała rzeczy i wyszła.
Niedługo po rozwodzie wyszła za Mieczysława. Był od niej starszy o dziesięć lat. Lilia go nie kochała, ale miał pieniądze, dobrą posadę. Pierwszego męża przeżyła dość. Mieczysław dla niej zostawił żonę i syna. Była żona często dzwoniła, prosiła, by wrócił — *„syn tęskni”*. Wracał do Lilii zamyślony i milczący.
W końcu dostał zawału od stresów i zmarł. Na pogrzebie Lilia nie łkała jak jego była żona. Ta obejmowała trumnę i krzyczała: *„Na kogoś nas zostawił?! Połóżcie mnie obok! Ta aktorica do grobu cię wpędziła…”* Lilia wyszła z pogrzebu.
Romansów miała wiele, ale za mąż nie śpieszyła się. Dopiero po pięciu latach wyszła za Jerzego, emerytowanego pułkownika. Jak on o nią dbał! Kwiaty, futra, diamenty. Jak za takiego nie wyjść?
Żyli razem dwanaście lat. Prosił, by urodziła mu dziecko. Ale nie wyszło, a Lilia nie paliła się do macierzyństwa. Zmarł na udar. Tym razem płakała nad grobem szczerze. Kochała go jak ojca, jak przyjaciela. Krewni męża patrzyli na nią z dezaprobatą. Jednym słowem — aktorica.
Tydzień po pogrzebie nie wychodziła z domu. Przyjaciółka Kasia przeraziła się, widząc Alicję-Lilię. Nalała jej sporą porcję koniaku, zmusiła do snu. Gdy się obudziła, czekał na nią rosół i fryzjer, który ułożył jej włosy i zrobił makijaż. Lilia spojrzała w lustro i znów zapragnęła żyć.
Wróciła do teatru. Ale coś w niej zgasło, a i wiek nie był już młody. Wielbicieli ubyło. Dostawała role *„dojrzałe”*. Do zespołu przyszły młode aktorki — Lilia nie mogła z nimi konkurować. W filmach też nie grywała. Obrażona, odeszła z teatru.
Ale trzeba było jakoś żyć. Alicja zatrudniła się w domu kultury, prowadziła amatorską grupę teatralną. Płacili mało, ale trzeci mąż zapewnił jej wygodne życie. Sprzedawała futra, biżuterię. W końcu przeszła na emeryturę. Miała dość uczenia grać amatorów.
Zanurzyła się tak bardzo we wspomnieniach, iż nie zauważyła, gdy młody mężczyzna przysiadł się obok.
— Od razu pana rozpoznałem. Jest pani Lilią Dąbrowską. Moja mama pannią się zachwycała. Oglądała panny filmy, chodziła na panny spektakle.
Alicja uniosła zdziwionPo chwili wahania uśmiechnęła się lekko, czując, jak po latach zapomnienia znów rodzi się w niej iskra nadziei, iż może nie wszystko jeszcze stracone.