Awantura o rachunek w restauracji

newsempire24.com 8 godzin temu

Dziś nie wiem, jak mam to wszystko odebrać. Błagać Kasię, moją żonę, żeby została? A może powiedzieć: „Idź, jeżeli chcesz”? Przecież wydawało się, iż się kochamy, planujemy dziecko, budujemy wspólną przyszłość. A wczorajszy wieczór w restauracji wszystko wywrócił do górny nogami. Przez jakiś głupi rachunek! Teraz siedzę i myślę: czy byłem w błędzie, nie płacąc za jej przyjaciółkę Olę, czy to Kasia zrobiła z igły widły. Ale jedno wiem na pewno – ta kłótnia zmusiła mnie do zastanowienia się, co tak naprawdę dzieje się w naszym małżeństwie.

Z Kasią jesteśmy razem od trzech lat i zawsze myślałem, iż wszystko u nas gra. No, zdarzają się małe spory – kto wynosi śmieci, jaki film obejrzeć, gdzie pojechać na wakacje. Ale ogólnie zawsze znajdowaliśmy wspólny język. Kasia to moja miłość, moja podpora. Jest błyskotliwa, mądra, z nią nigdy nie jest nudno. choćby zaczęliśmy rozmawiać o dziecku, wybieraliśmy imiona, żartowaliśmy, jak będziemy spacerować z wózkiem. A teraz, przez jeden wieczór w restauracji, rzuca: „Jeśli tak ze mną postępujesz, to może w ogóle nie powinniśmy być razem!” Jak to w ogóle możliwe?

Wszystko zaczęło się wczoraj, gdy poszliśmy z Kasią i jej przyjaciółką Olą do restauracji. Ola to dawna koleżanka Kasi, przyjaźnią się od liceum. Nie mam do niej nic przeciwko, choć czasami irytuje mnie jej sposób mówienia o wszystkim jak ekspert. Ale przez wzgląd na Kasię zawsze byłem uprzejmy. W restauracji zamówiliśmy jedzenie, wino, rozmawialiśmy, śmialiśmy się. Wszystko szło świetnie, dopóki nie przyniesiono rachunku. Spojrzałem na sumę – spora, ale nic nieoczekiwanego. Wtedy Ola, z uśmiechem, mówi: „Marcin, przecież ty stawiasz, tak?” Zaskoczyło mnie to. Nie umawialiśmy się, iż płacę za wszystkich. Myślałem, iż każdy zapłaci za siebie, jak zwykle, gdy spotykamy się ze znajomymi. Ale Kasia spojrzała na mnie tak, jakbym powinien od razu sięgnąć po portfel.

Żeby nie psuć wieczoru, powiedziałem: „Może podzielmy rachunek, to będzie sprawiedliwe”. Ola skinęła głową, ale Kasia nagle zamilkła, a jej wzrok stał się zimniejszy niż lód. Rozliczyliśmy się, każdy za swoje, i pojechaliśmy do domu. W samochodzie Kasia wybuchła: „Naprawdę nie mogłeś zapłacić za Olę? To moja przyjaciółka! Zrobiłeś mi przed nią wstyd!” Próbowałem tłumaczyć, iż nie widziałem w tym problemu, iż nie jesteśmy milionerami, żeby częstować wszystkich dookoła. Ale ona nie słuchała. „Jeśli jesteś taki skąpy – powiedziała – to nie wiem, jak mamy dalej żyć”. I dodała: „Może w ogóle powinnam odejść?” Byłem w szoku. Odejść? Z powodu rachunku w restauracji?

W domu kłótnia trwała dalej. Kasia krzyczała, iż nie szanuję jej przyjaciół, iż jest jej za mnie wstyd, iż nie spodziewała się takiej „małostkowości”. Próbowałem się bronić: „Kasia, przecież umawialiśmy się, iż oszczędzamy na remont i dziecko. Dlaczego mam płacić za Olę, która zamówiła sobie koktajl za sto złotych?” Ale Kasia tylko parsknęła: „Tu nie chodzi o pieniądze, tylko o twoje podejście!” Jakie podejście? Zawsze się staram, opłacam nasze wyjazdy, kupuję prezenty. A teraz okazuje się, iż jestem sknerą, bo nie postawiłem jej koleżance?

Noc spędziłem na kanapie, a rano Kasia oznajmiła, iż zastanowi się, czy zostać ze mną, czy nie. Patrzyłem na nią i nie mogłem uwierzyć: to ta sama Kasia, z którą marzyliśmy o dziecku, śmialiśmy się z głupich komedii, snuliśmy plany? Naprawdę przez jeden wieczór gotowa jest to wszystko zburzyć? Zacząłem wątpić w siebie. Może rzeczywiście byłem w błędzie? Powinienem po prostu zapłacić i nie robić problemu? Ale potem pomyślałem: dlaczego mam się czuć winny? Nie umawialiśmy się, iż stawiam, i nie mam obowiązku być bankomatem dla wszystkich jej znajomych.

Zadzwoniłem do kolegi, żeby się wygadać. WysłuSłuchał, a potem westchnął: „Marcin, to nie o rachunek chodzi – Kasia chciała, żebyś pokazał się przed Olą jako hojny mąż, a ty ją zawiodłeś.”

Idź do oryginalnego materiału