Babcia sprzedała mieszkanie i wyjechała, gdy dowiedziała się o planach wnuka.

twojacena.pl 3 dni temu

Dziennik, 15 maja.

Coraz częściej dochodzę do wniosku, iż choćby więzy krwi nie gwarantują miłości ani szacunku. W naszej rodzinie wydarzyła się historia, która do dziś mrozi krew w żyłach — opowieść o wnuku, który chciał wyrzucić własną babcię z jej mieszkania. Ale ona okazała się sprytniejsza niż wszyscy i postąpiła tak, iż jedni teraz zgrzytają zębami, a inni podziwiają jej siłę.

Poznajcie Wandę Stanisławównę. Ma siedemdziesiąt pięć lat, a wciąż tryska energią, mądrością i euforią życia. Za sobą ma długą pracę, wychowanie dwojga dzieci i pomoc każdemu, kto potrzebował. Po śmierci męża została sama w przestronnym trzypokojowym mieszkaniu w centrum Poznania. I właśnie na ten metraż zwrócił uwagę jej wnuk — Krzysztof, brat mojego męża.

Krzysztof z żoną i trójką dzieci od lat cisnęli się u teściowej. Ciasno, hałaśliwie, kłótnie co drugi dzień. Kupować własne mieszkanie? Nie, po co brać kredyt, skoro jest babcia z mieszkaniem? A po co czekać? „Stara niedługo kopnie w kalendarz, i będzie nasze”. Nie mówili tego głośno, ale widać było to w ich spojrzeniach i ironicznym uśmiechu Krzysztofa oraz jego żony Ewy.

Ale Wanda Stanisława miała inne plany. Nie narzekała na życie — chodziła do filharmonii, muzeów, a choćby na randki, co szczególnie wkurzało wnuka. „Jak to możliwe? Powinna już tylko siedzieć przed telewizorem i czekać na koniec, a tu ciągle gdzieś lata” — mruczał. W końcu znudziło mu się czekanie. Postanowił przyspieszyć sprawę — zaproponował babci, żeby „dobrowolnie” przepisała mu mieszkanie, a sama przeniosła się do domu opieki. Argumenty? „Tam będziesz miała lekarzy i spokój, a tu tylko nam przeszkadzasz”.

Babcia, usłyszawszy to, w milczeniu wstała, zamknęła się w sypialni. Następnego dnia już była u nas — u mnie i mojego męża. Od dawna wiedzieliśmy o planach Krzysztofa, więc proponowaliśmy Wandzie, by sprzedała mieszkanie i spełniła swoje marzenie — podróż do Włoch. Wahała się, ale po słowach wnuka — zdecydowała się natychmiast.

Pomogliśmy jej wynająć lokal — trafili się porządni lokatorzy. Babcia zaczęła odkładać pieniądze. Wtedy Krzysztof wpadł w szał: dzwonił, krzyczał, oskarżał mojego męża o „pranie mózgu” i domagał się… pieniędzy z wynajmu. Ewa zaczęła nas odwiedzać — najpierw z dziećmi, potem sama. Gadała, udawała troskę, pytała o „zdrowie kochanej babci”. Ale cel był jasny — czekali, aż Wanda „odejdzie”, a mieszczenie przejdzie na nich.

Życie jednak napisało inny scenariusz.

Wanda poleciała do Włoch. Jej oczy błyszczały, gdy przysyłała nam zdjęcia z Rzymu, gdzie podziwiała Koloseum. A gdy wróciła — nie zatrzymała się. „Chcę więcej” — powiedziała. Zaproponowaliśmy, żeby sprzedała mieszkanie, kupiła kawalerkę na peryferiach, a resztę przeznaczyła na podróże.

Sprzedała swoją „trójkę” i kupiła małe, ale przytulne mieszkanie na obrzeżach Warszawy. Za oszczędności pojechała do Europy: zwiedziła Austrię, Czechy, a w Szwajcarii… poznała mężczyznę. Thomasa, wdowca, emeryta. Spotkali się na wycieczce, a miesiąc później… wzięli ślub. Tak, brzmi jak bajka, ale choćby polecieliśmy na ich wesele. Kameralna ceremonia pod Zurychem, szampan, świece i śmiech. Było pięknie.

A Krzysztof? Znowu się odezwał. Znowu żądał… teraz już jej nowego mieszkania. „Oddaj nam tę kawalerkę, skoro wyjechałaś do męża! Mamy troje dzieci, a żyć nie gdzie!” — wrzeszczał do telefonu. Do dziś nie rozumiem, jak oni chcieliby tam wszyscy mieszkać.

Babcia tylko się uśmiechnęła: „Jeśli chcecie, odwiedźcie nas — mamy z Thomasem świetny taras”.

Teraz często rozmawiamy przez telefon. Jest szczęśliwa. Mówi, iż pierwszy raz w życiu czuje, iż żyje dla siebie. Nie prosi nas o nic, ale zawsze jesteśmy w kontakcie. I wiecie, co jest najgorsze w tej historii? Nie to, iż Krzysztof z żoną czekali na jej śmierć. Tylko to, iż nigdy nie zobaczyli w niej człowieka. Tylko metry kwadratowe.

Więc morał jest prosty: nie mieszkania czynią nas lepszymi, ale dobroć i uczciwość. A jeżeli stawiacie przedmioty ponad rodzinę — nie dziwcie się, jeżeli zostaniecie sami.

Idź do oryginalnego materiału