Chciałem się jej oświadczyć… ale po ośmiu latach zniknęła, jakbym nie istniał

newsempire24.com 1 dzień temu

Chciałem jej się oświadczyć a ona odeszła po ośmiu latach, jakbym był nikim.

Witajcie. Wiem, iż zwykle takie historie opowiadają kobiety, ale dziś mówi mężczyzna. Bo ja straciłem nie tylko miłość, ale kawał życia. Nazywam się Krzysztof Kowalski, mam dwadzieścia osiem lat, jestem z Łodzi i wciąż nie mogę dojść do siebie po tym, co się stało.

Z Jadwigą byliśmy razem osiem lat. Całe życie, jeżeli się nad tym zastanowić. Poznaliśmy się na uniwersytecie, oboje mieliśmy po dwadzieścia lat. Razem się przeprowadzaliśmy, wspieraliśmy w trudnych chwilach, odkładaliśmy na wakacje, wybieraliśmy meble do mieszkania, razem pochowaliśmy moją babcię, śmialiśmy się przy starych komediach. Myślałem, iż to nie tylko związek, ale prawdziwe partnerstwo. Mocne, dojrzałe, pewne. Myliłem się.

Miesiąc temu zdecydowaliśmy o przerwie. Rzekomo po to, żeby sprawdzić, czy damy radę bez siebie. Wtedy wydawało mi się to rozsądne. Nic nie zapowiadało kłopotów nie kłóciliśmy się, nie raniliśmy. Tylko, jak mówiła, coś w niej się zmieniło i nie była pewna swoich uczuć.

Zgodziłem się. Głupiec. Myślałem: tydzień, dwa i wszystko wróci do normy. Już pierwszej nocy nie mogłem zasnąć w naszym łóżku bez niej. Nie umiałem wejść do kuchni, gdzie piliśmy poranną kawę, ani przejść obok sklepu, w którym kupowała ulubione wafelki. Zrozumiałem: nie dam rady bez niej.

Zacząłem pisać. Dzwonić. Wysłałem kwiaty z kartką: Przepraszam, jeżeli zawiniłem. Wróć. Bez ciebie wszystko traci sens. Zaprosiłem na kolację odmówiła. Pisałem rano i wieczorem: Dzień dobry, co u ciebie?, Tęsknię odpowiadała krótkimi, chłodnymi zdaniami. Koniec. Każdego dnia czułem, jak się oddala.

Spytałem wprost: Nie chcesz już być ze mną? Odpowiedziała: Potrzebuję przestrzeni. Szanowałem to. Miłości się nie wymusi. Odpuściłem. Ale moje serce nie odpuściło. Wciąż miałem nadzieję. Bo miałem plany Chciałem oświadczyć się latem. Kupiłem pierścionek. Wybrałem choćby miejsce ten most, na którym pierwszy raz się pocałowaliśmy. Marzyłem, jak klęknę i zapytam: Wyjdziesz za mnie? A ona rozpłacze się ze szczęścia i powie: Tak.

Zamiast tego dostałem SMS-a. Chłodny, wyrachowany: Przepraszam, ale nie widzę dla nas przyszłości. Proszę, nie pisz więcej.

Zamarłem. Ziemia usunęła mi się spod nóg. Siedziałem w kuchni, wpatrzony w pusty kubek, i nie mogłem złapać tchu. Osiem lat razem. Znałem jej nawyki, zapach, sposób, w jaki mruczała przez sen. Kochałem ją do bólu, do szaleństwa, do poświęcenia. A teraz nagle wycięła mnie jak zbędną scenę. Bez wyjaśnień. Bez powodu.

Nie wiem, czy jest z kimś innym. Nigdy nic nie wskazywało na to. Nie kłóciliśmy się, nie krzywdziliśmy siebie. Byliśmy drużyną. Myślałem, iż idziemy w tym samym kierunku. A okazało się, iż ja biegłem naprzód sam, a ona już dawno skręciła w przeciwną stronę.

Teraz siedzę w pustym mieszkaniu, gdzie wszystko o niej przypomina: jej kubek z odpryskiem, książka na nocnej szafce, gumka do włosów na brzegu wanny. Próbuję żyć ale nie wychodzi. Czytam o rozstaniach, rady psychologów, historie innych facetów Nic nie pomaga.

Chcę tylko zrozumieć: dlaczego? Jak można wyrzucić do kosza osiem lat? Przestać kochać? A może byłem wygodny jak znoszona koszulka wygodna, ale już niepotrzebna?

Jest ciężko. Nie wiem, co dalej. Wszyscy mówią: czas leczy, ale na razie tylko rani. Każdy dzień to jak szorowanie duszy papierem ściernym.

Napisałem to, bo nie mogłem już milczeć. Może ktoś przeczyta i rozpozna siebie. Może zrozumie, jak to boli, gdy odchodzą nie po trzech miesiącach, ale po niemal dekadzie. jeżeli też jesteś w tej dziurze wiedz, iż nie jesteś sam. Jesteśmy. Ci, którzy kochali naprawdę. Marzyli. Wierzyli. I których nie wybrano.

Nazywam się Krzysztof Kowalski. Po prostu starałem się kochać.

Idź do oryginalnego materiału