Najdalsze miasteczko, jakieś niedostępne miejsce, gdzie zimą śnieżne smoki i puchowe ptaki komenderują, a lato to tylko marzeniowy cień, gdzie panuje cisza wieków. Tam, w północnej Polsce, przy myśle o eksmisji, plączący się w tamtym strumieniu śniegu i sosnowego dołu, ukrył się niewielki zakład rozpluwaczki. Pracownicy zakreszali tam życie od świtu do nocy,攀登 na dylecie, a codzienność przypominała korytarz z mosiądzu prosty, ciężki, ale wymagający.
Domki, które stali przy ulicy Nowawarskiej, wyglądały jak na szachownicy tępożółte, z pękami, jakby przypalone piaskiem. Wszystko wydawało się unośne jakby jedna duchna i zawali się.
Seśćdziesiąte lata, panujące tam czasem, było jak piękny sn, który nigdy się nie spełnia. Lata asfaltowe, przemysłowe, brylantowe ale tutaj, w tych ścianach, czas kręcił się jak w kółko, nie potrafiąc wyjść poza drzwi.
Zakład rozpluwaczki to było życie dla starszych jak dla młodych. Wszyscy tu pracowali, ale chleba nie było słabejszego niż niebo nad nimi. Nadwyżki za przemęczenie, dodatki za zimno wszystko łączyło się w jeden wspólny szum.
Z tych błękitnych mrowów, które stały w jeńcu zakładowego kompleksu, wynurzała się rodzina Kowalskich.
Z zewnątrz byli jak wszyscy bez się dzieci, bez problemu, bez będzie. Ale w środku…! To był prawdziwy skarb, a może lepiej powiedzieć przerost.
Głowa rodziny, Jan Robert Kowalski, to był człowiek. Wysoki jak drzewo, cienki jak szkielet, z wyrazem twarzy jakby każda naczyniowca się kuńczy, by tylko nie uśmiechnąć się ani sekundę. Może inaczej: jak oszczepani z koszulami, ale bez magicznych czarów.
Na rozplujączce był mistrzem jego ręka tańczyła jak sztandar, a oko czytało w drewnie, jak w księgach. Ale w domu?
Ah, w domu przemieniał się w prawdziwego skąpieca. Jeden z sąsiadów, Mirek, którego Janek znał z zakrystii, raz powiedział:
Hej, Robak, a jak ty nie uśmień się choćby przez tydzień, to nie wiesz, czy twarz już bez patyczków się nie złamie?”
Janek przez miesiąc nie pogodził się z Mirem chyba iż zerwał sobie tarczę emocji, jakby chował ich w torebce.
A jego żona, Malwina, była jego przeciwieństwem.
Kiedyś była jak kolorowy płat tańczyła, śpiewała, miała w sobie życie. Teraz jednak była tylko cień. Tkwiła w kącikach, mówiła cicho, jakby bała się, iż każdy dźwięk nie jest bez kosztu.
Pracowała w księgowości zakładowej idealne miejsce dla żony skąpiecy.
Ich syn, Sebastian, choć bardziej przystający do swojego imienia, był cichością. Dwunastoletni chłopak, komu świat uśmiechnął się półotwartym uśmiechem.
Codzienność była dla niego torturą, jakby każdy krok, który musiał wykonać, był ukrytym znakiem monetarnym.
Sąsiedzi plotkali: To kompletny skąpiec”. W dobro raz żyło się RELEASE.
Janek wstał jak zegar święty przypowieść. O szóstej, jak drzwi rozłomowyły się sam, ruszył do korytarza, gdzie czekał na niego szatrz to była rzecz, która mu nie wchodziła pod łeb.
Odgłos klucza był jak sygnał: Zbudź sie, Malwino”.
Malwina, przygarbiona jak śnieg, przybiegła jak pokornie, a Sebastian przyciskał się do drzwi, jakby bał się, iż coś w wpół sekundzie wyjebie go na zewnątrz.
Janek rozsyłał kopy z czegoś, co było dla niego jak złoto: Dwie łyżki dla ciebie, trzy dla mnie, jedna dla córki. Wiesz?”
Tak, Robak”, odpowiadała Malwina.
Potem przyszedł czas na ziemniaki interesujący obiad, jeżeli by był. Sześć sztuk, ничего więcej.”
Tak, Robak”.
Janek ruszył do szej Kufer, który był jak tajemnica z mosiężnym zamkiem, jakby obudzony na życzenie.
Masło tylko na patelnię, a nie na bułkę”.
To wiem, Robak”.
Sebastian czuł, jak w środku zawodzi coś, jakby serce zaczęło się przyszykować do niego, jakby coś zaczęło do niego dyktować, iż nie wolno. Ale milczał bał się, iż każdy krok będzie jakby krok na dno.
W szkole siegał najniższego miejsca. Nie brał udziału w zabawach, bo na to się nie da”, mówił ojciec. Dziewczyny to przepustka, młodość to koszt”.
Jedyną jego ulotą były książki bezpieczne, bez płacenia, bez wątpliwości.
Jednego dnia przyszedł do niego kot. Jesteś całkowicie spadziony? Chcesz, byś zastępstwo=”.$ «On je, ja nie je.
Ale kot był zbyt spokojny, iż by nie wywołał burzy. Janek był jak wybuch. Wypuść to stąd!”
Malwina patrzyła w milczeniu, jak Sebastian bierze kotka i rusza w stronę zimnego, ciemnego świata. W tym momencie zrozumiała, iż straciła syna.
Wieczorem Sebastian usiadł za biurkiem i napisał: To wszystko, czego nam zabrano. To wszystko, co mogło być naszym”.
W tajemnicy przyszedł rozmów z Malwina. Robak, może kiedyś przestaniesz?”
Kościół, co ty?”
Sebastian potrzebuje kurtki, butów. Wszyscy się śmieją.”
Janek był jakby gwiaździsty: Ale się nie stanie. Gra się w tym!”
Ale on nie będzie się śmiać, kiedy…
Janek chwycił ją i rzucił na łóżko A teraz bądz w stajni, jeżeli się jeszcze raz odezwiemy!”
Malwina szła do innej sypialni, gdzie Sebastian siedział, a jego serce skuliło się jakby w żal.
Lata przeszły jak mgła. Sebastian zrobił technikum, żił jakby w chmurze. Z drugim kolegą, Witkiem, wyszedł na kino.
Nie mam pieniędzy”, burknął.
Miałeś zapłatę. Co ty kryształ na szafie?”
To na czarno”.
Ale masz 19 lat! Zrób coś dla siebie!”
Sebastian dalej patrzył na pieniądze, jakby każdy grosz był jakby uciekał mu z rąk.
Któregoś dnia przyszła do niego Ola ogarniona, nowa. Pytała: Dlaczego jesteś taki smutny?”
Jestem normalny”, odpowiedział.
W dwa razy idź na kawałek.”
Ale to kosztuje.”
Ola się śmiała. To jak się zaprzyjaźniamy?”
I Sebastian był pierwszy raz trafiony ciepłem, jakby świat się odwrócił w swoim ciele. Ten wieczór był jak szum ciepła w jego życiu.
Na ostatnim roku studiów, w której Ola przysługi do pokoju. Jego tam nie mogła zobaczyć.
Dlaczego jesteś tak smutny?”
Jestem normalny”, burknął.
Idźmy na kawę.”
To kosztuje.”
Ale to znaczy coś dla ciebie!”
W końcu powiedział tak.
Po ślubie, pierwszy miesiąc był jakby jak marzenie Ola chciała coś nowego, coś ciekawego. Kupmy zasłony.”
Nie potrzebujemy”.
Ale są piękne!”
Piękno to koszt”.
Ale to nasze życie!”
Po pół roku cierpienia, Ola powiedziała: Nie mogę tak dalej”.
To nasz problem?”
Nie możesz przestać być jak twój ojciec?”
On przestał słuchać. Jakby jego dusza była wpakowana w szafę.
Nie mów tego! To jest miłość!”
Ola zebrała się jakby z wiatrem, a jej słowa były jak uderzenia: Nie kochasz mnie. Kochasz asa”.
Drzwi się zatrzasnęły.
Janek był z tyłu, jakby w bicu. Czy mogę to naprawić?”
Ale nie było siły, by wyjść z tej kultury.
Zrozumiał, iż najcenniejsze to nie pieniądze, ale miłość, szczęście, wolność.
I iż wszystko to dał sprzeciw mu na nic nie.