45 lat temu rozpoczęły się protesty w Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego PZL-Świdnik. Strajki wybuchły po podwyżce cen żywności w bufetach i stołówkach zakładowych, a następnie rozprzestrzeniły się na inne zakłady w województwie lubelskim. Był to początek zrywu 1980 roku.
Fala strajków objęła całe województwo, poprzedzając protesty na Wybrzeżu, które doprowadziły do podpisania porozumień sierpniowych w Stoczni Gdańskiej i powstania NSZZ „Solidarność”. Według danych „Solidarności” podczas Lubelskiego Lipca ‘80 przeciwko komunistycznym władzom protestowało co najmniej 160 zakładów i około 80 tysięcy pracowników.
ZOBACZ ZDJĘCIA:
– Mieliśmy wewnętrzny radiowęzeł i wewnętrzne telefony. Od pierwszej chwili strajku poszły telefony do wszystkich działów i wydziałów: „Słuchajcie! Jedynka stoi”. Minęły dwie czy dwie i pół godziny i cały zakład stanął –- opowiada Piotr Karwowski, uczestnik ówczesnego protestu w WSK PZL -Świdnik. – Kiedy ludzie ze Świdnika i z okolic dowiedzieli się, iż jest strajk, przyszli do nas na widzenie pod bramę. To było bardzo sympatyczne. Bo w tym czasie nikt z zewnątrz nie mógł tu do nas wejść. Byliśmy sami i sami wiedzieliśmy, jak pokierować tym strajkiem, żeby nie doszło do „dużego bicia” (siłowego rozbicia strajku przez władze –red.), tak jak to miało miejsce w poprzednich wydarzenia, takich jak w Radomiu. Stało się to tak spontanicznie, iż nikt się tego nie spodziewał, a wyszło.
– Nie dawało się funkcjonować. Człowiek był mocno ograniczony. System wyznaczał wszystko, łącznie z tym, jaka ma być moda, jak się ubierać. A ludzie zawsze pragną wolności. I dążyliśmy do tego, żeby władza nie decydowała, co w kolejnym dniu człowiek musi robić – mówi Marian Król, były przewodniczący Regionu Środkowo-Wschodniego NSZZ „Solidarność”, wówczas również uczestnik strajku w świdnickich zakładach.
– W 1980 roku lawina ruszyła z Lubelszczyzny. To efekt pokoleń, bo tutaj jest fundament polskiej tradycji i obyczaju, ale też katolickiej nauki społecznej. Te wszystkie rzeczy pięknie wpisały się w naszą lubelską historię, a ona później zaprocentowała – stwierdza Marek Wątorski, przewodniczący Regionu Środkowo-Wschodniego NSZZ „Solidarność”. – Krótko mówiąc, w komunistycznej Polsce po 1944 roku byliśmy traktowani jako Polska B.
Bezpośrednią przyczyną strajku, który wybuchł 8 lipca 1980 r. w WSK „PZL-Świdnik” była podwyżka cen w zakładowej stołówce.
– To było bardzo duże uderzenie po kieszeni prostego człowieka, ale gdyby chodziło tylko o tę różnicę cen (10 zł na 18 zł), to ten strajk skończyłby się w ciągu 8 godzin, a trwał 4 dni. Chodziło o coś więcej, niż tylko o przysłowiowego „kotleta” – stwierdza Marian Król.
– 26 czerwca 1980 roku doszło do strajku w WSK Tomaszów Lubelski, 8 lipca w WSK PZL-Świdnik”, a później poszła lawina strajków na całą Lubelszczyznę. Pokazała ona, iż mieszkańcy Lubelszczyzny zawsze stawali na wysokości zadania – dodaje Marek Wątorski.
– 45 lat temu domaganie się wolnego wyboru do związków zawodowych to był daleko idący postulat polityczny. I to się udało. A przede wszystkim udało się przełamać barierę strachu i podpisać pierwsze porozumienie w PRL-u. Udało się wyznaczyć kierunki zmian w Polsce, bo forma strajku, jaka tutaj pojawiła się, była wyznacznikiem roku 1980 w całym kraju – tego, co wydarzyło się i w lipcu, i sierpniu, i wrześniu – dodaje Marian Król.
W Świdniku po raz pierwszy w historii Polski Ludowej podpisano porozumienie pomiędzy strajkującymi a kierownictwem zakładu.
RyK / opr. ToMa
Fot. Iwona Burdzanowska