Gorzkie pomidory: jak przetwory zniszczyły rodzinne więzi
Katarzyna Nowak, zmęczona po długim dniu, chciała zadzwonić do sąsiadki, ale nie zdążyła. Ledwo wzięła telefon do drżących rąk, gdy rozległ się przenikliwy dzwonek, jakby zapowiadając burzę. Dzwoniła Halina – siostra jej zmarłego męża, kobieta, której telefony zawsze przynosiły niepokój. „Coś się stało?” – przemknęło przez myśl Katarzynie. Halina dzwoniła rzadko, a każdy jej telefon był jak uderzenie pioruna.
Katarzyna niepewnie nacisnęła przycisk odbioru.
– Kasia, co ty tam robisz?! – od razu rzuciła się Halina, choćby nie witając się. – Szósty raz do ciebie dzwonię!
– Nie zdążyłam podejść… – cicho odpowiedziała Katarzyna, czując, jak zmęczenie ciężkim kamieniem przygniata jej ramiona.
– No pewnie! – zaśmiała się Halina, ale w jej śmiechu było szyderstwo. – Dzwonię nie bez powodu… Twoje pomidory w tym roku to sama sól! Znam inny przepis, musisz spróbować…
– Nie będzie więcej soli – ostro przerwała jej Katarzyna, a w jej głosie zabrzmiała stal. – I pomidorów nie będzie. Nic nie będzie.
– Jak to, nie będzie?! – Halina zaniemówiła, jej głos zadrżał z dezorientacji. – Co, obraziłaś się?
9 miesięcy temu
Czas czytania: 5 minut
Źródło: Wiejska plotka
Ileż to razy Katarzyna Nowak, mieszkająca w cichej wsi Lipniki, marzyła, by zmniejszyć swój ogródek, ale każdej wiosny zaczynało się od nowa. Rozsady, grządki, semena – jak zaklęty krąg, z którego nie ma wyjścia. W piwnicy kurzyły się słoiki z zeszłorocznymi przetworami, których nie zabrali ani dzieci, ani liczni krewni.
Dawniej mąż, Jan, pomagał we wszystkim: kopał, podlewał, zbierał plony. Ale dwa lata temu go zabrakło, i Katarzyna została sama przeciwko ogrodowi i niekończącemu się strumieniowi gości. Krewni Jana przyjeżdżali regularnie – odwiedzić grób, pogadać i oczywiście załadować torby wiejskimi smakołykami. Najczęściej pojawiała się Halina, siostra zmarłego męża, z jej wiecznymi prośbami i docinkami.
Dzieci Katarzyny przyjeżdżały rzadziej, ale pomagały z ziemniakami. Resztę robiła sama, szczególnie chroniła swoje pomidory i ogórki, nie ufając ich nikomu. Po tym, jak synowa raz tak spielła grządki, iż wszystkie marchewki uschły, Katarzyna w ogóle przeKatarzyna uśmiechnęła się, patrząc na swoją nową altankę otoczoną kwiatami, i pomyślała, iż opłacało się postawić na siebie.